Wiele kobiet nie jest zadowolonych ze stanu swojej cery. Rocznie, my kobiety wydajemy niebotycznie duże pieniądze na produkty kosmetyczne mające im zapewnić wygląd modelek uśmiechających się z reklam tych produktów (pomijam fakt, że w erze retuszu zdjęć nie ma się co łudzić, że krem da nam taki wygląd jak w reklamie). Opowiem Wam z mojego punktu widzenia, co mi pomaga i może Wam pomóc i nie będzie tu o drogich kremach. Będzie o sprawie tak podstawowej, że aż nie wiedziałam, czy o tym pisać, okazuje się jednak, że sporo osób nie widzi związku między wyglądem swojej skóry, a tym, co je. Serio, serio.
Moja droga Sis jest kosmetyczką z wykształcenia i czynną w zawodzie. Gdy klientki narzekają na stan skóry pada pytanie o pielęgnację, ale też (albo przede wszystkim) o dietę. Jak dużo i co pijesz? Czy dieta jest bogata w świeże owoce i warzywa, ryby, a może nie unikasz pokarmów typu fast food albo wysoko przetworzonych? Jeśli się Wam wydaje, że jeden zestaw z sieci hamburgerowej w tygodniu nie zaszkodzi cerze, to możecie się zdziwić. O tym poniżej.
Woda. Podstawa, nie ma co ukrywać. W pielęgnacji, ale też utrzymaniu organizmu w zdrowiu. Bez dobrze nawodnionego organizmu od wewnątrz, jego zewnętrzna powłoka nie będzie wyglądać dobrze. Możecie wydać fortunę na serum czy krem nawilżający, ale bez odpowiedniej ilości wody w organizmie, o co Wy musicie zadbać, krem Wam nie pomoże. Picie wody to odruch, którego można się nauczyć.
W pracy na biurku mam postawioną litrową butelkę wody i pamiętam aby wypić ją całą między 9.00 a 17.30. Oprócz tego popijam w domu - rano na czczo ciepłą wodę z cytryną, przynajmniej 400-500ml (pobudza soki żołądkowe, odkwasza organizm, wspomaga pracę nerek). Tym sposobem, nie licząc herbat (zwykle ziołowych, czerwonej lub owocowych) wypijam 1.5l wody. W domu staram się też tego pilnować, choć weekendami bywa gorzej (przyznaję), bo wtedy bywam bardziej mobilna. Jednak zawsze gdy wychodzę z domu mam w torebce czy samochodzie małą butelkę wody. Kawę i czarną herbatę piję sporadycznie i traktuję raczej jako coś odświętnego, smakołyk. Zielonej herbaty nie lubię, poza jednym wyjątkiem aromatyzowanym owocami nie pijam - podobno jest dobra na cerę, ale ja Wam tego nie potwierdzę. U mnie - woda, woda, jeszcze raz woda. I nie piję tylko gdy jestem spragniona - nawadniam organizm małymi porcjami, ale regularnie. Od lat nie pijam gazowanych, kolorowych napojów, ani soków ze sklepu - jeśli pijam soki, to sama je wyciskam na bieżąco.
Jedzenie - podstawowa zasada - im mniej przetworzone, tym lepiej. Pomyślcie o jedzeniu w taki sposób: to co mało przetworzone i naturalne jest dla organizmu dobre i on czerpie z tego benefity (piękna skóra w tym przypadku), a co przetworzone to dla organizmu trucizna - on męczy się trawiąc ją, próbuje ją zwalczyć, mobilizując swe siły, a niejednokrotnie uboczne efekty tej walki ujawniają się na twarzy - np. wypryski. Organizm będzie długo neutralizował wysoko przetworzone jedzenie (hamburgery z sieciówek, zupki chińskie, gotowe sosy ze słoika, dania do mikrofalówki itp.) i zużyje swoje dobre zasoby do walki, wyjdzie z niej zmęczony.
