26 lutego 2013

Obiad w 30 minut. Bez kompromisów.



 
Jeśli czytacie regularnie mój blog, albo śledzicie wpisy na fanpage, to na pewno zorientowaliście się, że gadanie, że ktoś je gotowce i dania na wynos, bo nie ma czasu gotować, działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Smaczny, nieskomplikowany obiad ze świeżych składników, to kwestia mniej więcej pół godziny (makarony szybciej, ale nie o nich dziś). Czego nam jedynie trzeba? Przede wszystkim chęci i pozytywnego nastawienia. Co poza tym? Dobrej organizacji w kuchni. I nie trzeba być wykwalifikowanym szefem kuchni.

23 lutego 2013

Walczę z demonami, vol. 5



Dostaję często odzew, że lubicie mój blog, bo nie ma tu natłoku słodkości. Nie ma, bo ja ponad ciasto stawiam jednak smaczną przystawkę, pyszny obiad, a na deser starczy mi kawałek sera, czy gorzkiej czekolady. Nie zjem byle czego na obiad, byle się potem zapchać domowym wypiekiem na słodko, skupiam się więc na słonych, wytrawnych smakach. Piekę nie za często i sięgam po sprawdzone przepisy - brownies, serniki i proste ciasta ucierane z owocami sezonowymi, czy drożdżowe. Toteż chyba nikogo nie zdziwi, że w życiu nie upiekłam tortu. Trochę z powodów, o których wyżej, a trochę z przekonania, że to piekielnie trudne i na pewno mi się nie uda.

W zeszłym tygodniu dostałam na łeb. Tort śnił mi się po nocach, a w ciągu dnia czułam jego zapach i dostawałam ślinotoku. Nie byłam w stanie tego opanować. To były omamy i trzeba było temu zaradzić. Problem w tym, że jakbym sobie nie upiekła, to bym go nie zjadła. No, to upiekłam.

21 lutego 2013

Zielony smoothie. Z owocami egzotycznymi. Bardzo kremowy.




Bardzo kremowy i sycący dzięki bananowi. Mieszanka egzotycznych owoców i naszych dobrych starych znanych warzyw. Moja nowa obsesja śniadaniowa. Uwielbiam zacząć dzień szklanką świeżych owoców i warzyw.

19 lutego 2013

Marynowane sardele i papryka. Na grzance.


 
W Polsce sardele (vel anszuje, czyli anchois) kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z małymi, piekielnie słonymi rybkami, po których kilka razy jako nastolatka miałam fatalne sensacje żołądkowe. Unikałam więc latami, aż do spróbowania ich ponownie nakłoniła mnie moja pierwsza szefowa, w restauracji, w której pracowałam po przyjeździe do Wielkiej Brytanii. Z tą różnicą, że ona poleciła mi i podstawiła pod nos sardele marynowane w oleju. Wcale nie słone, a lekko kwaskowate i bardzo mięsiste. Przepadłam. Wielokrotnie zamawiałam je później w barach tapas podczas naszego wypadu do Andaluzji. Jeśli ktoś nie przepada za solonymi sardelami, to polecam gorąco spróbować te marynowane - różnica jest kolosalna i choć dziś solonych używam sporo (do makaronu, do podbicia smaku jagnięciny, do tatara, a ostatnio do ciecierzycy po włosku), to właśnie te marynowane są moimi ulubionymi. 

17 lutego 2013

Ziemniako-brokuło-groszek. Puree uniwersalne.




Macie czasem taki dzień, że zastanawiacie się jakie dodatki podać do kawałka mięsa czy ryby? Zwykłe ziemniaki i warzywa jako dodatek się Wam znudziły? A może lubicie proste, pyszne jedzenie i micha utłuczonych warzyw może stanowić dla Was genialny obiad? Jeśli na choć jedno z tych pytań odpowiedzieliście twierdząco, to czytajcie dalej. 

14 lutego 2013

Pomidorówka lubego. Rocznica.




Trzy lata blogowania. Głupie pytania (choć nie, podobno nie ma głupich pytań), czasem przekleństwa, że coś poszło nie tak, ale najczęściej wzruszenie i radość, że ktoś docenia moją pracę włożoną w to miejsce. Patrzę na stare fotografie i widzę przebytą drogę, ale nie patrzę w przeszłość - interesuje mnie to, co będzie. 

Nie byłoby tego miejsca bez Was, więc dziękuję, że jesteście.

12 lutego 2013

Golonka Pięć Smaków




Nie samymi zielonymi sokami człowiek, czyli ja, żyje. Choć mięsa jem relatywnie mało, to czasem po prostu napada mnie ochota na krwisty stek czy tłustą wieprzowinę. A zamiłowanie mam do kąsków wymagających. Co to za sztuka usmażyć polędwiczkę wieprzową? Sztuka kupić te cięcia wymagające czasu i cierpliwości, a czasem kilku tricków i przyrządzić je tak, że polędwiczka może się schować.

10 lutego 2013

Zielony smoothie. Na dobry początek dnia.



