21 września 2012

Tu będę...

... jak mnie nie będzie. 

Bądźcie (nie)grzeczni, bawcie się dobrze, jeszcze lepiej jedzcie i wróćcie proszę na początku października. 

:)

Będę mieć ograniczony (jeśli w ogóle jakiś) dostęp do internetu, więc Wasze komentarze mogą się pojawiać z opóźnieniem. Na wszystkie odpowiem tuż po powrocie. 

Pozdrawiam ciepło i wyruszam na zasłużony urlop do Kornwalii. 



19 września 2012

Deser prosty jak budowa cepa


Przyszedł moment na deser z nowej książki kucharskiej, o której pisałam parę dni temu. Tak samo jak prostota niektórych dań, ujęła mnie prostota wielu deserów. Jak już wielokrotnie wspominałam, desery to moja najmniej lubiana kulinarna półka. Lubię jeść, ale przygotowanie sprawia mi relatywnie najmniejszą przyjemność ze wszystkich dań. Często wracam do sprawdzonych przepisów, okazyjnie próbuję coś nowego. W tym przypadku jest jednak nieco inaczej - wprost nie mogłam się doczekać, aż przygotuję coś ze słodkiej sekcji. 

Ten deser wymaga trochę czasu, ale roboty z nim nie ma prawie wcale. Zakochałam się, absolutnie! I zapowiadam już, że to na pewno nie ostatni deser z "Hugh's Three Good Things (on a plate)".


Morele w syropie Earl Grey z mascarpone 

6 porcji 

250g suszonych moreli (najlepiej tych bez siarki, u mnie na wsi nie ma, buuuuuuu)
500ml gorącej, mocnej herbaty Earl Grey 
200g mascarpone 
20g cukru pudru (albo do smaku) 
chlust kremówki (opcjonalnie) 

Morele zalać gorącą herbatą w szczelnym pojemniku, ostudzić, zamknąć i wstawić do lodówki na minimum 6 godzin, ale najlepiej na całą noc. 

Następnie odcedzić płyn do rondelka i gotować, aż zredukuje się on o połowę i będzie gęsty. Gdy jeszcze będzie ciepły wlać do z powrotem do moreli, ostudzić, zamknąć pojemnik i znowu zostawić w lodówce na kilka godzin, albo do dwóch dni. (w moim przypadku oba etapy trwały ok. 16-18 godzin)

Za pomocą miksera lub trzepaczki balonowej ubić mascarpone z cukrem, aż się połączą i jeśli mikstura będzie bardzo sztywna, to należy dodać nieco śmietany lub syropu z moczenia moreli. 

Serwować morele polane syropem i z kupką mascarpone na wierzchu.

Zamienniki? Dodatkowe składniki? Użyjcie suszonych śliwek, fig lub sułtanek zamiast moreli lub obok nich.

Smacznego słodkie dziurki!

17 września 2012

Najdziwniejsza pizza wszechczasów?


No, na pewno najdziwniejsza, jaką miałam okazję jeść. Ale ja się na dodatkach do pizzy nie znam - moja ulubiona to ta z sosem ze świeżych pomidorów i mozzarellą, a jak widzę te z puszki przyklepane toną sera to uciekam z krzykiem. 

I zdecydowanie jedna z najlepszych jakie zrobiłam i jadłam. I mam na myśli zarówno ciasto, jak i dodatki.

Przepis z książki "Hugh's Three Good Things (on a plate)" nie dawał mi spokoju od ponad dwóch tygodni. "Dziwne połączenie dodatków" pomyślałam najpierw, a potem:

"Jak tego nie lubić? Buraki? Dobre! Makrela? Dobra! Chrzan? Dobry!" 
(w głowie mam jedną ze scen z "Friends", w której Rachel przygotowała deser z wołowiną)

W każdym razie połączenie jest genialne. Buraki i chrzan - pyszne. Wędzona makrela i chrzan - pyszne. Wyjątkowo dobrze te trzy składniki zagrały też w jednym daniu.

Jaka jest najdziwniejsza pizza, jaką mieliście okazję jeść? 



