Kornwalia
to nie lada gratka dla smakoszy.
Pomijając cztery restauracje z gwiazdkami Michelin (w Kornwalii i w
Devon blisko granicy z nią), czy może nie gwiazdkowe, ale związane z
gwiazdorskimi szefami kuchni
"Fifteen" (Jamie Oliver) i
"The Seafood Restaurant" (Rick Stein), kornwalijskie puby oferują tradycyjne menu, na którym
często pojawia się lokalna wołowina (steki, paje), ale także przepyszne i
świeże ryby. O najlepszej rybie z frytkami przeczytacie w kolejnym
wpisie z serii poświęconej miejscom, w których polecam jeść. Już jutro.
|
Ryba z frytkami i widok za oknem - pub The Port William w Trebarwith Strand |
W
Tintagel mieliśmy okazję jeść fantastyczne lokalne pieczone pierogi,
które tradycyjnie nadziewane są wołowiną, cebulą, brukwią i ziemniakami -
Cornish Pasty i
jeśli będziecie w Kornwalii to szukajcie sklepów i kafejek oferujących
Pengenna Pasties
(są w czterech miejscach regionu) - ciasto było idealnie kruche,
nadzienie bogate, aromatyczne i bardzo smaczne. Nigdzie, nigdy nie
jadłam tak pysznych Cornish pasties, a próbowałam już kilku. Wg ortodoksów prawdziwe Cornish pasties powinny mieć lepiony brzeg na boku, a nie u góry, więc chyba te nasze nie było ortodoksyjne, ale pyszne! W ofercie
są też pierogi z innym nadzieniem, także wegańskie. Początkowo pierogi te były bezmięsne i były typowym jedzeniem ubogich ludzi, którzy często wychodzili do pracy w kopalniach czy na farmach. Poręczny kształt, odżywcze walory powodowały, że było to idealne jedzenie do zabrania z domu i do zjedzenia w każdym momencie. Podobno górnicy odgrzewali pierogi w piecach, w których topiło się wydobywane metale i ciasto pozwalało zminimalizować kontakt nadzienia ze szkodliwymi składnikami (np. arszenikiem); nadzienie samo w sobie jest pożywne.
|
Cornish Pastry w Tintagel |
Kornwalia tak samo jak z pieczonych pierogów słynie z pysznych lodów (polecam lodziarnię w Eden Place, tak samo mocno jak ich bar),
fudge (wyrobu podobnego do naszych krówek) a także
clotted cream, o której pisałam
tutaj. Większość kawiarenek serwuje więc tradycyjną
Cornish Cream Tea - sconesy z tą śmietaną, dżemem i herbatą.
|
Smaczny i orzeźwiający smoothie w lasie tropikalnym w Eden Project (sok ananasowy, mleko kokosowe, mięta, proszek z owocu baobabu, woda, cukier) |
Region oferuje też jedyną hodowaną w Wielkiej Brytanii herbatę, która niemal w całości jest eksportowana, co czyni ją prawdziwą perełką. Herbaty
Tregothnan można kupić m.in w Eden Project, tam też wypatrzyłam cudownie zaprojektowane puszki z lokalnymi sardynkami, a także znane w całym królestwie sole
Cornish Sea Salts czy wprost rewelacyjne rillettes z kaczki z likierem pomarańczowym i żurawiną produkowane przez
Cornish Charcuterie. Zachwyciłam się tym absolutnie, a po powrocie znalazłam w internecie recenzję Ricka Steina, który bardzo chwalił ten konkretny produkt.
|
Sardynki i rillettes |
|
Kulinaria w Eden Project |
Festiwale, festiwale. Oczywiście jedzenia i picia. Jest ich w Kornwalii cała masa, większość między majem a wrześniem, ale w każdym miesiącu znajdziecie jakąś kulinarną imprezę lub market spożywczy z lokalnymi wyrobami. A to festiwal ryb, a to ostryg, a to browarnictwa, albo generalny i podobno największy, który mieliśmy okazję odwiedzić
Cornwall Food & Drink Festival w Truro. Nie był wprawdzie tak imponujący jak
ten mój lokalny, ale też wstęp był nieodpłatny dla odwiedzających, więc i atrakcji było mniej, ale wybór produktów nadal był całkiem niezły.
