Surowy
(witariański) deser, który podzielił nasze domostwo. Nie stał się
wprawdzie kością niezgody, powodem cichych dni, czy odstawienia od
niemałżeńskiego łoża, ale jednak definitywnie nas podzielił. Ja
go uwielbiam i przygotowałam go już dwa razy, za każdym kęsem czuję, że to jest deser, który jest moim nowym konikiem - bo smakuje świetnie, ale daje mi także świadomość, że jem naturalny produkt i bez dodatku cukru. Nie zrozumcie mnie źle - nie porzucam cukru, ale staram się go ograniczyć, z wielu powodów. Natomiast luby po trzech kęsach i niewyraźnej minie
powiedział, że on dziękuje, ale pasuje, bo jemu deser "jedzie"
warzywem (a warzywa bardzo lubi!), jest mało słodki (to akurat
można regulować, o czym w przepisie) i „chyba do niego nie
dorósł.”
Od
dawna czytam i interesuję się dietą surową, a dokładnie odkąd
nasz bliski przyjaciel na nią przeszedł w związku z nowotworem, na
który chorował. Wtedy informacje na temat tej diety były
szczątkowe, ja po omacku przygotowywałam nasza wspólną kolację,
serwując głównie ciekawe surówki i owoce na deser. Lekarze dali
mu trzy miesiące życia, nie proponowali nawet inwazyjnego leczenia,
ale jeden indyjski lekarz - jego przyjaciel polecił mu surową
dietę. Nasz drogi John ostatnie miesiące życie spędził na surowej diecie i dożył swoich ostatnich dni w świetnej
formie i de facto nie zabił go nowotwór, a coś innego. Miał
prawie 83 lata (przy okazji wspomnę, że swoje 80 urodziny obchodził na Wyspach
Wielkanocnych). Nie twierdzę, że dieta go uzdrowiła, piszę to, aby
nawiązać do tematu surowej diety - ona zawsze będzie kojarzyć mi
się z Johnem i to jego przypadek spowodował, że zaczęłam się
interesować jej wpływem na zdrowie.
Dziś
w internecie jest masa blogów poświęconych temu sposobowi
żywienia, więc jeśli chcecie się dowiedzieć to wujek Google Wam
na pewno pomoże (dieta RAW, dieta surowa, witarianizm), a ja
prezentuję dziś deser, który wykonałam z tego powodu, że lubię
wyzwania i nowości w kuchni, a także dlatego, że staram się jeść
dużo surowych rzeczy i pomyślałam, że może warto w końcu tę
zasadę przenieść także na desery.
Tyle
tytułem wstępu, a teraz czuję się zobowiązana napisać kilka
słów o oleju, bo wiele osób nie miało z nim styczności, nie wie
"z czym to się je".
Olej
kokosowy (masło kokosowe, tłuszcz kokosowy) to olej otrzymywany z
twardego miąższu orzechów palmy kokosowej. Przy jego zakupie
należy uważać - bardzo często spotykany jest rafinowany olej -
odkwaszany i wybielany, który w postaci płynnej jest lekko żółty.
Rafinowana wersja jest prawie bezzapachowa. Tej unikać! Zdrowy,
zawierający dobroczynne składniki jest olej tłoczony na zimno
(extra virgin), delikatnie pachnie kokosem. Poza tym należy
upewnić się, że źródło, z którego kupujecie jest ekologiczne i
fair trade - wiele upraw, popularnego teraz oleju jest prowadzona w
skandalicznych warunkach - nie warto ich wspierać. Nierafinowany olej z dobrego źródła jest droższy,
ale benefity płynące z jego kupna i użycia są nie do
przecenienia.
Olej
kokosowy w temperaturze poniżej 25 stopni C przybiera wygląd
przypominający ścięty, biały tłuszcz, ale ogrzany bardzo szybko
przyjmuje postać płynną. Można nim smarować pieczywo, piec z
nim, używać do smażenia, świetnie pasuje jako dodatek do
smoothies, szczególnie tych z egzotycznych owoców.