 Pizza z wędzoną  makrelą, pieczonymi burakami i sosem chrzanowym 

3 średnie pizze 

Ciasto

250g mąki pszennej 
250g mąki pszennej chlebowej 
1 płaska łyżeczka soli 
1 łyżeczka drożdży instant 
1 łyżka oliwy 
ok. 300ml wody (lub ile mąka zabierze - trzeba wlewać porcjami, różne mąki potrzebują różne ilości wody)

Sos

1 łyżka świeżo startego chrzanu 
3 łyżki jogurtu naturalnego 
1 łyżka soku z cytryny 
świeżo zmielony czarny pieprz 
sól

Dodatki 

2 średnie buraki, nieobrane 
2 filety wędzonej makreli
2 szalotki (użyłam francuskich, angielskie są małe, potrzeba więc 2 razy więcej)
chlust oliwy 
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Najpierw należy przygotować ciasto. Obie mąki wymieszać ze sobą, dodać sól, drożdże i wlać oliwę. Powoli dodawać wodę i albo miksować, albo ręcznie wyrabiać, przez ok. 10 minut. Ciasto początkowo będzie lepkie, ale nabierze sprężystości w miarę wyrabiania. Wyrobione ciasto umieścić w misce wysmarowanej oliwą, przykryć i zostawić w ciepłym miejscu, aż podwoi swoją objętość. 

W tym czasie przygotować sos. Chrzan, jogurt, sok z cytryny wymieszać i doprawić odrobiną soli i pieprzu. Odstawić na czas przygotowania dodatków. 

Buraki skropić oliwą i upiec w 180 stopniach C do miękkości. Nóż powinien w nie wchodzić bez oporu - czas pieczenia zależy od wielkości warzyw. Wyciągnąć z piekarnika, ostudzić, obrać i pokroić na plasterki.

Makrelę oskórować i rozdzielić palcami na kęsy. 

Szalotki obrać i pokroić (nie za cienko - u mnie niektóre się spaliły, ale i tak były smaczne, he, he!) na talarki. Polać oliwą, posolić, zmielić nieco pieprzu i dokładnie wymieszać. 

Piekarnik (najlepiej z kamieniem, albo przynajmniej z blaszką) rozgrzać do 250 C, albo do maksymalnej temperatury Waszego piekarnika (220 C może być).

Wyrośnięte ciasto przełożyć na omączony blat, spłaszczyć rękoma, podzielić na 3 części i każdą lekko spłaszczyć po czym dać im odpocząć przez ok. 15 minut.  Po tym czasie jedną porcję ciasta rozwałkować jak najcieniej (zrobić to na desce lub łopacie, aby łatwo było zsunąć pizzę do piekarnika). 

Na placek położyć jedną trzecią buraków, makreli i szalotek, skropić oliwą, posypać solą i pieprzem. Zsunąć na gorący kamień lub blaszkę i piec, aż osiągnie lubiany przez Was stopień wypieczenia. Wyjąć, podzielić na porcje i podawać z sosem. 

Czynność powtórzyć z pozostałymi dwoma częściami ciasta i resztą składników.

14 września 2012

Dawno, dawno temu...



Za siedmioma górami... A nie, to nie tak miało być. Dawno, dawno temu, gdy byłam aktywna w Galerii Potraw wrzuciłam tam przepis na prostą zupę groszkowo - porową z pikantnymi grzankami,  który okazał się być bardzo popularny. Fajnie się czyta ten wątek, a w nim komentarze dziewczyn, które pewnie wtedy nawet nie myślały o zakładaniu blogów kulinarnych (no, poza Liską, ale ona to weteranka!). W mojej kuchni ta zupa też niezmiennie od kilku lat jest częstym gościem, tym bardziej, że jest szybka do wykonania i całoroczna - mrożony groszek mam zawsze w zamrażarce (uważam, że to jedno z nielicznych warzyw, które jest niemal tak smaczne jak świeże).

Nie przypomnę sobie, gdzie widziałam przepis, ale na forum podałam, że jego autorką jest Lesley Waters - brytyjska szefowa kuchni, autorka wieli książek kucharskich, szefowa szkoły kulinarnej (wcześniej pracowała dla Leith's), znana także z BBC.  

Dziś pokazuję przepis nieco zmodyfikowany, gdyż na przestrzeni lat w zasadzie odzwyczaiłam się od robienia zup na mięsnych wywarach (poza kilkoma wyjątkami), a także dzisiejsza wersja zawiera bób. Obrodziło mi mojego bobu i groszku, postanowiłam dodać oba do zupy i powiem Wam, że nie ma chyba nic bardziej satysfakcjonującego w gotowaniu, niż używanie produktów wyhodowanych własnoręcznie. Niektórzy pomyślą, że trochę późno, ale ja naprawdę przedwczoraj, w środę 11 września zebrałam ostatni groszek i przedostatni bób. Jak wspomniałam - mrożone też świetnie się nadają (w Wielkiej Brytanii mrożony bób jest dostępny cały rok, ku mojej uciesze).



