28 lutego 2015

Porada. Co zrobić z tłuszczem spod pieczenia mięsa?




Jeśli pieczecie wieprzowinę, kaczkę, gęsinę, nawet kurczaka - generalnie mówiąc - tłuste kawałki mięsa, to w brytfance zawsze zostaje spora ilość tłuszczu. Nie polecam zostawiać go w całości jako bazę do sosu pieczeniowego, bo będzie on za tłusty. Po upieczeniu mięsa, a przed zrobieniem sosu należy tłuszcz zlać do słoiczka i pozostawić do stężenia. Przechowywać w lodówce, maksymalnie do 2 miesięcy.

Po co to robić? Przecież to sam tłuszcz, cholesterol, tłuszcze trans i zawał serca skompresowany w słoiku - być może pomyślicie. Otóż zjedzony na raz pewnie tak, natomiast dodawany w małej ilości do sosów, zup, duszonych czy pieczonych warzyw podniesie ich walory smakowe niebagatelnie, a Wy podbijecie smak dań za grosze i w sposób naturalny. Zróbcie na tym pieczone ziemniaki - każdy się będzie pytał, jaki jest Wasz sekret! No i niech kamieniem rzuci ten, który nigdy nie używa kremówki, czy nie je tłustych serów.

W owym tłuszczu można zatopić zioła, np. tymianek, rozmaryn, można dodać przyprawy jak koper włoski, goździki, anyż. Można zrobić mini kostki smakowe używając tych dodatków i zalewając je tłuszczem w foremkach na lód, a następnie zamrażając.

Pamiętać należy, aby tłuszcz nie był za gorący, bo może nam pęknąć słoik. Unikałabym zachowywania tłuszczu spod jagnięciny, gdyż jest to smak tak mocny i specyficzny, że zabije smak innych dań, zamiast go podbić.

Poza tym wszystkim wylewanie tłuszczu do kanalizacji to zło, a czasem pozbywanie się go w inny sposób może być kłopotliwe. Dlaczego go więc nie zachować i nie wykorzystać w późniejszym gotowaniu?

24 lutego 2015

Pieczyste niedzielne. Łopatka wieprzowa. Na budżecie z Jamiem.


Wypróbowałam kolejną propozycję z książki "Save with Jamie", o której pisałam Wam kilka słów w tym wpisie. Przygotowałam to w zasadzie trochę z musu, bo luby miał ciśnienie na wypróbowanie innego przepisu z wykorzystaniem resztek z tej pieczeni. Od niechcenia przygotowałam, a rozłożyło mnie to na łopatki. Zastosowałam delikatne zmiany w stosunku do oryginalnego przepisu, o których wspomnę poniżej. 

Zdaję sobie sprawę, że 4.5kg kawał wieprzowiny swoje kosztuje, ale to porcja na ok. 8 osób plus powinny zostać resztki (przynajmniej wg Jamiego). U nas było dokładnie z połowy porcji, na pewno na dwa obiady i być może na resztki - mięso było tak pyszne, że zjedliśmy go sporą jak na nas porcję. Łopatka miała kość i grubą skórę, którą ponacinali mi rzeźnicy, pochodziła z lokalnej hodowli, w której świnie wypasane są na zewnątrz w dobrych warunkach życiowych. 




Do mięsa zamiast ziemniaków był tym razem seler korzeniowy, który usmażyłam w tłuszczu wieprzowym (u Jamiego oliwa, a jakże!), a także duszona czerwona kapusta (w przepisie z dżemem z owoców jagodowych, u mnie z membrillo - gęstą galaretkę z pigwy, bo w domu nie miałam ani jednego dżemu). Tym razem wystąpił też wyjątkowo ubogi w składniki, ale jakże smaczny sos pieczeniowy bez żadnych nonsensownych składników typu granulki zagęszczające, czy kostki rosołowe (przepis na sos na wypasie w tym wpisie). Zamiast tradycyjnego musu/sosu jabłkowego, który Brytyjczycy kochają do wieprzowiny były pieczone połówki jabłek.

Całość była wyśmienita i do powtórzenia dość szybko.


2 lutego 2015

Co z tym blogiem?


Kochani,

Wielkimi krokami zbliża się piąta rocznica bloga. Co się dzieje z nim - każdy widzi. Od dziesięciu miesięcy nie śpię po nocach, w dzień nie mam czasu na wiele rzeczy, które pochłaniały mnie w czasach bezdzietnych. Wróciłam do pracy, dodatkowo jestem instruktorką Zumby i za tydzień uruchamiam drugą grupę, po tym jak pierwsza okazała się być sukcesem. Sprawia mi to ogromną radość, powoduje, że jak wstaję rano, to myślę: dziś po całym dniu w biurze jeszcze pracuję wieczorem, ale OK - robię to co lubię, wracam do domu zrelaksowana, utrzymuję się w dobrej fizycznej formie. Chcę się rozwijać w tym kierunku. :)

Nie to, że nie gotuję. Gotuję, próbuję nowe dania, czasem w pośpiechu, czasem z przekleństwem na ustach, bo dzieć mi się płakał i jak poszłam go ukoić, to spaliłam coś dobrego. Rzadziej mam okazję przygotować się do sfotografowania dań i zrobić dobre zdjęcie. Gdzieś tam w środku żałuję, gdzieś mnie to gniecie, frustruje. Z dnia na dzień coraz mniej jednak. Chyba nie ma co się szarpać z życiem - jest jakie jest, trzeba brać to na klatę, a dobre rady odnośnie usypiania dzieci kwitować uśmiechem i komplementem, że Ci radzący wyglądają na takich wypoczętych! :P

Nie zamykam bloga. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę do regularnego pisania, a część z Was może wróci i będzie tu zaglądać. W miarę moich możliwości coś będzie się tu pojawiać. Za mało, aby utrzymać pewnie zainteresowanie wielu, ale za dużo, aby uznać blog za martwy. Będę Wam na fb przypominać starsze wpisy, jest ich parę setek!

Tym, którzy bywali tu przez lata, ale też tym, którzy dopiero docenili moją pracę - dziękuję. Blog to kawał mojego życia, ale priorytety się zmieniają i mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Z pozdrowieniami, szacunkiem i miłością pozostaję,
Karolina