17 sierpnia 2010

Bliskie spotkania trzeciego stopnia




Jako, że całe życie mieszkałam w mieście i nie miałam rodziny na wsi, do której mogłabym jechać na wakacje, to nie miałam dużego doświadczenia z żywym inwentarzem dopóki nie przeprowadziłam się na wieś.

Mój pierwszy kontakt z kozą miał miejsce w okolicznościach... służbowych. W obecnej firmie, zanim dostałam pracę na pełen etat w księgowości, pracowałam przez cztery miesiące dwa razy w tygodniu i robiłam różne drobne roboty - przynieś, podaj, pozamiataj. Albo posortuj pocztę. Albo zrób wpłaty do banku. Albo pojedź i zrób zdjęcie nieruchomości, którą mamy do sprzedania, czy wynajęcia.

W rejonie, w którym mieszkam i pracuję szalenie popularne jest przerabianie starych kaplic, kościołów czy stodół albo stajni na domy. Dlatego też nikogo nie dziwią oferty sprzedaży stodoły (kamienne ściany, dach z kamiennych dachówek, czasem wybrakowany i nic więcej - zero okien, zero drzwi) za pieniądze, za które 20km dalej można kupić gotowy dom. Ktoś musiał przygotować ofertę dla potencjalnych klientów i potrzebował zdjęcia pewnej stodoły z pozwoleniem na przerobienie na dom. I padło na mnie.

Wjechałam w środek pola i wysiadłam z samochodu. Nie miałam kaloszy, więc w szpileczkach raz po raz wbijałam się w miękki grunt. Udało mi się zrobić kilka dobrych zdjęć i już miałam wracać do samochodu, kiedy poczułam, że coś mnie szarpie za spodnie. Koza próbowała je zjeść. A druga na mnie tupała. Zaczęłam odganiać tę pierwszą, ale chyba ją to jeszcze bardziej zachęcało. Czym prędzej uciekłam do samochodu i wróciłam do biura w oślinionych spodniach.

Do dziś nie ufam kozom, ale sery kozie wcinam na potęgę. A do kozich i innych serów pasuje idealnie karmelizowana cebula. A jeśli taka cebula dojrzeje kilka tygodni w słoikach, to dopiero palce lizać.

Przepis improwizowany i zdecydowanie do powtórki, bo właśnie otwarłam ostatni słoiczek. Jako, że sery u nas goszczą często, to cebula schodzi bardzo szybko i moja pierwsza porcja zrobiona z kilograma cebuli zniknęła w mig. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba miałam 6 słoiczków o pojemności 190ml. Niech Was nie kusi otwierać słoiczki wcześniej niż 4-6 tygodni po zawekowaniu. Ta cebula musi dojrzeć, otwarta wcześniej może Was zawieść.


Karmelizowana czerwona cebula

1kg czerwonej cebuli
ok. 50g masła (użyłam klarowanego)
ok. 150ml czerwonego octu winnego
ok. 100ml czerwonego wytrawnego wina
ok. 300g ciemnego cukru muscovado
dwie garści suszonej żurawiny
pół łyżeczki mielonej chilli
odrobina soli

Cebulę obrałam i pokroiłam na półplasterki. W dużym garnku z grubym dnem rozgrzałam masło i dodałam cebulę. Smażyłam na małym ogniu, mieszając, przez ok. 15 minut. Cebula ma być miękka i szklista, nie brązowa.

Następnie dodałam cukier, delikatnie wymieszałam i trzymałam na ogniu przez ok. 10 minut, po czym resztę składników i wymieszałam. Trzymałam na ogniu przez kolejne 15 minut. Część płynów musi odparować, więc można zwiększyć ogień, ale pilnować, aby nic się nie przypaliło.

Gorącą cebulę przełożyłam do wyparzonych słoiczków, zakręciłam i wstawiłam do góry nogami do garnka wyściełanego ściereczką. Zalałam wodą do połowy wysokości i gotowałam przez 10 minut. Ostudziłam i przechowywałam w ciemnym, chłodnym miejscu.

Do cebuli można dodać zioła, idealnie pasuje tymianek, ale ja wolę mieć bardziej neutralną cebulę, a zioła dodawać wg uznania przed podaniem.

