Prześladowały mnie te knedle od długiego czasu. A bałam się ich jak szlag. Nie jestem skora do lepienia pierogów, czy kulania klusek, stąd jakoś nie mogłam się przemóc. Tym bardziej, że w Galerii Potraw Rafał, dzięki wpisom którego w końcu zmobilizowałam się do zrobienia knedli bułczanych, nie podawał konkretnych proporcji, a jedynie wytyczne. Tak więc je przytoczę i w zasadzie przejdę do sedna, bo w tym jednym wpisie będą aż trzy przepisy. Dodam tylko, że prezentuję Wam moje pierwsze w życiu knedle bułczane, może nie za piękne i foremne, ale za to pyszne. Chyba nawet bardziej smaczne drugiego dnia, odgrzane w sosie.
Ufff, kolejny demon pokonany! Rafale, dziękuję i pozdrawiam.
Bułczane knedle zrobiłem z czerstwej bułki wrocławskiej, zwanej też weką,
dwóch jaj, mleka ( coś około niepełnej szklanki ), pęczka pietruszki,
podduszonej na maśle, drobno posiekanej cebuli, mąki, majeranku, pieprzu i
soli. Bułkę pokroiłem w kostkę, zalałem mlekiem z rozbełtanymi jajkami,
dorzuciłem cebulę i przyprawy, dokładnie wymieszałem i odstawiłem na jakieś
pół godziny. Mleka musi być tyle, żeby bułki dobrze nasiąkły, ale cała masa
nie może się zrobić zbyt rzadka, bo wtedy będziemy musieli dać dużo mąki i
kluchy będą twarde, albo ratować się bułką tartą. Kiedy wszystko się
przegryzło dosypałem mąki, niedużo, jedno porządne sypnięcie z torebki, myślę,
że nie więcej niż dwie, trzy łyżki. Wymieszałem, formowałem mokrymi rękami
nieduże knedle i gotowałem około dziesięciu minut w osolonym wrzątku, jeśli
kluchy zrobimy większe musimy pogotować trochę dłużej.
Moje knedle zrobiłam z 2 czerstwych ciabatt oraz jednej dużej bułki pszennej. Mleka na tę ilość wlałam ok. 300ml, dodałam 2 małe jajka, ale po namoczeniu okazało się, że masa jest luźna i w zasadzie niepozwalająca na formowanie knedli. Dodałam więc kolejną ciabattę i odstawiłam jeszcze na kwadrans. Z tego wyszła mi cała fura knedli wielkości piłki tenisowej (16 sztuk). Gotowałam przez ok. 12 minut od momentu wypłynięcia.
Do knedli mieliśmy buraki podduszone w soku pomarańczowym oraz gulasz wieprzowy. Podaję przepisy, bo zestaw był przedni. Oczywiście ogórek kiszony też świetnie pasuje, ale u nas to towar deficytowy, więc może następnym razem? Bo knedle na pewno wchodzą do stałego repertuaru.
Gulasz z łopatki wieprzowej
4 porcje
3 łyżki oleju słonecznikowego
ok. 800g łopatki wieprzowej, pokrojonej w kostkę (duże kawałki tłuszczu odcięłam, ale absolutnie nie odtłuszczałam jej całkowicie)
kilka łyżek mąki pszennej
nieco soli
świeżo zmielony czarny pieprz
1 cebula, obrana, pokrojona w kostkę
2 ząbki czosnku
3 łyżki mielonej papryki
szczypta chilli mielonej
ok. 800ml bulionu warzywnego, z kurczaka lub piwa jasnego lub ewentualnie wody
2 anszuje czyli sardele (opcjonalnie, ja miałam otwartą puszkę)
garstka suszonego majeranku
W misce lub na talerzu wymieszać mąkę z odrobiną soli i pieprzu. Wrzucić pokrojone mięso i wymieszać, aż będzie oblepione mąką. Nadmiar mąki strzepać i obsmażyć mięso partiami na rozgrzanym oleju, odkładając obsmażone mięso na bok.
Rozgrzać jeszcze odrobinę oleju w rondlu i usmażyć cebulę, aż nieco zmięknie. Dodać czosnek i smażyć przez minutę, a następnie dorzucić paprykę i chilli. Smażyć przez chwilę, dorzucić obsmażone mięso wraz z sokami, które puściło. Wymieszać, dodać anszuje, bulion lub piwo, majeranek, zagotować, zmniejszyć ogień, przykryć i dusić przez ok. godzinę.