Czytaliście na pewno wiele o naturalnych maseczkach z miodu, drożdży, ogórka, awokado czy siemienia lnianego - kto z Was nigdy nie próbował? Słyszeliście o dobroczynnej maseczce z hamburgera, frytek czy coli? Nie sądzę. Rozumiecie analogię? Ja jestem zwolennikiem zjedzenia awokado, czy ogórka, a nie marnowania go na maseczkę - tak na marginesie. Od lat nie jadam w barach typu fast food, choć to miałam kiedyś na sumieniu, co lubią mi do dziś wytykać co bardziej złośliwe koleżanki. No cóż, kiedyś paliłam papierosy i olewałam regularne treningi, ale na szczęście zmądrzałam, nauczyłam się, dorosłam - nazwijcie to jak chcecie. Wypominanie mi, że ja kiedyś też jadłam kostkę rosołową czy Big Maca jest po prostu śmieszne. Zacznijcie zmiany od siebie, ja zaczęłam lata temu i z perspektywy czasu widzę, że dobrze na tym wychodzę. To nie tak, że nie jadam frytek, czy pizzy. Jadam, ale nie jest to podstawa diety i są to dania zrobione tradycyjnymi metodami ze świeżych produktów.
Czytaliście na pewno wiele o naturalnych maseczkach z miodu, drożdży, ogórka, awokado czy siemienia lnianego - kto z Was nigdy nie próbował? Słyszeliście o dobroczynnej maseczce z hamburgera, frytek czy coli? Nie sądzę. Rozumiecie analogię? Ja jestem zwolennikiem zjedzenia awokado, czy ogórka, a nie marnowania go na maseczkę - tak na marginesie. Od lat nie jadam w barach typu fast food, choć to miałam kiedyś na sumieniu, co lubią mi do dziś wytykać co bardziej złośliwe koleżanki. No cóż, kiedyś paliłam papierosy i olewałam regularne treningi, ale na szczęście zmądrzałam, nauczyłam się, dorosłam - nazwijcie to jak chcecie. Wypominanie mi, że ja kiedyś też jadłam kostkę rosołową czy Big Maca jest po prostu śmieszne. Zacznijcie zmiany od siebie, ja zaczęłam lata temu i z perspektywy czasu widzę, że dobrze na tym wychodzę. To nie tak, że nie jadam frytek, czy pizzy. Jadam, ale nie jest to podstawa diety i są to dania zrobione tradycyjnymi metodami ze świeżych produktów.
Świeże warzywa i owoce. Nie tylko dla zdrowej cery, ale dla całego zdrowego organizmu. Codziennie staram się zjeść porcję świeżych owoców (najlepiej na pusty żołądek) i co najmniej jedną surową porcję warzyw. Do tego warzywa ugotowane/upieczone w różnych formach. Najlepsze są surowe, wiosną i latem staram się ich jeść maksymalnie dużo - nie dość, że dostarczają witamin i minerałów, to także dodatkową porcję wody. Ja mam absolutnego fioła na punkcie awokado i zjadam co najmniej 2-4 tygodniowo. Tak zdrowego i bogatego w różne dobra (w tym dobroczynne tłuszcze) owocu można szukać ze świeczką. Jem też dużo zielonych warzyw liściastych (szpinak, sałaty, jarmuż) i robię smoothies (szukajcie w dziale napoje, więcej przepisów pojawi się wkrótce)
Zdrowe przekąski. U mnie to w ciągu tygodnia orzechy czy migdały, pestki dyni czy słonecznika, czasami suszone owoce (ale rozsądne ilości - mają sporo cukru), moje ulubione to goji - znowu, jak w przypadku wody, kładę porcję na biurku w pracy i podjadam. Najlepiej mieć wyliczone porcje, bo to dość kaloryczne przekąski i łatwo przesadzić. Chcę mieć ładną cerę, ale nie za ciasne ubrania. Orzechy i migdały staram się moczyć przez noc, bo namoczone lepiej się trawi. Popołudniu, gdy wiem, że do obiadu jeszcze 2-3 godziny, a żołądek już się powoli odzywa, to zjadam jabłko, banana lub małą sałatkę owocową.