Zupa z groszkiem, bobem i porem oraz pikantnymi grzankami 

2-4 porcje 

4 łyżki oliwy 
2 małe pory, biała część i jasnozielona, pokrojone na talarki  
1 duży ząbek czosnku, obrany i drobno posiekany 
ok. 250ml świeżego groszku 
ok. 200ml świeżego bobu 
ok. 1 l bulionu warzywnego, gorącego 
2-4 kromki czerstwego pieczywa, pokrojonego w kostkę 
mielona chilli albo pieprz cayenne 
sól 
świeżo zmielony czarny pieprz

Piekarnik nagrzać do 180 stopni, na blaszce wyłożyć chleb, skropić 2 łyżkami oliwy, posypać delikatnie chilli albo cayenne i piec, aż będą chrupiące i złociste. 

W rondlu rozgrzać resztę oliwy, dodać por i smażyć, aż będzie nieco zarumieniony. Dodać czosnek i smażyć przez minutę. Dolać gorący bulion, zagotować, zmniejszyć ogień i gotować przez 5 minut. Następnie dorzucić bób i groszek. Gotować 5 minut. Jeśli nie lubicie bobu w skórkach, to najpierw należy go zblanszować w gotującej wodzie, odcedzić, obrać, a do zupy wrzucić na ostatnie 3 minuty. 

Zupę przed podaniem doprawić solą i pieprzem (w zależności jak słony były bulion) i podać z grzankami.

Uwaga: jeśli używacie mrożonego groszku należy go dodać pod koniec smażenia porów i dopiero wtedy wlać gorący bulion. 


12 września 2012

Subiektywny przewodnik po książkach, część 4

Myślę, że już czas na recenzję, choć miałam w planach jeszcze dwa przepisy z nowej książki. Przepisy będą pewnie w przyszłym tygodniu, bo dopiero w weekend uda mi się je wykonać. Niezdecydowani poczekają więc na kolejne propozycje, a część z Was może już po ostatnich publikacjach się przekonała? Być może pomocna okaże się także dzisiejsza recenzja. 

Źródło: Amazon.co.uk



Mowa o nowej książce autorstwa jednego z moich ulubieńców Hugh Fearnley-Whittingstall'a. Trzy dobre rzeczy na talerzu - czy to brzmi banalnie? Nie mylcie tego przypadkiem z przepisami z trzema składnikami. To nie o to chodzi. Hugh sięgnął bowiem po formułę wymieszania w jednym daniu trzech składników o odmiennych smakach, czy konsystencji, aby stworzyć krótkie przepisy (ale nie trzyskładnikowe; oprócz tych trzech głównych występują też inne) niewymagające ani wymyślnych składników (często składniki są bardzo skromne), ani godzin przygotowania czy specjalistycznego sprzętu. Podczas lat swojej pracy, eksperymentowania w kuchni Hugh poznał tyle możliwych kombinacji składników, że zdążył już sprawdzić, co działa, a co niekoniecznie warte jest łączenia. I to co wg niego ze sobą dobrze współgra przedstawił w tej książce w formie 175 przepisów. 

Są kombinacje tak oczywiste, że nawet się nad nimi nie zastanawiamy, wśród klasyków na pewno są chrupiąca ryba w panierce, tłuste frytki i kremowy groszek; kwaśne owoce pod kruszonką z sosem waniliowym; sconesy, kremówka i kwaskowy dżem; czekoladowe ciasto z karmelem i odrobiną soli; tostowany chleb z roztopionym serem i słoną szynką. Słodkie, słone i chrupiące. Wyraziste, bogate, kruszące się. Liczba trzy ma w sobie jakąś magię, coś z mistycyzmu, jak się okazuje także w kuchni. 

W książce podzielonej na kilka działów (sałatki, startery i zupy, przekąski i dodatki, dania warzywne, dania z rybami, dania z mięsem, dania z makaronem i ryżem, owocowe przekąski, desery - treats to nie dosłownie desery, to coś na pocieszenie, na poczęstunek, ugoszczenie, w tym rozdziale moim zdaniem mógłby znaleźć się z powodzeniem cały poprzedni z owocami i wtedy nazywać się powinien "desery") podaje konkretne przepisy na dania, w których trzy kluczowe składniki tworzą udaną kompozycję, ale także podaje pod przepisami alternatywy - zamienniki i dodatkowe składniki do rozbudowania przepisu. Dla osoby, która nie wymaga prowadzenia w kuchni za rękę i chce sama poeksperymentować, to jest świetna idea! 