27 komentarzy:

  1. Sery kozie to nic dla mnie. Nie moge zniesc tego koziego zapachu i posmaku. Probowalam kiedys pic kozie mleko, ba jadlam nawet sernik na smietanie z koziego mleka i to byla dla mnie niestety prawdziwa katorga. Mam jednak nadzieje, ze z czasem moj smak sie zmieni :) Za cebula tez nie przepadam ale powoli sie do niej przekonuje. A taka karmelizowana bardzo do mnie przemawia. Zapisuje sobie przepis. Takim sloiczkiem uszczesliwie na pewno bliska mi osobe :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna opowieść :) Sery kozie uwielbiam i taki dżem cebulowy także - swój ostatni słoik już zeżarłam. Takie tartaletki z tymiankiem, dżemem i serkiem kozim dojrzewającym...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten przepis brzmi jak marzenie. To będzie chyba jedyna rzecz, oprócz pieczonych pomidorów którą zasłoikuję w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. powiem Ci że kozy to na prawdę niebezpieczne bestie.
    ja z reguły byłam atakowana przez opierzone zwierzątka- byłam ulubioną ofiara pewnej kaczki, która najbardziej lubiła spędzać czas ganiając mnie po podwórku i dziobiąc.
    ale długo nie poganiała- wylądowała na stole pewnej niedzieli;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z kolei na wsi mieszkałam od zawsze i właśnie na wsi czuje się najlepiej. Moje obecne, miastowe lokum zdecydowanie mi nie odpowiada. No cóż - jeszcze tylko rok, na szczęście.

    A karmelizowana cebula to poezja - co prawda próbowałam tylko wersji ekspresowej - do tarty z buraczkami, ale już samo to mówi mi, że taka, do słoiczka, smakuje równie dobrze, jeśli nie lepiej - co oznacza, że mogłabym zajadać ją samą, bez niczego. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. kozy... lubię te zwierzaki, ale zawsze, kiedy się z nimi spotykam, odchodzę pogryziona lub posiniaczona w jakiś niewyjaśniony sposób ;p ale pamiętam moje pierwsze kozie mleko, prosto od tego zwierzaka. miałam okazję go zakosztowac u znajomych. taa...

    cebula karmelizowana to kwintesencja prostoty i bajkowego smaku. uwielbiam ją! zresztą, czego to ja nie lubię? xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Zupełnie nie mam pojęcia, co ludzie mają na myśli wyrażając się o tym kozim zapachu albo smaku. Chociaż, z drugiej strony, smaki i zapachy wieprzowiny, albo kurczaka był dla mnie tak pospolite, jak powietrze - dopóki moja mięsna dieta nie zróżnicowała się. Wtedy i świnka i kurka dostały swojego zapaszku i smaczku i muszę powiedzieć, że takie typowe supermarketowe schaby, czy filety z cycków, w zestawieniu ze szlachetniejszymi (a ta szlachetność w głównej mierze wynika z metod hodowli i niewiele więcej) mięsami wypadają słabo.

    Ale wracając do kóz i ich pozarzeźnego wykorzystania. Mleko kozie lubię, ma dużo ciekawszy smak o krowiego, choć z racji większej słodyczy i tłustości nie zawsze będzie dobrym jego zamiennikiem. Kozie sery za to zawsze i wszędzie. Z karmelizowaną czerwoną cebulą, tymiankiem (i orzechami włoskimi, czasem miodem, albo syropem klonowym) to jest klasyk nad klasyki. Na kanapce, w tarcie, bretońskim naleśniku gryczanym, albo w sakiewce z ciasta filo - każda restauracyjka aspirująca do sfery ą-ę taki starter w karcie dań mieć musi. Smak koziego sera jest tak intensywny i delikatny zarazem, że stanowi doskonały pomost, łączący pozornie słodkie z pozornie wytrawnym. Taki nasz europejski sos sojowy zasypany dwiema łyżkami cukru. "Pozornie", gdyż węglowodany obecne są nie tylko w ciachu i herbacie, a praktycznie we wszystkim, co jemy. I to dziś zaSerwusowane danko jest tego dobrym przykładem.

