Przykra rzecz, jaka może przytrafić się smakoszowi, to nakaz ograniczenia jego ulubionych produktów. Dla kogoś, kto w zasadzie sto razy dziennie myśli o tym, co zjeść, co nowego ugotować, przegląda książki kucharskie co drugi dzień, u kogo w każdym kącie domu leżą jakieś gazety kulinarne i kto dzieli się tą pasją z innymi, to już prawdziwa tragedia. Tak mu się przynajmniej na początku wydaje...
Dostałam zalecenie lekarskie zrezygnowania z ulubionych kąsków. Na razie na 4-6 tygodni, potem się zobaczy. Wracałam wściekła z przychodni - wizja tygodni bez przysmaków przyprawiała mnie o ból głowy, odechciało mi się gotować, fotografować, pisać. Po kilku godzinach ochłonęłam, a kilka bliskich osób mnie zmobilizowało, że kto jak nie ja wymyśli smaczne dania z ograniczonego wyboru produktów. Pomyślałam, że trzeba to przyjąć na klatę, tym bardziej, że te kilka tygodni minie szybko, a jeśli okaże się (tfu, tfu!), że stale muszę unikać tego, co kocham najbardziej, to może to będzie swego rodzaju treningiem?
Następnego dnia ugotowałam więc lekki sos pieczarkowy, bez śmietany i masła (która tak się kochają z grzybami) i zjadłam go z kosmosą ryżową (kaszą quinoa) oraz ogórkiem kiszonym. Normalnie do sosu grzybowego na maśle i śmietanie pewnie ugotowałabym tagliatelle i posypała to świeżo startym twardym serem. Ale trudno, co robić?! Podaję przepis, może ktoś, kto nie może sobie folgować ze śmietaną i masłem się skusi.
Lekki sos pieczarkowy
2-3 porcje
2 łyżki oleju słonecznikowego
1 szalotka, obrana i drobno posiekana
250g pieczarek, umytych i pokrojonych na plasterki (użyłam mojej ulubionej odmiany - brązowej, bo ma bardziej ziemisty i intensywny smak, niż tradycyjne pieczarki)
ok. 900 ml wywaru warzywnego
2 łyżki sosu sojowego ciemnego
świeżo zmielony czarny pieprz
sól (użyłam wędzonej w płatkach)
2 płaskie łyżki skrobi kukurydzianej rozrobionych w kilku łyżkach zimnej wody
2 łyżki jogurtu naturalnego (użyłam greckiego)
nieco posiekanej natki pietruszki
ulubiona kasza do serwowania
W rondelku rozgrzać olej, dodać szalotkę i smażyć na małym ogniu, aż będzie miękka. Dodać pieczarki i smażyć, aż będą lekko zarumienione. Dolać wywar, doprawić sosem sojowym, pieprzem i solą, przykryć i gotować na małym ogniu przez ok. 5 minut. Na sam koniec dodać skrobię kukurydzianą rozrobioną w wodzie, zamieszać, zagotować i zdjąć z ognia. Dodać jogurt i wymieszać.
Przed podaniem posypać posiekaną natką pietruszki. Ja jadłam z kaszą quinoa i ogórkiem, ale z makaronem też się obroni.
Dobrze, że nie porzuciłaś bloga. Ja jestem w tym wieku, że folgować sobie mogę, ale czasem sama z siebie wybrałabym taką wersję, zamiast śmietanowej. :)
OdpowiedzUsuńMiałam chwilowy kryzys, ale teraz o niebo lepiej i kombinuję w kuchni. :) Zapraszam więc wkrótce po nowe przepisy. :)
UsuńMnie by się przydał taki urlop od smakołyków, choć jeśli ten urlop byłby przymusem wymyślonym przez pana lekarza, to też pewnie bym tak psioczyła!
OdpowiedzUsuńPowodzenia, kochana! :D
Lekki zwrot bloga w trochę zdrowsze zakątki, to o wiele lepsze, niż byś miała przestać pisać, bo tak miło się Ciebie czyta.. Zdradzisz dlaczego musiałaś ograniczyć, z tego co na razie widzę tłuszcze zwierzęce?