Praktycznie nie zawiera utleniających się kwasów tłuszczowych, co sprawia, że jest bardzo stabilny podczas smażenia w wysokich temperaturach, a do tego jest o wiele zdrowszy od niektórych, bardziej popularnych olejów.
Ma on też zastosowanie w kosmetyce. Olej posiada właściwości nawilżające, może być stosowany na skórę całego ciała, a także jako maseczka lub serum na włosy. Ja mam na wykończeniu olejek jojoba do włosów, a potem będę próbowała maski z kokosowego. Tym olejem płucze się też jamę ustną z rana (przed myciem zębów i na czczo) to tzw. oil pulling (ssanie oleju) - podobno zauważa się poprawę stanu dziąseł, koloru zębów i ogólnego stanu jamy ustnej. Jeśli wierzyć Ajurwedzie wiele chorób przewodu pokarmowego i organów wewnętrznych może mieć początek na języku i nieodpowiednio pielęgnowanej jamie ustnej. Ja stosuję tę metodę od 10 dni, więc nie czuję, że jest to moment, w którym powinnam się wypowiadać na temat efektów tej kuracji, ale chętnie poczytam, czy ktoś z Was stosuje i z jakim skutkiem.
A teraz wreszcie przepis na tarty - jest to moja improwizacja, ale inspirowana słodyczami surowymi z bloga LauryCoxeter.
Witariańskie
tarty orzechowo - kakaowe (surowe, raw, bez pieczenia)
4
sztuki (foremki okrągłe o średnicy 10cm*)
Spody
140g
orzechów włoskich
2
łyżki oleju kokosowego organicznego, tłoczonego na zimno
4
daktyle Medjool/Medjoul
Masa
1½
dojrzałego awokado
6-8
daktyli Medjool/Medjoul (lub do smaku - im więcej tym słodszy
będzie deser)
100g
całych migdałów (nieblanszowanych, ze skórka)
2
łyżki ciemnego naturalnego kakao (organicznego, surowego**)
2
łyżki oleju kokosowego
3
łyżki mleka migdałowego (opcjonalnie - gdy masa jest za sucha)
szczypta
soli (użyłam morskiej, może być himalajska)
świeża
mięta do serwowania (opcjonalnie)
Przygotować
spody. Orzechy włoskie zalać woda źródlaną i zostawić na min. 6
godzin *** (u mnie cała noc). Następnie odcedzić i osuszyć. Włożyć
do malaksera wraz z olejem kokosowym.
Tego
samego dnia zalać migdały wodą źródlaną i odstawić. Na min. 6
godzin, a najlepiej na całą noc.
Cztery daktyle
wypestkować i z grubsza posiekać i dodać do malaksera z uprzednio zmielonymi orzechami. Zmielić
całość - nie musi być idealnie gładkie - zasadniczo daktyle
powinny być rozdrobnione dość mocno, a orzechy mogą być nadal
wyczuwalne. To jest masa na spody.
Masę
tę podzielić na 4 części - przełożyć do foremek i palcami
(najlepiej zimnymi) ugnieść dokładnie masę na dnie i brzegach.
Przykryć folią spożywczą i włożyć do lodówki na min. 6
godzin, a najlepiej na całą noc.
Daktyle
(6-8 sztuk) do masy kakaowej wypestkować i z grubsza posiekać. Włożyć do miseczki i zalać
ok. 3 łyżkami wody. Pozostawić na parę godzin (u mnie 6 godzin).
Następnie
przygotować nadzienie. Jeśli jest zimno i olej kokosowy jest w
postaci stałej, należy przełożyć go do małego naczynia
(kieliszka, miseczki) i wstawić ją do ciepłej wody, aż olej się
rozpuści.
Migdały
odsączyć i osuszyć, a następnie przełożyć do malaksera i
zmielić na mączkę.