    Pozdrawiam ja, Spajki i jego kolega ze spacerów, kozioł Belfegor.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooch wyglada pieknie! Uwielbiam cebule, a zdjecie tej kanapki jest tak zachecajace, ze chyba sie pokusze o zrobienie paru sloiczkow. Wszystko mam oprocz zurawiny. Moze byc bez? Do czego jeszcze oprocz serow pasuje taka cebula?

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniała kanapka. Do serów kozich dawno się przekonałam, choć kozom też nie ufam (zjadły sukienkę mojej szwagierce), a taką cebulkę sobie robię i zjadam od razu, ale może rzeczywiście taka co sobie postoi w słoiku będzie lepsza. Połączenie miodzio.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabawna historia :DDD A przepis cudowny, kurczę, nigdy nie próbowałam! Do czego taka cebulka się nada jeszcze? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Fantastyczy przepis! Obok suszonych pomidorów w oliwie, to będzie kolejny wytrawny przetwór!

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam taki zestaw:-)
    A przerabianie dekonsekrowanych obiektów na domy i inne obiekty to trend ogólno-brytyjski - co tydzień 2 obiekty religijne są w UK dekonsekrowane, i wiele z nich jest przerabianych, niekoniecznie na domy i mieszkania, ale też na sale spotkań, domy kultury itd. itp.
    Kiedy o takiej kaplicy przerobionej na dom w Londynie napisałam na pewnym portalu, oczywiście pary dewotów się oburzyło. Tymczasem taka kaplica jest dekonsekrowana przez władze kościelne zanim zostanie przerobiona. Ale niektórych świętoszkowatych rodaków wszystko oburza...

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiadasz, ze trzeba przetrzymac ten "dzemik"? Ja zrobilam tylko raz. W miare mi smakowala, kiedy byla swieza a na drugi dzien juz nie, wiec zaniechalam jej produkcji.
    A wsi mam po dziurki w nosie. Kazdy wolny weeknd musialam spedzac u babci w polu. Najpierw sianokosy i zniwa, pozniej ziemniaki a na koncu caly tydzien w burakach pastewnych siedziec. A pozniej po nocy wracac pociagiem do domu, bo za nic nie chcialysmy tam z siostra nocowac (babcia nie miala wanny, ani nawet biezacej wody,nie mowiac o wychodku, ktory byl za stajnia).

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny post - jak zawsze u Ciebie, pełen napięcia:)
    A karmelizowaną cebulę z kozim serem mogę jeść non-stop! Pięknie u Ciebie wygląda!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. ale się zaczytałam :) a ta cebulka... ach i och!

    OdpowiedzUsuń
  16. Pyszność! W sobotę robiłam raz-w-mordeczki na cieście francuskim z dżemem cebulowym, serem kozim i tymiankiem. Zniknęły w oka mgnieniu:)
    Mój dżemik nie czekał i mnie nie rozczarował, skuszę się na taki wekowany i dam znać, jak wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kozę chcę mieć.
    Chociażby żeby robić z jej mleka sery- bardzo lubię, a drogie jak nie powiem co..
    Co do wsi to mam szczęście, że od urodzenia mieszka tam Mój dziadek, a jeszcze wcześniej jego rodzice tam mieszkali.

    Pozdrawiam i miłej nocy życzę.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo dziękuję za entuzjastyczny odzew i witam serdecznie nowe nicki. :)

    Majko, ja za mlekiem też nie przepadam, ale ten zapach i smak w serach już mnie kręci. ;) Ta karmelizowana cebula jest taka niecebulowa, więc powinna Ci smakować.

    Ptasiu, właśnie nie widziałam jak to nazwać - dżem, konfitura? Bo chutney to nie jest, konsystencja nie ta.

    Moniu, mnie się marzy kiedyś zasłoikować pomidory, mam nadzieję, że kiedyś się za nie zabiorę.

    Malwinno, okrutne! Nie wiem, która gorsza, bo w sumie, ta co żarła mi spodnie była bardziej sympatyczna, ta druga, co tupała już mniej...

