25 kwietnia 2013

O jedzeniu na wynos. Płaskie chlebki z mielonym mięsem i granatem.



Nie jest tajemnicą, że mieszkam na wsi. Nawet w środku niczego. No, w zasadzie to poza wsią, w środku pola przeciętego drogą kategorii C, o której lokalne władze zapominają w zimie i omijają ją pługi śnieżne. I ja, miastowa dziewczyna, która większość życia spędziła w blokowiskach, nieco więcej niż połowę dorosłego biegając do pubów, klubów, kin, teatrów itp. nie zamieniłabym tej wsi na nic innego. Może inną wieś... Albo totalne pustkowie. Czego mi jednak czasem żal, to fakt, że nie mam w pobliżu rozsądnego baru z jedzeniem na wynos. 

Gotować lubię bardzo, ale chyba bardziej lubię jeść i czasem dopada mnie kryzys - zjadłoby się coś dobrego, ale gotować się nie chce. Z pomocą przychodzi luby, który się rozkręca z gotowaniem, ale czasem przydałby się jakiś Marokańczyk z rogu ulicy w Londynie, czy Chińczyk ze skośnookiej dzielnicy Paryża, o których z rozrzewnieniem wypowiadają się miastowi. Zmierzam do tego, że gdybym miała w pobliżu kogoś serwującego prostą, autentyczną kuchnię narodową na wynos, to pewnie pozwalałabym sobie od czasu do czasu na luksus dobrego jedzenia na wynos. Luksus? Dla mnie owszem, bo to coś, co jest nie do zdobycia i drogocenne tu gdzie mieszkam. W najbliższym miasteczku są cztery takie przybytki: pizza i kebab, Chińczyk, Indusi oraz fish & chips. Każdemu dałam szansę - nie jestem taka, że od razu spisuję na straty. I nie wracam tam.  To nie jest jednak tak, że przekreślam dania z barów oferujących jedzenie na wynos - po prostu chcę, aby było to jedzenie dobrej jakości i autentyczne. Och, ile razy wzdychałam na myśl o jakiejś pierogarni, która robiłaby pierogi idealne, miała niezły wybór i wybawiłaby mnie z godzinnego lepienia pierogów... Korzystacie z takich miejsc?

Podsumowując - jestem w sytuacji, że jak chcę zjeść dobrze, to albo sobie ugotuję, czy zamówię obiad u lubego, albo jedziemy na kolację do pubu czy restauracji - to jednak okazyjnie. Miejsca serwujące dania na wynos, to dobra opcja dla osób, które nie mają czasu, weny, siły czasem czegoś ugotować, a ja ostatnio dowiedziałam się, że do Polski dotarła Foodpanda - serwis działający w wielu krajach na kilku kontynentach. Proste rozwiązanie - wybieracie miasto, w którym mieszkacie, wybieracie z listy knajp, które dowożą jedzenie na Wasz adres, zamawiacie, płacicie za jedzenie i czekacie na dostawę. Proste? Proste. 

Jeśli jednak jesteście pracusiami i macie dostęp do jagnięciny (niestety z innym mięsem to nie będzie to, bo mięta i granat kochają się z jagnięciną właśnie!), to możecie wykonać w domu ciekawe danie z nutką orientu, a jeśli coś pójdzie Wam nie tak, to może jesteście jednymi z tych szczęściarzy ze sprawdzoną knajpką i zamówicie sobie coś używając serwisu Foodpanda.


Jagnięcina z granatem na domowych płaskich chlebkach


Chlebki - 4 sztuki 

225g mąki pszennej 
½ łyżeczki soli 
1½ łyżki oliwy  
125ml gorącej wody

Dodatki - 4 porcje 

250-300g mielonej jagnięciny 
1 łyżka oliwy 
½ czerwonej cebuli, obranej i posiekanej drobno
1 duży ząbek czosnku, obrany i posiekany drobno
1 łyżeczka mielonej kolendry 
1 łyżeczka mielonego kuminu 
½ łyżeczki kurkumy 
½ łyżeczki mielonej chilli 
1 łyżeczka suszonej mięty 
kilka liści sałaty lub kilka garstek mieszanki sałat 
1 owoc granatu - wydłubane pestki
4 łyżki gęstego jogurtu naturalnego 
sok z połowy limonki 
1 łyżeczka dukkah 
2 gałązki świeżej mięty 
sól 
świeżo zmielony czarny pieprz 

Najpierw przygotować ciasto na chlebki. Mąkę wymieszać z solą w misce, zrobić dołek, wlać oliwę i gorącą wodę. Wymieszać, aż składniki zaczną się łączyć w ciasto i dokładnie wyrabiać przez ok. 10 minut (mikserem ok. 5 minut). Ciasto ma być elastyczne i miękkie - jak plastelina w ciepłych dłoniach. Zawinąć w folię spożywczą i odstawić na godzinę. 