Dacie wiarę, że od miesiąca nie piję kawy? Powoli rozjaśniające się poranki oraz zielone koktajle robione rano i wypijane na czczo dają mi niezłego kopa. Popołudniami nie mam "zejścia" i potrzeby wypicia kolejnej kawy (jak to bywało...), aby jakos dotrwać do obiadu, czy wieczornego treningu. Zielone warzywa jak szpinak, czy jarmuż mają moc i poprawiają nastrój! I podobno urodę. (mrugam zalotnie!)

8 lutego 2013

Kanapki z resztkami z obiadu/lunchu.




Ciecierzyca, awokado i chilli zostały dla siebie stworzone. Przekonałam się o tym przygotowując kanapki z resztkami ciecierzycy wg Contaldo, którą pokazałam Wam dwa dni temu. Resztki ciecierzycy podgrzałam lekko i z grubsza ugniotłam tłuczkiem do ziemniaków. Na kilka kromek mojego chleba powszedniego położyłam pogniecione awokado skropione cytryną i posypane solą. Na górę dałam nieco pogniecionej ciecierzycy, posypałam płatkami chilli i skropiłam oliwą z Ginestry.

Niebo w gębie.

6 lutego 2013

Ciecierzyca z sardelami wg Contaldo



Wreszcie w ruch poszła książka pt. "Gennaro's Home Italian Cooking", którą dostałam od lubego ponad miesiąc temu. Gennaro Contaldo nie trzeba nikomu przedstawiać, mam też inną książkę, którą współtworzył "Two Greedy Italians", o której Wam pisałam i gotuje mi się z niej świetnie.

4 lutego 2013

Tarty orzechowo - kakaowe (bez dodatku cukru, bez pieczenia, surowe/witariańskie/raw)




Surowy (witariański) deser, który podzielił nasze domostwo. Nie stał się wprawdzie kością niezgody, powodem cichych dni, czy odstawienia od niemałżeńskiego łoża, ale jednak definitywnie nas podzielił. Ja go uwielbiam i przygotowałam go już dwa razy, za każdym kęsem czuję, że to jest deser, który jest moim nowym konikiem - bo smakuje świetnie, ale daje mi także świadomość, że jem naturalny produkt i bez dodatku cukru. Nie zrozumcie mnie źle - nie porzucam cukru, ale staram się go ograniczyć, z wielu powodów. Natomiast luby po trzech kęsach i niewyraźnej minie powiedział, że on dziękuje, ale pasuje, bo jemu deser "jedzie" warzywem (a warzywa bardzo lubi!), jest mało słodki (to akurat można regulować, o czym w przepisie) i „chyba do niego nie dorósł.”

Od dawna czytam i interesuję się dietą surową, a dokładnie odkąd nasz bliski przyjaciel na nią przeszedł w związku z nowotworem, na który chorował. Wtedy informacje na temat tej diety były szczątkowe, ja po omacku przygotowywałam nasza wspólną kolację, serwując głównie ciekawe surówki i owoce na deser. Lekarze dali mu trzy miesiące życia, nie proponowali nawet inwazyjnego leczenia, ale jeden indyjski lekarz - jego przyjaciel polecił mu surową dietę. Nasz drogi John ostatnie miesiące życie spędził na surowej diecie i  dożył swoich ostatnich dni w świetnej formie i de facto nie zabił go nowotwór, a coś innego. Miał prawie 83 lata (przy okazji wspomnę, że swoje 80 urodziny obchodził na Wyspach Wielkanocnych). Nie twierdzę, że dieta go uzdrowiła, piszę to, aby nawiązać do tematu surowej diety - ona zawsze będzie kojarzyć mi się z Johnem i to jego przypadek spowodował, że zaczęłam się interesować jej wpływem na zdrowie.

1 lutego 2013

Koktajl poranny. Bez dodatku cukru, słodki jak szlag.

 

Od dłuższego czasu podejrzewałam u siebie nietolerancję laktozy. Bywało, że po spożyciu mleka nie czułam się najlepiej, natomiast dolegliwości nie nasilały się po fermentowanych przetworach mlecznych. I tak się bujałam przez lata z poranną kawą z mlekiem, a żołądek miał dość. Testów wprawdzie nie zrobiłam, ale ponad pół roku temu sprawy stały się bardziej uciążliwe (o czym pisałam tutaj) i zmodyfikowałam dietę. Mleka krowiego nie piję, ratuję się mlekiem (czy też napojami mleko podobnymi) pochodzenia roślinnego. Z soją różnie bywa, często jest GMO i może wpływać na gospodarkę hormonalną, ostatnio z soi zrezygnowałam, tj. z mleka sojowego. Polubiłam się z napojami mlecznymi z migdałów. Pierwszy karton kupiłam, ale okazało się, że zawiera cukier. Niewiele, ale jednak. Po lekturze licznych wpisów z przepisami Olgi Smile na mleko pochodzenia roślinnego, w tym tygodniu wyprodukuję swoje mleko migdałowe.