|
góra: cydr, ser Yarg, ciasto szafranowe, dół: sól kornwalijska, sery, pieczywo |
|
góra: kiełbasy, surowe czekoladowe paje, świeże kraby, dół: przetwory, stoisko warzywne, jabłka Bramley i cydr |
Na festiwalu zrobiliśmy małe zakupy i pojechaliśmy na południowe wybrzeże w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy zaimprowizować piknik. Apetyt duży, widoki piękne, a do jedzenia mieliśmy genialne salami z jelenia (z
Deli Farm Charcuterie), focaccię z rozmarynem, małe ciabatty, wędzony pleśniowy kozi ser
Tesyn, tradycyjne ciasto szafranowe z suszonymi owocami, lokalne piwa (
ale z browaru
Penpont), a także świetny surowy (witariański, raw) czekoladowy paj z różową solą himalajską (z
Raw Choc Pie). Przy okazji wspominania tego festiwalu napomknę tylko, że Kornwalia jest domem dla wielu producentów serów, najbardziej znane to
Davidstow Cheddar,
Cornish Yarg, czy mój ulubiony
Cornish Blue. Na festiwalu kupiliśmy też pastę z tego ostatniego z figami - niebo w gębie. Druga wersja była z gruszkami i orzechami włoskimi, równie dobra, degustowaliśmy.
|
improwizowany po festiwalu piknik |
Najbardziej chyba znanym lokalnym browarem jest
St. Austell Brewery i to ich piwa głównie pijaliśmy w pubach. Samo miasto nie jest godne uwagi, ale wycieczka po browarze jest przyjemna (degustacja kilku gatunków piw wliczona w cenę, tak samo jak pinta wybranego przez Was piwa, czy też dwie pół pinty, jak wolicie). Na miejscu można zrobić zapasy piwa, kupić pamiątki, a także zjeść w ich pubie. Menu jest dość ubogie, ale o dziwo znalazł się tam wędzony
hog's pudding, który jest lokalnym wyrobem i przypomina mocno zmieloną i przyprawioną kiełbasę (może zawierać podroby), więc chętnie spróbowaliśmy. Jeśli mam pisać o smaku, to zdecydowanie wolę angielską kaszankę (black pudding), lub szkocki haggis.
|
Wycieczka po browarze |
|
Hog's pudding i piwo |
To chyba na tyle, co przychodzi mi do głowy, całkiem niewykluczone, że w natłoku nowo spróbowanych rzeczy o czymś zapomniałam. Jest jeszcze cała masa lokalnych imprez, knajp i producentów, których nie miałam okazji poznać. Zostawiam to na kolejny pobyt w Kornwalii, bo nie mam wątpliwości, że tam wrócę. Także dlatego, że jest bardzo interesujące miejsce dla poszukiwaczy nowych smaków i dobrych produktów.
|
paj z wołowiną w pubie oraz tradycyjna kornwalijska herbatka ze sconesami i clotted cream |
Nie dość, że pięknie to jeszcze pysznie! PO co ja tu w ogóle przylazłam, teraz się będę oblizywać cały dzień!
OdpowiedzUsuńJa też się oblizuję wspominając urlop. ;)
UsuńA czy zrobisz takiego pieroga?:-)
OdpowiedzUsuńOj nie wiem. Może. :)
Usuńach, ten wielki pieróg. :) cudo.
OdpowiedzUsuńMuszę wrócić do Kornwalii:-)
OdpowiedzUsuńJa też! :) Gdybym miała się wyprowadzić z Dales, to Kornwalię rozważyłabym na pierwszym miejscu. Tylko podejrzewam, że nieco trudniej tam się żyje (ekonomia). :/
UsuńBaaardzo apetyczna wycieczka!
OdpowiedzUsuńRafał
Dzięki za tę miłą przypominajkę. Byłam w tych wszystkich miejscach 4 lata temu. Jadłam u Steina w Padstow. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Pozdrawiam, Iwona
OdpowiedzUsuńMiło mi, że przywołałam dobre wspomnienia. :) Pozdrawiam również!
UsuńA zapatrzony w gwiazdy paj gdzie, pytam się?
OdpowiedzUsuńeee???
UsuńNo stargazey pie, z głowami sardynek wystającymi pionowo z ciasta.
UsuńAch, ten paj. Istnieje w przewodnikach, wikipedii i tyle go widziano. ;) Obskoczyliśmy dużo knajp, festiwal tradycyjnego jedzenia i nigdzie tego nie było. A rzeczywiście wspominane było w przewodnikach jak przygotowywałam się do wyjazdu.
UsuńA zapatrzony w gwiazdy paj gdzie, pytam się?
OdpowiedzUsuń