Oliwa. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe - zdrowe dla organizmu, fantastyczne dla skóry. U mnie w kuchni króluje oliwa dobrej jakości, z pierwszego tłoczenia, tłoczona na zimno. Nie oszczędzam na niej, w sensie kupuję dobrą, ale ostrożnie stosuję - jest bardzo kaloryczna. Z tego samego względu warto jeść tłuste ryby. U mnie są regularnie, choć nie tak często jak powinnam je jeść (sypię głowę popiołem).
Siemię lniane. W tygodniu jeśli mam czas, a w weekendy obowiązkowo mielę kilka łyżek i zalewam gorącą wodą. Mielę tylko tyle, ile jednorazowo potrzebuję, bo zmielone siemię szybko traci swoje walory odżywcze. Wypijam ciepłe, po szklance ciepłej wody z cytryną, a przed śniadaniem, w postaci gęstej zawiesiny.
Produkty mleczne. Ograniczyłam. Zjadam sery, choć w mniejszej ilości niż kiedyś, nie piję w ogóle mleka krowiego. Nie jest tajemnicą, że mogą one wzmagać one trądzik. Ja ograniczyłam ze względu na podejrzenie choroby refluksowej, odbiło się to na cerze - pojedyncze wypryski pojawiają się rzadziej i są związane z cyklem hormonalnym. Nadal jem jogurt naturalny, maślankę czy kefir, ale nie w dużych ilościach.
Pełne ziarno ponad to oczyszczone. Z tym różnie bywa, ale staram się zwiększać proporcje razowych produktów do tych oczyszczonych (makarony i pieczywo, bo z ryżem brązowym się średnio lubimy), bo widzę różnicę w samopoczuciu ogólnym po zjedzeniu pełnoziarnistych, a wierzę w ogólną harmonię - dobre samopoczucie = ładna cera. Jem dużo kasz, głównie gryczanej, jaglanej i quinoa.
Olej kokosowy. Organiczny, z pierwszego tłoczenia, tłoczony na zimno. Płuczę nim jamę ustną co rano, na czczo. Biorę łyżeczkę do ust, płuczę, mielę językiem, robię miny przez ok. 15-20 minut, wypluwam do kosza (może zatkać rury) i przepłukuję jamę ustną wodą z solą. Następnie szczotkuję dokładnie zęby i język. Ta stara metoda znana dzięki Ajurwedzie eliminuje z jamy ustnej bakterie, które nagromadziły się przez całą noc i pomaga nieco odtruć organizm. Podobno działa też na cerę, ja stosuję od lutego z małymi przerwami i nie zauważyłam diametralnej zmiany, ale też moja cera nie wymagała nie wiadomo czego. Są dziewczyny, które zarzekają się, że płukanie oleju poprawiło im stan skóry i ja w to wierzę. (stosuję głównie na wzmocnienie dziąseł, zauważyłam brak upiornych bóli głowy od kiedy zaczęłam stosować tę metodę, a miewałam je dość często).
Uwaga - nie przyjmuję żadnych suplementów diety! Kiszę soki z warzyw, głównie z buraków i popijam - czasem 2 łyki dziennie, czasem szklankę. Są naturalną odżywką, skarbnicą minerałów i witamin, wpływają na odporność i smakują wybornie (jeśli lubicie kiszonki).
To są moje kulinarne sposoby na ładną cerę, nie chciałam poruszać tematu pielęgnacji kosmetycznej. Rady są dość uniwersalne, poza tym, że ktoś może mieć alergie i nie tolerować np. orzechów i może mieć po nich wysypkę. Sami wiecie jakie alergeny czyhają na Was i dostosujcie dietę, aby je zminimalizować. Jeśli nie wiecie, to zastosujcie dietę eliminacyjną, albo zafundujcie sobie testy. Obserwujcie i słuchajcie organizmu. Nie oczekujcie szybkich efektów - zobaczycie je dopiero po ok. 2-3 miesiącach, ale już po 2 tygodniach od zmiany diety i eliminacji złych produktów zauważycie poprawę samopoczucia. Nastawcie się, że na początku może być gorzej - organizm będzie się oczyszczał (zapach z ust może być nieprzyjemny, a na twarzy pojawić się może więcej wyprysków), ale potem będzie już tylko lepiej.
