11 czerwca 2011

Pojedynek na obiady, czyli migawki z Polski

Poszło na noże i trzepaczki

Post ten dedykuję moim przyjaciołom, dzięki którym zawsze czekają mnie niezapomniane chwile (także tym, którzy na kolację nie dotarli, Muszen, no!). Dziękuję! 


***

Co się dzieje, gdy w grę wchodzi urażona męska duma i ambicje? Rękawica (no dobra, rękawiczka porzucona przez kogoś w klubie, najprawdopodobniej w pijackim amoku) zostaje rzucona, słowa wypowiedziane - pojedynek! I to nie byle jaki. Pojedynek na obiady. 

Dziś już nawet nie pamiętam od czego się zaczęło. Czarę goryczy przelało rzucone "Ty nie umiesz gotować!". "Ja nie umiem?! Wyzywam Cię na pojedynek!". W każdym razie coś w tym stylu, widziałam na własne oczy jak rękawiczka padła na stół, termin pojedynku został wyznaczony na piątkowy wieczór. Pamiętam jeszcze staszkowe hasło, że to co on gotuje, czy ugotuje, to "nawet będę mogła sobie na ten mój blog wrzucić!". Dusiłam się ze śmiechu, przytakując jednocześnie, że nie mogłabym przepuścić takiej okazji.


Guzik wyluzowany, rozmaryn luzowany
 

Uzbrojona w zapasy alkoholu i najlepszą pod słońcem przyjaciółkę Elę (która nota bene ma rewelacyjnie wyczulone kubki smakowe, pracuje w biznesie spożywczym, testowała wiele różnych składników) stawiłam się na pojedynku. Ja i Ela miałyśmy zdecydować, który z Panów bardziej uraczy nas swoimi umiejętnościami kulinarnymi. 

Guzik przystąpił do dzieła jako pierwszy. W ruch poszedł świeży łosoś, rozmaryn, anszuje. Guzikowe ręce sprawnie ucierały sos w moździerzu, frytki w piekarniku powoli się rumieniły. Asia dbała o podkład muzyczny, Adam kręcił się po guzikowej mikro kuchni,  czas upływał pod znakiem totalnego relaksu. Cynamon i Behemot leniwie przechadzali się między butelkami z piwem, łypiąc raz po raz, co takiego dzieje się na kuchennych blatach. Cynamon był także żywo zainteresowany zawartością mojej torebki i prawie cały w niej zniknął, stąd też poleciłam Guzikowi policzenie kotów, jak będę wychodzić. Pojawił się i poeta! Z ekologiczną siatką pełną składników jego obiadu.


Pesto się kręci


Cynamon zachował zimną krew

Guzik uwijał się w kuchni, piwo się lało, temperatura pojedynku (i mieszkania) rosła z każdą minutą. Obiad zaserwowano! Na stół wjechały talerze z pieczonym łososiem (którego Guzik smarował przed pieczeniem tajemnicza marynatą), pieczonymi frytkami i brokułami ugotowanymi na parze. Wszystko, aby zintensyfikować naturalne smaki, a do tego własnoręcznie ukręcone pesto z rozmarynu i anchois. Przepyszne i lekkie. Uff, odetchnęłam z ulgą, że dam radę zjeść drugi obiad, za który miał zabrać się Staszek. 

Obiad zaserwowany oraz nerwowy śmiech poety

Taniec zwycięstwa?

A on? Jak zaczął obierać ziemniaki siedząc nad koszem na śmieci, to mieliśmy wizję jedzenia jego dania w środku nocy (dużo się nie pomyliliśmy, ale co tam - na dobre jedzenie warto czekać). Obierał, siekał, mył, zawalił guzikowy zlew cała kupą odpadków (bo on tak lubi wrzuca odpadki do zlewu, aby potem wymieść je za jednym zamachem, gdy skończy), a deska do krojenia zapełniała się kolejnymi, posiekanymi składnikami: cebulą, ziemniakami, boczkiem, kiełbasą i innymi. Z wielkim namaszczeniem odrywał kolejne liście kapusty, jakoby miały być to następujące po sobie wersy jego nowego wiersza... Stał przy tym niemal na jednej nodze, nakładając w nerwowości jedną stopę na drugą. 


