19 marca 2014

Zupa kokosowa z krewetkami i warzywami


Sycące zupy z nudlami w stylu azjatyckim są u mnie częstym gościem na stole. Uwielbiam to, że można zrobić je ze świeżych warzyw, które akurat się ma pod ręką i pasuje do nich zarówno tofu, jak i krewetki, czy większość mięs i ryb. Ponadto, jeśli macie gotowy wywar, to zrobienie zupy trwa 15-20 minut, włączając w to czas posiekania składników. 




Jeśli macie dostęp do świeżych grzybów shitake, to pasują one tu idealnie. Ja z racji tego, że egzotyczne grzyby to nie jest codzienność w delikatesach w Północnym Yorkshire, użyłam dużych brązowych pieczarek, które mogą nieco udawać shitake. Dowolnie możecie dobrać nudle - ja gotuję na zmianę ryżowe albo jajeczne, przy czym te ostatnie zawsze wybieram średniej grubości. Ugotowanie ich zajmuje 3 minuty, a ryżowe zwykle wymagają tylko namoczenia we wrzątku. Jeśli jesteście bardzo wrażliwi na ostre przyprawy, to zredukujcie nieco ilość pasty curry.

Podobną zupę w wersji wegańskiej i z kurczakiem pokazywałam Wam w TYM wpisie

15 marca 2014

Domowy, naturalny napój izotoniczny


Wiosna zbliża się wielkimi krokami, zapewne piękna pogoda i dłuższe dni zachęcą wielu z Was do zwiększonej aktywności fizycznej. Wiadomo, że woda najlepiej gasi pragnienie, ale czasem po dużym wysiłku, gdy wraz z potem straciliśmy sporo pierwiastków przydaje się napój izotoniczny. 



Nie ukrywam, że napój ten skomponowałam także po to, aby zabrać go też... na porodówkę. Kto wie, czy teraz, gdy ten wpis się ukazał ja nie walczę ze skurczami! (termin - 16 marca) Nie dość, że gasi pragnienie bardzo dobrze, uzupełnia zapasy witamin i minerałów, to jest 100% naturalny i prosty do zrobienia w domu. Te, które możecie znaleźć w sklepie, choć są wygodne (łapiecie w biegu, płacicie i macie napój), to mają fatalny skład. Zrobienie domowego zajmuje ok. 5 minut, a Wasze ciało będzie Wam wdzięczne za zastrzyk pełen naturalnej energii. 

12 marca 2014

Curry z zieloną soczewicą, szpinakiem i słodkimi ziemniakami


Zrobiłam przegląd szafek i znalazłam napoczętą i zapomnianą paczkę zielonej francuskiej soczewicy. Soczewica Puy jest nieco droższa od innych gatunków, ale jest bardzo aromatyczna, po ugotowaniu zachowuje kształt i ma bardzo konkretną, żeby nie powiedzieć - mięsistą konsystencję. Idealny wypełniacz do wegetariańskiego curry. 


Soczewica jest niesamowicie odżywcza i zdrowa, lubicie to strączkowe? Oprócz soczewicy znajdziecie w tym curry pożywne słodkie ziemniaki, szpinak, a całość wykończona jest chrupkimi, głęboko smażonymi szalotkami. Serwowałam z kupnym chlebem naan - w tym przypadku moim absolutnie ukochanym naanem peszwarskim (z kokosem i rodzynkami). W wersji wegańskiej wystarczy pominąć jogurt, albo zamienić go na produkt roślinny.

10 marca 2014

Surówka z selera z dressingiem musztardowym


Seler ma dość specyficzny, mocny smak i tak wielu zwolenników, jak przeciwników. Ja jestem zdecydowanie z sekcji selerowej i dotyczy to zarówno selera naciowego, jak i korzeniowego. W styczniowym numerze Good Food znalazłam ciekawy przepis, zrobiłam go nieco po swojemu i surówka ta zagościła u nas na stałe. Podaję swoją wersję. 



Warto pamiętać, aby surowy seler korzeniowy zamarynować w soku z cytryny tuż po pokrojeniu - nie dość, że dzięki temu zachowuje kolor, to delikatnie go zmiękcza i lekko łagodzi jego mocny, specyficzny smak. 

6 marca 2014

Subiektywny przewodnik po książkach, część 5


Na wstępie zaznaczę, że moja recenzja dotyczy książki, która w swoim tytule ma słowo BIG. To ma znaczenie, bo na rynku są dwie książki Hestona o podobnym tytule i często są mylone. "The Fat Duck Cook Book" podobno ma te same treści, ale jest wydana dużo skromniej, niż "The Big Fat Duck Cook Book", a co za tym idzie, ta pierwsza jest dużo, duuuużo tańsza. Niniejsza recenzja dotyczy tej drugiej książki, której oryginalna cena to 150 funtów (obecnie cena na amazon.uk zeszła do 112 funtów). Nie jest tania, owszem. Tak samo, jak tani nie jest obiad w The Fat Duck, bo za luksus z reguły płaci się odpowiednią cenę.