Hugh zaznacza także we wstępie, że to kuchnia i jest tam miejsce na dużą elastyczność, proponuje eksperymentowanie, zamianę składników na inne, nawet niesprecyzowane w książce, podążając tylko ogólnymi wytycznymi (np. zamiana jednego chrupiącego warzywa na inne chrupiące) i zaznacza, że to może świetnie zadziałać, ale może też być kompletną klapą. Tu jest pole do improwizacji. 

Jeśli jednak nie chcecie improwizować, lubicie krótkie i konkretne przepisy, to ta książka też jest dla Was. Być może po jej lekturze otworzą się dla Was nowe drzwi kuchennej przygody?  

Poza tym książka jest przepięknie wydana. Ale szczerze mówiąc nie przypominam sobie książki wydanej przez to wydawnictwo, która by mi się nie podobała od strony graficznej. Fotografie kulinarne są minimalistyczne, rustykalne, Simon Wheeler po raz kolejny współpracuje z Hugh (jego zdjęcia są również w jednej z książek Hestona Blumenthala), a smaczku dodają ilustracje autorstwa Mariko Jesse, której prace możecie pamiętać z innej książki Hugh "River Cottage Everyday"

Jeśli jeszcze nie widzieliście przepisów na dania, które ja miałam niewątpliwą przyjemność wykonać, a potem jeszcze większą przyjemność zjeść, to zajrzyjcie:


Jeśli potrzebujecie więcej przykładów z tej książki, to w najbliższych dniach powinny pojawić się jeszcze co najmniej dwa - jeden na deser, a drugi na najdziwniejszą pizzę jaką widziałam w życiu. 



"Hugh's Three Good Things (on a plate)"

Wyd.  Bloomsbury Publishing Plc (sierpień 2012)

Twarda okładka, 416 stron

11 września 2012

Pomidory, cebula, pęczak. Zupa.

 
Ciągle przerabiam przepisy z nowej książki kucharskiej. Miałam co innego w planach, ale ochoczo je zmieniłam i listy zakupów od dwóch tygodni kreślę z nową książką w ręku. 

Były śniadania, były sałatki, teraz czas na coś rozgrzewającego, na przykład zupę. Znowu minimum składników, maksimum smaku i satysfakcji.

Hugh poleca dobry wywar wołowy lub drobiowy, ja miałam domowy warzywny i mięsnego bym raczej nie użyła. Można użyć gotowej passaty (przecieru), a może macie swoją? Ale ta z pieczonych pomidorów to bajka... Przygotowałam ją dzień wcześniej, tak samo jak bulion, więc potem było już z górki.

Zamienniki? Zamiast pęczaku można użyć orkiszu, albo krótkoziarnistego ryżu. Dla mnie obok słodkich pomidorów, to właśnie kasza jest kwintesencją tej zupy.

Plus jeden? Przed zaserwowaniem dodajcie na górę obierki parmezanu.

Ooooobiad!




Zupa ze pieczonych pomidorów i pęczaku

4 porcje

2kg dojrzałych pomidorów, przepołowionych
5-6 łyżek oliwy
kilka gałązek świeżego tymianku
2 liście laurowe
3 ząbki czosnku, obrane i drobno posiekane
750ml bulionu warzywnego, gorącego
150g pęczaku, przepłukanego na sicie
1 duża cebula, obrana i pokrojona w średnią kostkę
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
oliwa z pierwszego tłoczenia do polania zupy (opcjonalnie) 

Piekarnik nagrzać do 180 stopni C.

Połówki pomidorów ułożyć w naczyniu żaroodpornym, w głębszej blaszce lub brytfance. Posypać posiekanym czosnkiem, dodać liście laurowe, gałązki tymianku i skropić 3 łyżkami oliwy. Wstawić do piekarnika i piec przez ok. godzinę. Pomidory powinny być lekko pomarszczone i zacząć karmelizować się na brzegach. Wyciągnąć z piekarnika i pozostawić do ostygnięcia. Następnie przełożyć na gęste sito wraz ze wszystkimi sokami z pieczenia i za pomocą chochelki przetrzeć je dokładnie. Na sicie powinny zostać tylko skórki i nasiona.