Stopa i kapusta (Staszek podobno lubi taką pozycję)

I właśnie niczym kolejne wersy składniki dania lądowały warstwowo w wyłożonym kapustą garnku, a potem dusiły się, pod jego czułym uchem - nasłuchiwał jak danie żyje, bulgocze, paruje, aby wreszcie o 1 w nocy je zaserwować. Zdążyłam zgłodnieć, cieszyłam się na talerz pełen dania, które może nie tak ładnie zaprezentowane jak guzikowe, to przywiodło na myśl coś, co wg mnie jest genialnego w polskim zwyczaju przygotowywania jedzenia w plenerze - prażonki, pieczonki, jakkolwiek to zwać. Ziemniaki z boczkiem i kiełbasą (czasem także z warzywami) duszone w wyłożonym liśćmi kapusty żeliwnym kociołku, umieszczonym nad żywym ogniem. Może i zrobione na gazowej kuchence, ale jakie pyszne!
Nasłuchiwanie...
1 w nocy

Cóż to była za uczta! Ile serca włożonego! Jedynie Cynamon wydawał się nie dzielić naszej podniosłej kulinarnej atmosfery, interesował go bardziej karton po piwie (jego ulubiony; guzikowe koty, tak samo jak moje olewają wypasione zabawki na rzecz pierdołowatych), a Behemot raz pod raz przejmował krzesło "wujka" Staszka, który z kotami wydaje się, nie wie jak konwersować. 

Jedliśmy rzecz jasna wszyscy, jedynie ja i Ela miałyśmy zdecydować o wyniku pojedynku. Być może jesteście sobie w stanie wyobrazić, że ciężko było wybrać zwycięzcę. W zasadzie nie sposób było to zrobić. Wobec dwóch skrajnie różnych, ale pełnych pysznego jedzenia talerzy podjęcie decyzji było niemożliwe. Nie było w zasadzie żadnych reguł, poza tym, że dwóch facetów gotowało dwa obiady z wybranych przez siebie składników. Wszystko miało się odbywać na naszych oczach, czyli zero uprzednich przygotowań - chłopaki siekali, mieszali, obierali przy reszcie towarzystwa. W związku z tym, ogłosiłyśmy remis, a panowie będą mieli okazję do wykazania się raz jeszcze (czego się nie robi, aby mieć pod nos zaserwowany obiad? hi, hi), ale następnym razem zawęzimy listę składników i obaj będą gotować tylko wg tej listy. Już nie mogę się doczekać!

W każdym razie Panowie - gratuluję raz jeszcze i dziękuję setnie za tę ucztę! Elu, Tobie za to, że przejechałaś trochę kilometrów, aby się ze mną zobaczyć. Całej reszcie za miły wieczór.

9 komentarzy:

  1. genialny pomysł :D lubie gotujących facetów bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny wieczór mieliście :) Anszuje mnie rozwaliły, uśmiałam się!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj wróciłem z 6 godzinnej podróży i pięciu dniach picia różnych trunków z bimbrem na czele i zobaczyłem że jest relacja, artykuł na blogu. Pomyślałem jutro przy kawie na spokojni sobie go przeczytam. Jednak zacząłem pierwsze zdanie i przeczytałem jednym tchem z wielkim bananem na ustach. Karo świetny tekst masz talent :) Szkiełek szykuj się na rewanż. Guzik (nie mam sił się zarejestrować)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla takiej uczty warto było przejechac tyle kilometrów... no i warto będzie przyjechać na rewanż :)
    Ela

    Buziaki :* Jesteś najwspanialsza na świecie

    OdpowiedzUsuń
  5. Super pomysł! Widać, że świetna zabawa:) Muszę podpuścić kumpli:)

    OdpowiedzUsuń
  6. jaka zabawa tam była! aż tu czuć te aromaty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co za opowieść:-) Zabawa musiała być przednia, to widać na zdjęciach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sandrulo, ja tez lubie gotujacych facetow. :)

    Noblevo, pierwszy raz spotkalas sie z anszujami? :) Czesto tak mowie/pisze. :D

    JustGreatFood, bylo rewelacyjnie. :)

    Guziku, dzieki wielkie. :) I prosze o wiecej (dobrego jedzenia, niekoniecznie komentarzy, choc te tez mile widziane). :D

    Elu kochana, juz sie zdazylam szalenie stesknic... :* Musimy zaplanowac rewanz tak, aby Tobie pasowalo. :)))

    Jedynko, podpuszczaj, moze i on z dumy nie wytrzymaja i cos ugotuja. ;)

    Aga-aa, ja tez jakbym je nadal czula. :)

    Aniu, na tyle na ile zdjecia moga oddac atmosfere... :) Bylo cudnie. :)

    Pozdrawiam Was serdecznie i dziekuje za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)