Nie sposób nie napisać o pierwszym wrażeniu, gdy książkę bierze się do ręki. Robi ona bowiem piorunujące wrażenie. Zostawia Was z otwartą buzią. Prawdopodobnie także nie będziecie w stanie nic powiedzieć przez pierwszą minutę obcowania z nią. Albo wydobędziecie z siebie mało ambitne "o jaaaaaaaaaaacie!", a może nawet coś mniej eleganckiego? Tak, ta książka zdecydowanie przebija swoją aparycją wszystkie książki kucharskie, a także wiele książek w ogóle. 



Zacznę od tego, że jest ogromna i ciężka, a co za tym idzie - nieporęczna. Tylko, że dla mnie to dzieło sztuki samo w sobie i nie musi być praktyczne. Czystą przyjemnością jest rozłożenie jej na stole i powolna lektura, a także rozkoszowanie się stroną wizualną. Co więcej - nawet jeśli mój kuchenny stojak byłby w stanie utrzymać tę książkę, to bałabym się, że w procesie gotowania ją zachlapię - większość książek kucharskich, z których regularnie korzystam ma plamy, a ta jest dla mnie jak cenny diament - do podziwiania, ale niekoniecznie praktycznego użytku. Książka ma wymiary 30x36cm, jest w twardej okładce, dodatkowa zapakowana jest w etui. Zawiera 532 strony wydrukowane na grubym, kredowym papierze, a także 4 tasiemki zakładki. Oprócz ciekawych i dość nowoczesnych zdjęć potraw, a także sprzętów potrzebnych do ich wykonania znajdziecie tu także przepiękne, często abstrakcyjne ilustracje. Ciemną okładkę zdobią eleganckie srebrne wytłoczenia.


Pierwsza część książki poświęcona jest historii The Fat Duck - jednej z najbardziej znanych restauracji na świecie (Bray, Anglia). I choć sam Heston przyznaje, że historia to banalna, bo w jedzeniu w stylu restauracji z gwiazdkami Michelin zakochał się jako piętnastolatek, gdy rodzice zabrali go pierwszy raz do takiego miejsca, to jednak czyta się ją przyjemnie. Chłopak, który dorastał w czasach, gdy w sklepach był jeden rodzaj makaronu (spaghetti), awokado było symbolem luksusu, a po oliwę chodziło się do apteki został absolutnie zafascynowany światem smaków, aromatów, ale przede wszystkim naukowym podejściem do gotowania. To i jego natura ciekawskiego dziecka (powiedziałabym, że raczej obsesyjne zainteresowanie tematem, niemal na skraju zespołu Aspergera!) zaprowadziły go do punktu, w którym jest dziś - jednego z najwybitniejszych kucharzy świata i właściciela restauracji, do której po przyznaniu 3 gwiazdki Michelin zadzwonił telefon z pierwszym zapytaniem, gdzie w pobliżu znajduje się lądowisko dla helikoptera. Historię od nastolatka oszołomionego doświadczeniem we francuskiej restauracji po szefa kuchni, który początkowo zmartwił się trzecią gwiazdką Michelin, poznacie w pierwszej części książki.

W kolejnych rozdziałach autor szczegółowo wyjaśnia techniki gotowania, prezentuje sprzęt potrzebny do wykonania dań, a także przepisy (45 dań z menu restauracji, włączając osławione lody o smaku jajka i bekonu, czy owsiankę ze ślimaków). Co do dań, to część jest do wykonania w domu, choć wymaga zapolowania na pewne składniki, dobrych umiejętności, czy też wielokrotnej praktyki. Natomiast część polega na sprzęcie laboratoryjnym i dla większości śmiertelników pozostanie na zawsze w sferze science fiction. Dla kogoś, kto jednak interesuje się kuchnią, a w szczególności molekularną, eseje z ostatniego działu poświęconemu nauce (w sensie: ang. science) będą bardzo inspirującą lekturą. 