Namoczone
daktyle wraz z wodą przełożyć do malaksera z migdałami.
Awokado
wypestkować i wydrążyć miąższ i przełożyć do malaksera ze
szczyptą soli. Zacząć mielić pulsacyjnie, dodając kakao, a
następnie olej kokosowy i mleko migdałowe. Masa ma być dość
gładka, tj. nie ma być w niej kawałków niezmielonego awokado, ale
już kawałeczki daktyli są całkiem znośne. Nie można jednak miksować za długo, gdyż olej się zwarzy.
Masę
nałożyć na przygotowane spody, przykryć folią spożywczą i
schłodzić - najlepiej smakowały po całej nocy w lodowce.
Serwowałam z listkami świeżej mięty.
*
użyłam foremek z luźnym spodem - dzięki temu można bardzo łatwo
wyciągnąć tarty bez szwanku dla ich urody.
**
dostępne jest surowe kakao, z nieprzetworzonych ziaren kakaowca.
***
namoczenie orzechów i migdałów powoduje, że łatwiej się je
trawi. Niemoczone orzechy zawierają inhibitory
enzymów. Zabezpieczają one orzechy przed wczesnym kiełkowaniem.
Inhibitory, które dostaną się do naszego organizmu wraz z
orzechami blokują nasze enzymy trawienne.
Wygląda zachęcająco, mimo braku słodyczy:)
OdpowiedzUsuńOj, słodyczy jest tam co niemiara. ;)
UsuńWitariański, bardzo ożywczo brzmi, nigdy nie próbowałam. Ciekawe czy w moim małym mieście by się przyjęła taka fajowa "moda" ;)
OdpowiedzUsuńMody przemijają, ja bym traktowała witarianizm jako sposób na życie, jak wegetarianizm - a nie coś związanego z modą, choć fakt, że dopiero ostatnio zrobiło się głośno o tym sposobie odżywiania. Gdyby nie choroba Johna, to pewnie dowiedziałabym się o niej później.
Usuńintrygujące słodkości :) myślę, że mnie mogłoby zniechęcić awokado poza tym moje smaki :)
OdpowiedzUsuńNie czuć go mocno w mojej opinii. Ale to chyba właśnie lubemu przeszkadzało, choć awokado w innej formie je i mu smakuje. Więc już sama nie wiem. ;)
UsuńPierwszy raz słyszę o takiej diecie;-)
OdpowiedzUsuńTrudno w to uwierzyć. :) Przez ostatni rok natknęłam się na masę publikacji i filmów o niej. :) Polecam się zapoznać, bo to ciekawy temat.
UsuńTaką tartę zjadłabym z przyjemnością, ale dieta RAW nie przemawia do mnie. Tzn., wiem, że nie dałabym rady, za bardzo lubię gotowane, pieczone jedzenie, a po wielu np. surowych warzywach po prostu czuję się źle. Mam wrażenie, że ochładzają mnie od wewnątrz.
OdpowiedzUsuńDo mnie przemawia, o ile mieszka się na Bali. ;) Albo po prostu w ciepłym klimacie i miejscu obfitującym w świeże warzywa, owoce i oleje pierwszej klasy. :) Obawiam się, że w klimacie Północnego Yorkshire rozchorowałabym się na niej. Ale jem bardzo dużo surowizny. No i mam słabość ogromną do ciepłych zup. ;)
UsuńTe spody mnie fascynują. Wyglądają jak kruche ciasto, są zwarte. Mam koleżankę prowadzącą ekologiczny sklep, ostatnio przyglądałam się u niej olejowi kokosowemu, był w bardzo dobrej cenie. Przekonujesz mnie, że warto spróbować :).
OdpowiedzUsuńA brak cukru zupełnie mi nie przeszkadza, daktyle są cudownie naturalnie słodkie.
Wspaniały deser!