W rondlu rozgrzać 2-3 łyżki oliwy i smażyć na niej cebulę, przez ok. 10 minut na małym ogniu, aby zmiękła. Dodać pęczak i smażyć chwilę, aby pokrył się tłuszczem. Wlać gorący bulion, dodać przecier pomidorowy i gotować na małym ogniu przez ok. 30 minut, lub do momentu, aż pęczak zmięknie.

Doprawić solą i pieprzem i serwować polane oliwą i z pajdą dobrego chleba.

9 września 2012

Jajka na śniadanie. Plus pomidory i chleb.


Dzień dobry!

Jajka to taki śniadaniowy klasyk, prawda? Pieczywo do śniadania, to też taka oczywistość. Mimo to ten minimalistyczny zestaw wgniótł mnie w krzesło. Tak, znowu z mojej nowej książki kucharskiej. Zapraszam na śniadanie.


 Jajka pieczone z chlebem i pomidorami 

2 porcje 

250g dojrzałych pomidorów (zwykłych lub koktajlowych)
3 łyżki oliwy 
2-3 kromki ulubionego chleba 
2 jajka 
sól 
świeżo zmielony czarny pieprz 


Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. 

Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia. 

Pomidory, jeśli używacie dużych, pokroić na cząstki. Ja pokroiłam swoje na pół i każdą połówkę na 3 części. Jeśli używacie koktajlowych to pokrójcie tylko na pół. Ułożyć na je blaszce, skropić łyżką oliwy, posypać solą i pieprzem i wstawić do piekarnika. Piec przez ok. 20 minut, aż się lekko pomarszczą. 

Chleb podrzeć na kęsy, albo pokroić w sporą kostkę. Przełożyć do miseczki i polać resztą oliwy. Posypać delikatnie solą i pieprzem i wymieszać, aby chleb pokrył się oliwą. Odstawić na czas pieczenia pomidorów.

Po ok. 20 minutach do pomidorów dołożyć chleb nasiąknięty oliwą i wstawić do piekarnika.  Piec przez ok. 7 minut, następnie wyjąć z piekarnika i szpatułką rozdzielić chleb i pomidory, tak aby powstały dwa gniazda - miejsce na jajka. W te gniazda wbić jajka, posolić, posypać pieprzem i wstawić do pieca. Piec przez 5 minut, nie dłużej. Białka mają być ścięte, ale żółtka nadal płynne. Serwować od razu. 

Plus jeden? Dodajcie wraz z jajkami kawałki podartej mozzarelli, aby roztopiły się na chlebie. 

Smacznego i miłej niedzieli!

7 września 2012

Hugh, buraki, jabłka i pekany

Patrzę na ten talerz i widzę jesień. Jakby ją ktoś namalował. Zakochałam się absolutnie w tym widoku i smaku. Zjadłam całą jego zawartość - spokojnie dwie porcje na przystawkę czy lekką przekąskę. Nie powinnam jeść octu, musztardy, powinnam unikać surowych jabłek. Przyznaję, trochę mnie teraz boli brzuch. Ale to było warte każdego kęsa. I jutro z premedytacją zrobię to znowu. 

Przepis, a jakże, z mojej nowej książki kucharskiej, o której ględzę od paru dni, a której recenzję przygotuję po serii wpisów z daniami z niej pochodzącymi. 

Surowy burak jest ziemisty w zapachu i smaku, mogłabym powiedzieć, że niemal torfowy. Jabłko wspaniale przełamuje ten smak, orzechy stanowią chrupiący dodatek. Z dobrym dressingiem trio idealne. 

Z porad Hugh:

Zrób z tego czworokąt - dodaj wyrazisty ser, np. dojrzały cheddar
Pięciokąt? Zaserwuj na liściach chrupiącej sałaty. 
Chcesz zamienniki? Użyj twardej gruszki zamiast jabłka i/lub orzechów włoskich zamiast pekanów. Wtedy do tej wersji zamiast Cheddara pasują niebieskie sery.

Moja uwaga: rewelacyjnie będzie u pasował także dressing na bazie oleju z orzechów włoskich.

Jak mogłam nie pokochać tej książki? 

 





































Sałatka z buraka, jabłka i pekanów 

2-4 porcje 

2 słodkie, twarde jabłka 
2 średnie buraki 
100g orzechów pekan 
1 łyżeczka musztardy angielskiej (lub innej ostrej) 
1 łyżeczka octu jabłkowego 
3 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia 
świeżo zmielony czarny pieprz 
sól


Do wykonania tej sałatki znowu przydatna jest szatkownica. 