Buraki duszone w pomarańczowym soku
2 porcje
4-5 niedużych buraków, umytych i pozostawionych w skórce
1 łyżka oleju słonecznikowego
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
sok wyciśnięty z jednej pomarańczy
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka masła
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Blaszkę do pieczenia wyłożyć folią aluminiową, położyć na nią buraki, skropić olejem, posypać solą i piec, aż będą miękkie. Wyjąć z piekarnika i ostudzić, następnie obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach.
W rondelku zagotować sok z pomarańczy, trzymać na ogniu aż nieco zgęstnieje, dorzucić buraki, masło, ocet, doprawić solą i pieprzem i dusić przez ok. 3 minuty.
W Monachium jadłam takie knedle, ale sama nie podjęłabym się ich zrobić...chyba:-)
OdpowiedzUsuńChyba? :) Ja, łamaga kluskowa zrobiłam, a Ty nie zrobisz? :)
Usuńlubie!! takie ciemne sosy i buraki do tego
OdpowiedzUsuńpoezja:)
pozdrawiam
Ja też wyjątkowo lubię buraki z daniami, gdzie występuje sos. :) Pozdrawiam również. :)
UsuńBoszsz, ale bym zjadła. Te buraczki najpierw, potem mięso, knedle na końcu :D Jak u babci, jako żywo, aż chyba Tacie foto poślę :). PS. Na modłę austriacką to powinno być szczypiorkiem suszonym posypane ;).
OdpowiedzUsuńJa też lubię wyjadać knedle/kluski na końcu. ;) Zapamiętam ten szczypiorek - suszony leży tu w większości sklepów.
UsuńA widzisz? Wszystkie demony da sie pokonac :) Knedle robilam jak dotad tylko tradycyjne, ziemniaczane, ale chetnie wyprobuje taka bulczana wersje.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystkie - mam jeszcze kilka na liście. ;) lubię ziemniaczane, albo serowe knedle. :)
UsuńKarolino,
OdpowiedzUsuńpodobnie jak Maggie nie znałam "bułczanej" wersji. Jestem bardzo ciekawa ich smaku. A że są proste, to się pokuszę do zrobienia ich do obiadu :)
Serdeczne pozdrowienia,
Edith
Cieszę się bardzo, że zrobisz. :) Pozdrawiam!
UsuńAle przepis, nie wiedziałam, że takie knedle istnieją! :) i fascynują mnie buraki w soku pomarańczowym :).
OdpowiedzUsuńBuraki z pomarańczami robiłam parę lat temu do słoika - jedliśmy z serami, głównie kozim. To fajne połączenie, polecam. :)
UsuńZ ogromną przyjemnością przeczytałam 3 pierwsze zdania ;)
OdpowiedzUsuńA potem już gorzej? ;)
UsuńHej Koleżanko!
OdpowiedzUsuńKnedelki aliganckie, forma u knedle jest wszak rzeczą drugorzędną, smak jest najważniejszy. A knedle przecie nie moje, nie mój wynalazek - w Niemczech ( szczególnie chyba na południu ) i Austrii jada się kluchy z bułki powszechnie a i w Czechach takie też się jada jako svabske, bavorske nebo nemecke knedliky, chociaż rzadziej, tam niepodzielnie królują drożdżowe houskove knedliky. Z gulaszem przednie, ale można też do tradycyjnego ( u was ) niedzielnego roast beefu z sosem, zamiast yorkshire puddingu podać. A najkanoniczniejszym dodatkiem będzie z pewnością duszona kapusta. Najlepiej ze szpekiem.
Cieszę się bardzo, że Ci posmakowały, jeszcze musisz houskovych popróbować albo spróbuj kiedy wątrobianych do dobrego wołowego rosołu ukulać - niebo w gębie.
Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego życzę, Rafał.
Smak był rewelacyjny. :) Nad formą się popracuje. ;)
UsuńWiem, że nie Twój wynalazek, ale Twoje wpisy mnie zmobilizowały. Ten wątrobiany też mnie kusi, pewnie kiedyś zrobię, w rosole to musi być całkiem interesujące. :)
Na pewno będę próbować teraz różnych wersji, tylko się rozkręcę z tymi. ;)
Dziękuję Rafale i pozdrawiam!
Anchois do mięsa doskonałe, również do makaronu, w oliwie z cebulą czerwoną; u mnie zawsze pod ręką. A tłuszczyk w mięsie musi być, absolutnie!majaskorupska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak, często anszuje do makaronu u nas, ale z bułką tartą, oliwą i chilli. :)
Usuń