Przyznaję, że nie zawsze byłam taka dobra dla mojej cery, ale w pewnym momencie przyszła wiedza i jakaś wewnętrzna dyscyplina, aby o siebie zadbać. Na stan skóry, włosów i paznokci nie mogę od lat narzekać. Jeśli naprawdę chcecie zmian, to się zmobilizujecie i zorganizujecie pudełeczka na zdrowe przekąski do pracy, czy małą sokowirówkę, znajdziecie czas na przygotowanie posiłków. Jedzenie typu fast food zacznie Wam zwyczajnie śmierdzieć - organizm wrócił do naturalnego rytmu i sam wyczuwa, co jest dla niego złe.
Wiem, że to truizm, ale pamiętajcie - jesteście tym, co jecie. Nie chcecie chyba być tani, szybcy i udawani?
Oczywiście pomaga też regularny ruch i świeże powietrze, ale tu już wchodzimy na tematy poza kulinarne.
Dajcie proszę znać w komentarzach, jakie produkty czy nawyki Wy przemycacie w codziennej diecie, aby wspomóc wygląd pięknej skóry. Czekam z ciekawością, może odkryję coś nowego.
Chwała Ci za ten wpis, droga Karolino :)
OdpowiedzUsuńCo prawda, kosmetyczka nie jestem, ale chyba jakieś takie moje wiejskie korzenie zawsze wpływały na to, ze lubiłam to, co naturalne :)
Potwierdzam - to NAPRAWDĘ ma przełożenie :D
Masz bardzo zdrowe nawyki. Tego samego próbuję nauczyć nasze kosmetolożki. Przykład z maseczką z frytek jest boski, wykorzystam na wykładach ;)
OdpowiedzUsuńYay, wiedziałam, że wykładasz, ale nie wiedziałam co. :) Jeśli miałabym jeszcze coś studiować, to właśnie związanego z kosmetyką/kosmetologią. :)
UsuńMożesz mnie cytować. :D
Chcialabym byc mala myszka i zobaczyc czy to tak naprawde u ciebie wyglada
OdpowiedzUsuńNie trzeba być myszką, wystarczy spojrzeć na twarz Karoliny, żeby zobaczyć, że na pewno się stosuje do tego co napisała. To takie niewiarygodne, że ktoś ma poukładane codzienne rytuały?
UsuńNiektorzy nie wierza, ze mozna zwyczajnie o siebie dbac. A jak slysze, ze "kazdy czasem jada w Macu", to otwieram oczy szeroko ze zdziwienia. A moze juz nie? ;)
Usuńhaha tez mam takie nawyki i naprawde nic w tym dziwnego ;)
UsuńJa do tej wody z cytryną rano na czczo dodaję jeszcze łyżeczkę miodu. Działa to wzmacniająco i uodporniająco:-)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też dawałam, ale od jakiegoś czasu wchodzi mi z samą cytryną. :)
UsuńBrawo za Twe nawyki! I dziękuję za wpis :). Trzeba wprowadzić to i owo w życie :)
OdpowiedzUsuńOlej kokosowy przez 15-20 minut? Czy sekund? ;)
Minut! :) Laduje do buzi, plucze, a w tym czasie karmie trzy koty, myje i kremuje twarz, przygotowuje mielone siemie lniane, sniadanie (jesli zimne) czy lunch do pracy. Po 20 minutach wypluwam, plucze polosona woda, myje zeby i jestem gotowa do nakladania makijazu (to w tygodniu). :)
UsuńO kurka! :D
UsuńTak na marginesie, fajne jest to, że każdy ma swój poranny rytuał, swoją sprawdzoną kolejność :)
Pozdrawiam ciepło :)
Gorzej, jak wstanę kwadrans później - wtedy coś musi wypaść, a na pewno nie karmienie kotów, ani moje śniadanie. ;) Pozdrawiam również.