Ci, którzy nie lubią Hestona Blumenthala i krytykują jego poczynania kulinarne, książkę tę odbiorą dokładnie tak jak menu w jego restauracjach: wydumane, z przerostem ego, drogie, niepraktyczne i przekombinowane. Dla fanów tego wybitnego szefa kuchni jest to jednak pozycja obowiązkowa. Bo nawet jeśli nie macie ciekłego azotu, czy wyparki (inaczej: ewaporatora -  sprzętu laboratoryjnego służącego do kontrolowanego odparowywania cieczy), to nadal ta książka i jej lektura przysporzą Wam wiele zabawy i przyjemności. Heston nie idzie na kompromisy w gotowaniu (daniom w jego restauracji zajmuje od 6 do 24 miesięcy od pomysłu, przez praktykowanie technik i doskonalenie ich wykonania, po pojawienie się w menu) i wygląda na to, że nie poszedł także na kompromis przy tworzeniu tej książki. Zdaję sobie sprawę, że dla jednych ta pozycja będzie kwintesencją pychy, dla innych absolutnym dziełem sztuki (nie tylko kulinarnej). Ważne jednak, że raczej nikogo nie zostawi obojętnym. Za dużo wokół jest nijakości.


Heston Blumenthal "The Big Fat Duck Cook Book"
 
Wyd.  Bloomsbury Publishing Plc (październik 2008)
Twarda okładka, 532 strony

4 marca 2014

Dip z buraków, ogórka i mięty z grillowanymi pikantnymi pitami


Są takie przepisy, w których zakochuję się od pierwszego rzutu oka na listę składników, a apetyczne zdjęcie tylko podkręca moją chęć ugotowania potrawy. Tak było i tym razem. W czwartek pocztą przyszedł kwietniowy Good Food, w piątek pojechałam na targ, skąd przywiozłam buraki, a w weekend zajadaliśmy się tym zestawem, nie mogąc się wręcz nachwalić. 


Oryginalny przepis miał więcej jogurtu, stąd dip był dużo jaśniejszy, a także używał buraków ugotowanych i pakowanych próżniowo, które są popularne i dostępne niemal w każdym spożywczaku w UK, tyle, że ja ich nie lubię. Upiekłam więc świeże buraki, przy okazji pieczenia bułek (oszczędność czasu i energii elektrycznej) i dip wykonałam z buraków pieczonych, co myślę, tylko dodało mu głębi smaku. Dałam też kilka kropel soku z cytryny. W przepisie oryginalnym pity były posypane płatkami chilli, ale akurat ich nie miałam, więc posypałam je pieprzem cayenne.

Co Wam mam powiedzieć? Jest absolutnie fantastyczny i będzie stałym gościem w moim menu. Podaję moją wersję. 


Dip z buraków, ogórka i mięty z grillowanymi pikantnymi pitami


4 średnie buraki 
½ ogórka wężowego 
170g greckiego jogurtu naturalnego (standardowy kubeczek Total)
2 małe ząbki czosnku 
spora garść świeżej mięty 
½ łyżeczki drobnego cukru
kilka kropel soku z cytryny 
sól
świeżo zmielony czarny pieprz 
odrobina oliwy 

Do serwowania

4 pity z mąki razowej 
odrobina oliwy 
odrobina pieprzu cayenne 

Buraki umyć, zostawić w skórce, skropić oliwą, zawinąć w kawałek folii aluminiowej i upiec w piekarniku (180 stopni C), aż będą miękkie. Ostudzić zupełnie, obrać i zetrzeć na tarce na dużych oczkach.

Ogórka umyć i zostawić w skórce. Przekroić wzdłuż, następnie na ćwiartki i wyskrobać nasionka. Ogórka pokroić na malutką kostkę i dodać do buraków, zachowując odrobinę do posypania dipu.

Miętę drobno posiekać (zachować kilka listków do dekoracji), czosnek obrać i zetrzeć na tarce na papkę. Dodać do miski z burakami i ogórkiem. Dodać nieco soli, pieprzu, cukier, sok z cytryny i jogurt. Dokładnie wymieszać. Można odłożyć na godzinę do lodówki, aby smaki się przegryzły, albo trzymać w lodówce aż do serwowania (można zrobić dzień wcześniej).

Serwować z pitami. W tym celu należy je pokroić na trójkąty, ułożyć na blaszce, skropić oliwą, posypać cayenne i zapiec (obracając w połowie pieczenia na drugą stronę) w piekarniku nagrzanym do 200 stopni C, aż będą chrupiące.

Tuż przed podaniem dip dokładnie wymieszać, posypać pokrojonym ogórkiem i udekorować listkami mięty.

1 marca 2014

Kasza z mięsem mielonym. Nadzwyczajna!


Czaiłam się na to danie i czaiłam, odkąd zobaczyłam je w marcowym wydaniu Good Food. Kwietniowy numer zdążył wpaść przez dziurę pocztową w drzwiach, a ja uświadomiłam sobie, że ciągle mam zaległości z poprzedniego miesiąca. Ale także to, że w domu poza mięsem mam w zasadzie większość składników, albo na tyle podobne, że można trochę zamieszać w oryginalnym przepisie (różni się on kaszą, niektórymi przyprawami, proporcjami poszczególnych składników). I tak oto na naszych talerzach wylądował obiad doskonały. Eksplozja smaków.