OdpowiedzUsuńNa razie nie wiadomo - zrobiłam badania i wkrótce się dowiem na co będą próbować mnie leczyć, bo są trzy opcje. ;)
UsuńBardzo to przykre, ale rozumiem Cię doskonale. Sama jestem na diecie już któryś miesiąc i mam ograniczone produkty. Ja znalazłam sposób - gotuję dla innych. Też mam z tego radość, mimo, że nie jem;-)Życzę wytrwałości!
OdpowiedzUsuńGotować dla innego (i innych) nadal oczywiście będę, wkurza mnie to, że już nie mogę sobie folgować. ;) Dziękuję.
UsuńKochana, nie martw się! Ja już miałam okazję się przekonać, jak ograniczenie produktów możliwych do spożycia wpływa na kreatywność kulinarną :). Nos do góry, na pewno znajdziesz kolejne swoje przysmaki, nawet z takimi utrudnieniami!
OdpowiedzUsuńA ten lekki sos na pewno może być miłą odmianą od tych tłustszych, wygląda smakowicie :).
Trzymam kciuki za dobre wyniki!
No właśnie doszłam też w końcu do tego wniosku i na razie nie jest źle. ;) Dziękuję. :)
Usuńoj tam, takie ograniczenie to dopiero rewelacyjne wyzwanie kulinarne i tak o tym myśl! :) Komosa, nie kosmoza :) Dasz radę, trzymaj się!
OdpowiedzUsuńDziękuję, jak zwykle czujna! :) Już poprawiłam. :)
UsuńOby z lekkim było lekko i mimo wszystko - smacznie ;). Co do pieczarek... Hm. U nas chyba są tylko jedne na rynku, czy coś przegapiłam?
OdpowiedzUsuńNo, Thiessa już Ci napisała. To są zdecydowanie moje ulubione. :) Mam nadzieję, że będzie smacznie, drugi tydzień i na razie nie narzekam. (no, trochę mnie skręca jak luby je sery na deser).
Usuńczasem tak w życiu bywa...ale lżejsze przepisy też są smaczne i do tego zdrowsze:) życzę wytrwałości..
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńWitaj w klubie ;) Ja nawet pieczarek i jogurtu nie mogę jeść, nie wspominając o mące i mięsie... Komosę jadam, owszem, z pieczonymi lub duszonymi warzywami. Wytrwałości życzę!
OdpowiedzUsuńOj, to ja mam super wybór produktów w takim razie! Dziękuję! :)
UsuńDasz radę, będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńNie mam wyjścia, dziękuję! :)
UsuńKto wie, moze przez te 4-6 tygodni odkryjesz cos nowego? Moze przekonasz sie, ze bez ulubionych kaskow tez da sie zyc, i to calkiem smacznie? Ten sos zapowiada sie pysznie, wiec na pewno skorzystam z przepisu, zwlaszcza, ze mam w domu Mezczyzne, ktory uparl sie, ze schudnie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zmienię trochę nastawienie z hedonistycznego w stronę minimalizmu. ;) A może wyniki za kilka tygodni będą lepsze i wypośrodkuję? :) Cieszę się, że przepis się przyda.
Usuńdasz rade, kobieto! A przy okazji bedziesz odkrywac nowe sfery gotowania...zobacz jak to wzbogaca i poszerza horyzonty. Zdrowka i wytrwalosci!
OdpowiedzUsuńNa pewno! Pamiętam jak się rozwinęłam kulinarnie, gdy nie jadłam mięsa.
UsuńDużo zdrowia.
OdpowiedzUsuńRafał :0)
Dziękuję. :)
UsuńUszy do góry!
OdpowiedzUsuńA danie wygląda super :)
Bardzo mi miło, dziękuję. :)
UsuńAlez takie diety zawsze wychodza na dobre, bo mozna przy okazji odkryc cos, czego nie zrobiloby sie gdyby nie dieta.