UsuńBardzo dobrze, że o tym napisałaś. Ja widzę na co dzień, jak reaguje moja cera na to, co jem. I czym mogę sobie zaszkodzić. Bardzo ciekawy post :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrawda, że to widać nawet po pojedynczych potrawach/składnikach? :)
UsuńJa pozbyłam się wszystkich problemów ze skórą odkąd zaczęłam jeść mielone siemię (podziwiam za spożywanie solo, ja dodaję do serków/jogurtów z dużą ilością dodatków i jest pycha, ale takiego gluta nie dałabym rady). Mam wrażenie, że to cudotwórczy produkt, ot co. Choć poza tym mega zdrowo się odżywiam i wszystko o czym piszesz dzisiaj jest w mojej diecie obecne. Jeszcze jedna rzecz, która mi zawsze kojarzyła się z odżywieniem ciała - chlorofil! Piszesz o liściastych, warto właśnie podkreślić jaki ich kolor jest ważny (nie tylko dla psychiki:)). Robię napój z pęczka natki pietruszki, soku z dwóch cytryn i miodu. Dobry z wodą gazowaną lub nie. Piję od ok. miesiąca, w miarę regularnie, bo strasznie mi smakuje, i zauważyłam że bardzo mi przyspieszyły włosy, rosną jak szalone!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że początki były trudne, ale o dziwo zasmakowały mi te gluty. :) Włosy mi rosną i bez pietruszki - mam masę tzw. baby hair! :D Ale o jej dobrych właściwościach wiem. :)
Usuńsuper wpis! czytam go zajadając się sałatką ze szpinaku,coż za zbieg okoliczności :) masz racje jesteśmy tym co jemy! szkoda, że tak mało osób przykłada do tego wagę i np. nie ma w szkołach podstaw zdrowego odżywiania.
OdpowiedzUsuńChyba będą musieli to wprowadzić. Dziś czytałam raport i dzieci w Polsce tyją na potęgę... :(
UsuńA o śnie było ;)? Bo jak dla mnie to podstawa.
OdpowiedzUsuńNie mogę powiedzieć bym z rozmysłem jadła jakieś rzeczy dla urody, raczej staram się ogólnie nie jeść bezmyślnie ;). Co jakiś czas mi się przypomina jednak powiedzenie mojej Mamy: "Cebula [surowa] to miotełka cery", i coś w tym jest. W pielęgnacji twarzy staram się trzymać zasady "mniej jest więcej".
PS. Jakoś to olejowanie jamy ustnej mnie nie przekonuje, ale mam alergię na słowo "ayurveda" :D
Oj tak, sen! Bez tego ani rusz. Dobrze byłoby jeszcze ograniczyć czas spędzany przed komputerem, ekhm... ;) Cebula surowa jest baaaaaaaaaaardzo zdrowa i świetna na cerę.
UsuńA o tej Twojej awersji to mi mówiłaś. :)
taki drobiazg, jako zawodowy chemik to wiem ze cytryna ma pH kwasowe, w zoladku tez mamy "podobno" kwas solny i to mocno stezony o pH ok 3 , to jak za pomoca kwasu odkwasza sie organizm???
OdpowiedzUsuńCytryna ma zdzialanie zasadotworcze, to jest dosc powszechna i bledna opinia, ze jest kwasotworcza. O ile sie nie myle, to jedyny owoc cytrusowy, ktory nie jest kwasotworczy. 100 g soku z cytryny zawiera 600 mg kwasu cytrynowego, 15 mg wapnia, 9 mg manganu, 0,1 mg zelaza, 10 mg fosforu i 40 mcg witaminy B1 - mysle, ze o sklad sie tu rozchodzi i cyklem reakcji, a nie o PH. Mialam problem z kwasami w zoladku - pije wode z cytryna i problem pozegnalam - nikogo do picia oczywiscie nie zmuszam, to jest wpis o moich sposobach, a nie dogmat.
UsuńJako gospodyni prosze, aby sie podpisywac. Taki drobiazg.
Jako chemik rzeczywiście widzisz tylko pH, natomiast zasadotwórcze działanie owoców, cytryny też, wynika z tego, że aniony w nich obecne, to kwasy organiczne, które są przez nas organizm spalane do CO2, zaś kationy, to właśnie pięknie wypisane przez Karolinę jony nieorganiczne podnoszące pH płynów ustrojowych.