Jabłka pokroić na ćwiartki i pozbawić gniazd nasiennych, po czym pociąć na cienkie plasterki i przełożyć do miski. 

Buraki obrać, pokroić na ćwiartki, a następnie na cienkie plasterki i przełożyć do miski z jabłkami. 

Pekany podprażyć na gorącej suchej patelni, mają być lekko zarumienione. 

Musztardę, oliwę, ocet, odrobinę soli i pieprzu połączyć w dressing i wlać go do miski z warzywami. Wymieszać delikatnie i rozłożyć sałatkę na talerze. Posypać pekanami, można dodać odrobinę pieprzu na górę i serwować od razu.

5 września 2012

Kalafior, pomidory, kapary, Hugh

To jest druga propozycja z mojej nowej  książki kucharskiej "Hugh's Three Good Things" autorstwa Hugh Fearnley-Whittingstall'a. Pomyślcie: chrupiący kalafior, słodkawe pomidory, słone wyraziste kapary. Obowiązkowo jeszcze jedna rzecz: dobrej jakości chleb, aby móc wytrzeć te pyszne soki. To kolejny szybki przepis, zachęta do przeczytania mojej recenzji, która ukaże się wkrótce. 

Nie podążałam za dokładnymi proporcjami z przepisu, ale polecam Wam serdecznie próbowanie zamienników, do czego także zachęca Hugh w swojej książce - np. zamiany blanszowanych warzyw na surowe (tu kalafiora). Wg mnie obie wersje są smaczne.




Sałatka z kalafiora, kaparów i pomidorów 

2 porcje  

1 mały kalafior, pocięty w różyczki
3 średnie dojrzałe pomidory 
40g solonych kaparów, przepłukanych na sicie
chlust dobrej jakości oliwy z pierwszego tłoczenia
sok z połowy cytryny
świeżo zmielony czarny pieprz
sól
nieco posiekanej natki pietruszki (opcjonalnie)
dobrej jakości chleb (tostowany, grillowany, jaki lubicie)

Pomidory można obrać ze skórki, ale nie trzeba. W tym celu należy je włożyć do miseczki i sparzyć gorącą wodą. Po ok. 5 minutach wyjąć z wody, usunąć skórki, pokroić w ósemki (albo jak się  Wam podoba), usunąć twarde kawałki oraz miąższ z pestkami. 

Zagotować osoloną wodę w rondlu i wrzucić do niej kalafior. Blanszować przez 2 minuty, po czym od razu odcedzić i przełożyć do miski z lodowatą wodą - to zapobiegnie dalszemu gotowaniu się kalafiora. Po ostygnięciu odcedzić, osuszyć i przełożyć do miski. 

Do kalafiora dodać pomidory, kapary, chlust oliwy, sok z cytryny, sól i pieprz. Odstawić na minimum 1 godzinę, a najlepiej na 3 godziny w chłodnej (ale pokojowej, nie w lodówce) temperaturze, aby całość się macerowała. 

Serwować posypane natką pietruszki oraz z pajdą chleba.

2 września 2012

Tego jeszcze nie jedliście...

Podejrzewam, że nie jest to popularne połączenie składników i pomimo, że na pewno większość z Was ma te składniki zawsze w domu, to idę w zakład, że niewiele z Was próbowało połączyć to w jedno. 

Od kilku dni jestem szczęśliwą posiadaczką nowej książki kucharskiej "Hugh's Three Good Things" autorstwa Hugh Fearnley-Whittingstall'a. Recenzja za parę dni, a teraz seria krótkich wpisów prezentujących to, co już z niej przygotowałam. 

Na pierwszy rzut moje sobotnie śniadanie. Chrupiąco, słodko, słono i lekko kwaskowato. 



Grzanki z oliwą, solą i miodem 

kilka kromek dobrego chleba na zakwasie (ja miałam pszenny z odrobiną rozmarynu) 
dobrej jakości oliwa z pierwszego tłoczenia (użyłam tej z Ginestry, pachnącej karczochami i o niskiej kwasowości)
grubo mielona sól morska lub sól w płatkach 
miód 

Chleb przypiec, tostować, grillować - sami decydujecie, co z nim zrobić i jak bardzo ma być przypieczony. 

Polać dość obficie oliwą i zostawić na minutę, aby wsiąkła. 

Posypać solą. 

Polać miodem. 

I tyle. Tylko tyle i aż tyle. Ja umarłam i znalazłam się w krainie wiecznej szczęśliwości. 

Życzę Wam smacznego i miłej niedzieli!