OdpowiedzUsuńPtasia brazowe pieczarki sa do kupienia w lidlu i tesco.
Taką mam nadzieję. :)
Usuń@Thiessa - Tesco nie posiadam w okolicy, Lidla ostatnio miałam zbadać pod kątem cydru, może spojrzę... bo ja zasadniczo kupuję warzywa tylko na targu (a tam pieczarki w 3 rodzajach tzn. w 3 cenach/stadiach zgniecenia ;).
OdpowiedzUsuńHe, he, mi często ktoś mówi, że coś tam jest przecież w Sainsbury, czy Waitrose. :) Do najbliższego sklepu (!) spożywczego mam 10 mil, do Tesco 25 mil, do Sainsbury (i to małego) nieco ponad 30 mil, a do Waitrose 45 mil. :D
Usuń3 stopnie zgniecenia - cudne! :)
ja sie ciesze ze tak bedziesz teraz gotowac, chetnie skorzystam z twoich propozycji bo lubie twoj blog a chce schudnac...
OdpowiedzUsuńTo i ja się cieszę. :)
UsuńHej!nie poddawaj się.ja musiałam odstawić kawę, którą kocham i bez której żyć nie mogę, na szczęście na jakiś czas.wszystko zawsze się ostatecznie układa; zobaczysz, że wrócisz do swoich ulubionych potraw, a jak nie, znaczy tak miało być i będziesz blogowała dietetycznie:))
OdpowiedzUsuńNo właśnie udało mi się ustalić, że to nie kawa mi szkodzi, a krowie mleko. Tak więc piję kawę, w małych ilościach i z mlekiem sojowym i od razu życie wydaje się lepsze. ;) Już jest lepiej, nie wiem, czy za sprawą leków, czy obcięcia wielu składników, ale jest poprawa. :) Dziękuję.
UsuńKarolino, borykalam sie z podobna dieta przez spory czas... Do dzis musze mocno ograniczyc, ale juz nie musze calkowicie wykluczac pewnych produktow, wiec jest milej ;) Na szczescie ratuje sie tez produktami bezlaktozowymi, choc najlepiej, bym i tak spozywala tego wszystkiego jak najmniej.
OdpowiedzUsuńPlusem bylo (i nadal jest ;)) to, iz organizmowi bardzo na takiej diecie dobrze i ubrania nagle robia sie za duze ;)
A powiedz - czy mozesz produkty kozie / owcze? Czy kazdego nabialu musisz unikac? Ja na szczescie ratuje sie wyrobami od tych mniejszych stworzen ;)
Pozdrawiam!
I trzymam kciuki zyczac wytrwalosci i cierpliwosci :)
Nie wiem, czy mogę kozie i owcze, bo na razie nie jem serów w ogóle, poza dwoma plasterkami cheddara raz w tygodniu. Obawiam się jednak, że to pleśniowe mi nie służą. No i surowe mleko, w sensie - nieprzetworzone. Jogurt naturalny bez dziwnych dodatków, kefir, maślanka - to mogę, ale nie szaleję z ilością. Ja nie chudnę, bo np. zamiast chleba żytniego na zakwasie jem pszenny, no i mogę np. ziemniaki, ale już niekoniecznie ryż, czy makaron (jem, ale mało i sporadycznie), więc to się wyrównuje. Ale jest dużo lepiej niż przed miesiącem! Dziękuję i pozdrawiam ciepło. :)
UsuńTrafilam tu dość późno, aby pisać na ww temat, ale nie mogę się powstrzymać, bo ja dwa razy usuwałam blog, powstał nowy, nie jestem dobrą blogerką, jestem leniwa, brak czasu, ale coś mnie ciągnie do niego i już znów mnie naszła myśl, by go usunąć, bo po co, mało odwiedzających... ale nie usunęlam, a czy ja to robię dla kogoś? mogę dla siebie... i tak trzymam :) a wszystkiego też mi nie wolno jeść, może coś znajdę dla siebie na Twoim blogu :) Pozdrawiam Ula
OdpowiedzUsuń