A nie smakuje w ogóle jak kruche ciasto. :) Same spody są pyszne, zaczęłam je wyjadać, zanim skończyły na dnie foremek. ;)
UsuńJeszcze nie próbowałam "piec" na surowo, więc przyszedł chyba czas na debiut. Wygląda bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak Twoje wrażenia. :)
UsuńWracam do tego zdjęcia... by popatrzeć na te listki mięty :). Ładnie Ci wyszły :).
OdpowiedzUsuńCo do tart, to chętnie bym spróbowała np. gdzieś/u kogoś, ale samej raczej by mi się nie chciało robić, ze względu na pracochłonność (no i samo skompletowanie składników nie byłoby łatwe).
Dziękuję, lubię bardzo listki mięty, są piękne w swoje prostocie. :)
UsuńTarty rzeczywiście wymagają kilku specyficznych składników i nakładu czasu. :)
Zmysły w kuchni
OdpowiedzUsuńzamierzam robić na sobotę tę tartę, czyli zaczynam już jutro. Dziś kupiłam olej nierafinowany extra virgin kokosowy jak polecałaś. Ale mam pytanie bo w składnikach na spód napisałaś olej nierafinowany ... a w masie już jest olej kokosowy. To ten sam, czy inny?
Ten sam!
UsuńDzięki! Przygotowanie tarty przełożone na jutro, dziś moczą się migdały i orzechy. A powiedz mi bo nie mam takich małych foremek, czy można na dużą foremkę do tart? Czy trzeba podwoić składniki?
UsuńA to już na FB ustaliłyśmy. :) Mam nadzieję, że się udały. :)
UsuńPani Karolino,
OdpowiedzUsuńProszę się nie obrazić za krytyczną uwagę. Proszę, niech się Pani oprze ostatniej okropnej modzie na fotografowanie obok potraw tych zaśniedziałych sztućców! Moda szerzy się na większości blogów na stare stoły i "brudne" sztućce. Wszędzie to samo. Jasne, że to stylizacja na efekt "vintage", mają to być "srebra z rodowego kredensu", ale wygląda jak łyżeczka 100 razy maczana w herbacie i nigdy uczciwie nie domyta.
Serdecznie pozdrawiam, życzę wiele pięknych i smakowitych przygód kuchennych, ale nie mogłem się dzisiaj pohamować...
Wojtek
Panie Wojtku,
UsuńDziękuję bardzo za komentarz. :)
Trudno mi dyskutować o akcesoriach do zdjęć, bo jeden lubi minimalistyczne fotografie, inny masę sznurków i wstążeczek, a jeszcze innego kręcą pośniedziałe sztućce. Nie dogodzi się wszystkim. :) Mnie nie podobają się prześwietlone fotografie, które widziałam w modnym piśmie, a uwielbiam ciemne tła i... stare stoły. Co więcej - jedzie do mnie stara, bardzo stara i zużyta blacha - będzie tłem. :) Zmierzam do tego, że nie da się zaspokoić 100% gustów, zawsze będzie ktoś, kto będzie miał zastrzeżenia. A ja? Ja jestem szczęśliwa w miejscu, w którym jestem z fotografiami, ale ciągle eksperymentuję, więc nie wiem w którym kierunku pójdę.
Sporo tych sztućców, które widać u mnie na zdjęciu jest kupowana w sklepach z używanymi rzeczami lub antykami i jest autentycznie srebrna i pochodzi z jakiegoś kredensu, tyle, że nie mojego rodowego. ;)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odzew. Mam nadzieję, że jednak jakieś moje zdjęcia się Panu podobają. :)
Dziękuję za odpowiedź!
UsuńTak mi się wyrwało z tymi łyżeczkami, na codzień oglądam Pani zdjęcia i bardzo mi się podobają. Oraz Pani optymizm i poczucie humoru.
Stara blacha będzie fajna ;-)
Kłaniam się i ponownie życzę wszystkiego najlepszego.
Wojtek
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)
UsuńDziękuję bardzo za wszystkie komentarze i pozdrawiam Was ciepło. :)
OdpowiedzUsuń