    Chantal, fajnie się opowiada po ponad trzech latach, a wtedy mi nie było do śmiechu. ;)

    Zaytoon, ja dopiero odkryłam wieś parę lat temu. I ani mi się widzi wracać do miasta. Ja też próbowałam cebuli w wersji ekspresowej - jest smaczna, ale inna. W ogóle przetworzoną cebulę mogłabym jeść samą. :)

    Karmelitko, one wydają się być szalenie ciekawe i wszystkożerne. W ich obecności trzeba mieć oczy w d.. pardon - dokoła głowy. ;)

    Szalony, ja rozumiem. :) Dziś mnie olśniło na sali fitness po pół godziny intensywnych ćwiczeń, że w okół roznosi się zapach koziego sera, ha, ha, ha! ;) Pokazywałam grillowany ser z chilli i miodem w GP - jak dla mnie klasyka koziego. Pierwszy raz spróbowałam właśnie w lokalnej knajpie.

    Mags, myślę, że możesz pominąć żurawinę. Ja ją wprawdzie uwielbiam i nie rezygnowałabym, ale jak nie masz na nią ciśnienia, to improwizuj. ;) Te cebulę jemy także z wędlinami, a także robimy czasem taki fast food - grillowana pita, pieczona kiełbaska w plastrach (wieprzowa) i ta cebula. :)

    Noblevo, ja je właśnie za te sery uwielbiam, ale w bliższe kontakty już nie chcę się już angażować. ;)

    Turlaczu, wyżej napisałam do czego jeszcze używam. Jak znajdę jeszcze jakieś inne zastosowanie, to dam znać. :)

    Malto, zachęcam. :) Nie robiłam jeszcze swoich pomidorów, ale wszystko przede mną. :)

    Aniu, podobała nam się chata z kaplicy, ale czynsz jakieś dwie stówki ponad nasz budżet. Ale jeśli kiedyś będziemy szukać swojej nieruchomości, to bardzo chętnie będziemy szukać czegoś takiego. :) Nas to ani nie dziwi, ani oburza. Nawet witraże w oknach nam nie straszne. ;)

    Doroto, smakuje też wybornie. :)

    Thiesso, ja lubię. Ma sporo octu, więc nie wiem, czy Tobie spasuje, ale cześć odparowuje, a część traci na mocy, gdy cebula dojrzewa w słoiku. Ale masz traumę z tą wsią. ;)

    Aniu, mogło się zakończyć bardziej dramatycznie - np. powrót do biura bez spodni. ;)

    Paulo, tak właśnie - ach! ;)

    Jedynko, dla mnie to trójca święta - cebula, tymianek i kozi ser. ;)

    Olciaky, ja nawet nie myślę do czego by mogło dojść, gdybym miała taką rogatą wydoić. ;)

    Spokojnej nocy życzę i pozdrawiam wszystkich! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. do koziego preferuje buraki ale cebulka rewelacja. tej jesieni zrobie ten cudowny przetworc :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Aghato, ja też bardzo lubię buraki z kozim serem i mam nawet jedną perełkę do pokazania na blogu. Mam nadzieję, że wkrótce. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Kozie sery wymiatają bez dwóch zdań!
    Cebulki takiej nie znam, ale będę musiał się zaznajomić :0)
    Pozdrowienia od Rafała :0)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziekuje bardzo, Rafale! Ciekawa jestem jak tam ten Twoj marynowany ser. :) Pozdrowienia sle!

    OdpowiedzUsuń
  23. Ta cebula to coś idealnego dla mnie. Czy można dodać mniej cukru? A jeśli chodzi o wieś i starocie, to kupiłabym sobie taki dom przerobiony z kaplicy ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. karolinko, opowieść za fitness wielki plus:) Sery kozie to też coś dla mnie, a karmalizowaną cebulę uwielbiam...:) Teraz cza przygotować Twój dżemik - zachęciłaś mnie bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Praline, możesz eksperymentować z proporcjami, ale muscovado nie jest taki bardzo przykry, jak biały cukier i przy kg cebuli i occie się zgubi. :) Mnie się marzy przerobienie kaplicy na dom.

    Ewelajno, no bo tak "pachniało" na sali! :) Cieszę się, że przepis Ci się spodobał i że Cię zachęcił do działania. :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)