Na rozgrzaną patelnię wlać oliwę, dodać cebulę i smażyć na małym ogniu przez ok. 5-7 minut, aż będzie miękka. Następnie dodać czosnek, kurkumę, chilli, kolendrę i kumin i wymieszać, aby przyprawy rozeszły się w tłuszczu. Zwiększyć ogień i dorzucić jagnięcinę, nieco soli i pieprzu oraz suszoną miętę. Smażyć przez kilka minut - mięso ma być zarumienione. Drewnianą szpatułką rozdzielać grudki mięsa w trakcie smażenia. 

Jogurt naturalny wymieszać z dukkah i sokiem z limonki. Przygotować sałatę i granat, aby były pod ręką. 

Piekarnik z kamieniem do pizzy lub blachą nagrzać do 230 stopni C.  Najlepiej dać się w tej temperaturze pogrzać kamieniowi przynajmniej przez kwadrans.

Ciasto chlebowe podzielić na 4 części i każdą uformować w kulkę. Na lekko oprószonej mąką powierzchni rozwałkować każdą kulkę na placek, mniej więcej 20cm średnicy.

Rozwałkowany chlebek ułożyć na kamieniu, spryskać lekko wodą i piec przez ok. 7 minut. Absolutnie się nie przejmować, że chlebki nabiorą więcej koloru po jednej stronie, niż po drugiej, powybrzuszają się i w środku utworzą się takie puste jamy - taka ich uroda. Jeśli macie duży piekarnik/kamień/blaszkę, to możecie upiec wszystkie na raz, jeśli nie, to partiami. Upieczone chlebki przykrywam ściereczką, aby zupełnie nie wystygły.

W czasie gdy chlebki się pieką podgrzać nieco jagnięcinę. 

Na upieczone chlebki nałożyć nieco jogurtu (zrobić takie plamy, nie trzeba rozsmarowywać), kilka listków sałaty, jagnięcinę, posypać pestkami granatu i listkami świeżej mięty. Serwować od razu.

11 komentarzy:

  1. O, jagnięcina :))) Nie wiem czemu jednak spodziewałam się, że to będą chlebki nadziewane (zanim dojechałam do końca przepisu). A Foodpanda niestety mojego najbliższego miasta nie obejmuje ;) (chyba, że za najbliższe uznać wojewódzkie ok. 60km stąd, ale kombinacja z adresem domowym daje tylko wynik pt. knajpa testowa :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczatkowo mialy byc zwijane, ale zalezalo mi, aby chlebki robic bez drozdzy i wyszly takie podplomyki - bardziej chrupkie, niz nadajace sie do zwijania, czy nadziewania. :)

      Usuń
  2. To jak dojazdem do pracy z tej wsi? Pyszny przepis! Szukam właśnie pomysłu na mięsko mielone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee? Samochod? :) Do pracy mam 15km, to samo miasteczko, gdzie sa bary z jedzeniem na wynos.

      Polecam jagniecine - inne nie bedzie tak smaczne.

      Usuń
  3. Miałam zamiar zrobić pizzę, ale chyba skuszę się na Twoje chlebki, przepis jest ciekawy, a połączenie kolorów i zdjęcia - genialne! :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam jagnięcinę z miętą i granatem i do tego czerwona cebula, ach palce lizać. Takie danie to tylko z takimi chlebkami:-). Jestem zwolenniczką domowego jedzenia ale mój mąż czasami ma ochotę na jedzenia na wynos:-)oczywiście jemy wtedy razem ale i tak mi smakuje bardziej to zrobione w domu:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda tylko, że w Krakowie niestety ciężko jest dostać jagnięcinę... Poluję na nią już od dawna, bo mam niesamowitą ochotę :) Pięknie wyglądają. Bardzo jestem ciekawa takiego połączenia.
    Pozdrawiam,
    Beata
    PS. Mieszkanie na takiej wsi też ma swoje zalety (ja teraz tęsknię za swoją...)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny zestaw!
    Nie wiem, czy pierogarnię na pustkowiu ktoś by docenił, ale bliżej miasta z pewnością. Ja mam kilka uubionych miejsców na szybkie jedzenie na wynos, ale pierogi najbardziej lubię z pewnego zaufanego sklepu mięsnego - lepią tam własne i sprzedają, a ja uzulełniam tylko o smażoną cebulkę albo masło i posypuję świezym lubczykiem, nie plamiąc mocno swego blogerskiego honoru ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. chętnie bym sobie "wyniosła" taką kanapkę

    OdpowiedzUsuń
  8. pyyyyszne ;) a jedzonko z FOODPANDY polecam ;)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)