UsuńPozdrawiam
Zawodowy biochemik
Jeszcze dopowiem, na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że anonimowy chemik jest bardziej dociekliwy, że fosfor wymieniony przez Ciebie akurat występuje w formie kwasu. Ale chodzi właśnie o to, że Ty intuicyjnie rozumiesz, że w organizmie chodzi o przemiany metaboliczne, a nie zwykłe dodawanie i odejmowanie jonów.
UsuńCytryna jest pokarmem kwasotwórczym w jamie ustnej i żołądku, ale po przyswojeniu jest już zasadotwórcza. O.
Pinkcake, dziekuje bardzo za fachowa odpowiedz. :)
UsuńKarolino, zasadotwórczy jest jeszcze grejpfrut oraz kasza jaglana :)
UsuńBardzo Ci dziękuję za ten wpis, dokładnie jakbyś wyczytała w moich myślach, brakowało mi takich informacji w jednym miejscu :) Ja na pewno zastosuję się do Twoich porad, bo czuję, że trochę zapomniałam o dyscyplinie jeśli chodzi o pilnowanie diety, co odbiło się właśnie na mojej cerze.
OdpowiedzUsuńDieta, no i pielęgnacja - sporo grzechów urodowych miałam na sumieniu jako dwudziestolatka, ale poprawiłam się. ;) Od paru dni szaleję na punkcie OCM. :) Liczę na spektakularne efekty. ;)
UsuńKarolino, dziś po raz pierwszy spróbowałam płukania olejem kokosowym z olejem kokosowym. Mam wrażenie, że moje zęby i język nie były czystsze :D. Pozdrawiam znad kanapki z pastą avocado i wędzonym pstrągiem.
OdpowiedzUsuńHe, he, po jednym razie na pewno nie zauważysz różnicy. :) Ja w ogóle wątpię, że to tak super działa na wszystkich, niektórzy na pewno nic nie zauważą, tj. żadnych zmian - tak bywa. :) Pozdrawiam, a kanapka brzmi świetnie. :)
UsuńA ja po zjedzeniu samych świeżych owoców czy warzyw na czczo dostaję od razu rewolucji żołądkowo - jelitowych :(
OdpowiedzUsuńNo bywa, niestety. :( Trzeba słuchać organizmu, mam bliską osobę, która bardzo zdrowo się odżywia, ale na jakieś takie typowo zdrowe rzeczy (np. soczewicę, fasolę) reaguje bardzo źle - to kwestia wrażliwości żołądka i jelit.
Usuńhej,
OdpowiedzUsuńCo do wody to ja wypijam 4-5 litrów i nie wyobrażam sobie że mogłabym mniej- tak się przyzwyczaiłam kiedy miałam problemy z nerkami teraz nie sprawia mi to żadnej trudności a wręcz przeciwnie. Co do innych napojów to kawa czasem herbaty owocowe czy zielona i winooo- to ostatnie raczej nie służy cerze...
Miło się czytało o tej samodyscyplinie- większość wiadomości które tu wyczytałam- już gdzieś w mojej głowie były (za wyjątkiem chyba oleju kokosowego) ale własnie przez brak dyscypliny nie stosuję PRAWIE NIC. A dzięki Twojemu wpisowi nabrałam motywacji :) pozdrawiam Agata
U mnie: dużo warzyw (biorę jednego lanczboksa do pracy), woda z cytryną z rana, dużo kasz - najchętniej pęczak i gryczana, suszone owoce, pestki dyni. Ograniczyłam słodycze, a zamiast jem owoce, albo jogurt słodzony syropem klonowym, albo słodki koktajl jogurtowo-owocowy (wtedy już bez słodzenia). Co jakiś czas makrela. I przekonuję się do zielonych koktajli (ostatnio: kiwi, ogórek, czosnek niedźwiedzi, seler naciowy i woda).
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za wszystkie komentarze i pozdrawiam Was ciepło. :)
OdpowiedzUsuń