W Polsce sardele (vel anszuje, czyli anchois) kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z małymi, piekielnie słonymi rybkami, po których kilka razy jako nastolatka miałam fatalne sensacje żołądkowe. Unikałam więc latami, aż do spróbowania ich ponownie nakłoniła mnie moja pierwsza szefowa, w restauracji, w której pracowałam po przyjeździe do Wielkiej Brytanii. Z tą różnicą, że ona poleciła mi i podstawiła pod nos sardele marynowane w oleju. Wcale nie słone, a lekko kwaskowate i bardzo mięsiste. Przepadłam. Wielokrotnie zamawiałam je później w barach tapas podczas naszego wypadu do Andaluzji. Jeśli ktoś nie przepada za solonymi sardelami, to polecam gorąco spróbować te marynowane - różnica jest kolosalna i choć dziś solonych używam sporo (do makaronu, do podbicia smaku jagnięciny, do tatara, a ostatnio do ciecierzycy po włosku), to właśnie te marynowane są moimi ulubionymi.
Dziś proponuję prostą przekąskę z użyciem marynowanych sardeli. Można podać ją na lekki lunch, albo na przystawkę przed obiadem, czy tez jako tzw. finger food na imprezę. To jest bardzo szybka wersja - oczywiście można samemu marynować sardele i paprykę - może kiedyś zrobię o tym wpis, na razie podaję gotowce, bo z nich korzystam.
Marynowane sardele na grzance z pieczoną marynowaną papryką
2-3 porcje (na przystawkę)
6 kromek bagietki
oliwa do skropienia
1 czerwona pieczona marynowana papryka ze słoika (bez skóry)
6 podwójnych filetów marynowanych sardeli
1 kopiasta łyżeczka marynowanych kaparów
nieco posiekanej natki pietruszki
świeżo zmielony czarny pieprz
starta skórka z cytryny (opcjonalnie)
Bagietkę zgrillować na patelni lub w piekarniku, aby była nieco chrupiąca. Skropić oliwą, na górę położyć paprykę pokrojoną w paski, fileciki sardeli, lekko posiekane kapary i natkę pietruszki oraz skórkę z cytryny, jeśli używacie. Zmielić nieco pieprzu i podawać.
poproszę taka bajkową kolację :)
OdpowiedzUsuńI ja też poproszę:-) Sardele wyglądają zacnie, nie takie jak u nas;-)
OdpowiedzUsuńBardzo fotogeniczne te anszuje na tym mrocznym tle ;).
OdpowiedzUsuń