26 czerwca 2013

Hebrydy Zewnętrzne kulinarnie.


Nasze typowe śniadanie z widokiem na Seaforth

Skłamałabym, gdybym napisała, że archipelag jest miejscem napakowanym wytwórcami niezwykłych produktów, którzy potrafią się zareklamować, mają miejsca, w których turyści mogą oglądać proces przygotowania jedzenia, czy zrobić zakupy w wypasionym centrum dla gości najlepiej z kafejką serwującą dania z lokalnych produktów. Do tego przyzwyczaiła mnie Anglia, a szczególnie lokalni producenci z Yorkshire. Na Lewis i Harris jest dużo dobrych produktów, ale trzeba się nieco nagłowić jak je znaleźć, bo mam wrażenie, że nie są mocno wyeksponowane. Zapytałam jedną lokalną panią o to, a ona powiedziała, że chyba dla nich to jest taka oczywistość i codzienność, bo od dziecka jedzą łososia, przegrzebki i lokalną jagnięcinę i być może nie uważają tego za coś godnego ekstra promocji. A ja myślę, że w porównaniu do Anglii, Szkocja jest jednak nieco zacofana pod tym (i innymi) względem i to dojdzie na północ za jakiś czas. Nie wspomnę o tym, że nie są to rejony zamożne, czy takie gdzie inwestuje się duże pieniądze. Ale Szkocję mimo, a może za to zacofanie kocham szczerą i płomienną miłością.

Co jedliśmy, czego warto spróbować, a czego nie? Kilka konkretnych adresów znajdziecie poniżej. 

Absolutnie konieczne na Hebrydach są zakupy rybne. W rejonie hoduje się łososia, a że wody są niezwykle czyste, to i ryba smakuje rewelacyjnie. Świeży, wędzony, marynowany w whisky, pasty z łososia - tego trzeba spróbować i większość sklepów sprzedaje te przysmaki, a w knajpkach najpewniej znajdziecie łososia w różnej formie w menu. To samo dotyczy przegrzebków, najlepsze oczywiście są ręcznie odławiane i podczas podróżowania po archipelagu obok drogi są tablice informujące o tym, że w okolicy są sprzedawane świeże przegrzebki. Codziennym elementem naszej wakacyjnej diety były ryby  - świeże lub/i wędzone.

Naszą tradycją, gdy spędzamy urlop na brytyjskim wybrzeżu jest spróbowanie tradycyjnego fish & chips  i to z reguły na wynos (oprócz takiego zestawu serwowanego w pubach czy restauracjach). W Stornoway był smaczny, ale nie tak smaczny jak w Kornwalii u Ricka Steina (common! nie mógł być...). W mieście są chyba dwa punkty, w Tarbert widziałam jeden chip shop, ale nie próbowałam ryby z frytkami w ich wydaniu. Smaczna ryba, domowy sos tatarski są w barze hotelu w Tarbert, ale dostają minus za mrożone frytki.

Dwie odsłony fish & chips

Kolejny produkt do wypróbowania to lokalna jagnięcina. Jest absolutnie fantastyczna. Na wyspach powietrze i woda są czyste, a obecność soli morskiej osadzającej się na trawach, którymi żywią się owce wpływa na smak mięsa. Większość owiec wypasa się blisko wybrzeża, tak więc lokalnie produkowane mięso ma specyficzny smak i jest delikatne. Hebrydzka rasa owiec znana jest z tego, że rośnie dwa razy wolniej niż inne popularne rasy, czemu też przypisuje się wpływ na smak mięsa. Podobno jada się też baraninę, ale nie widziałam jej u rzeźnika, ani w żadnym menu.

W Stornoway można kupić kilka gatunków szkockich serów, szczególnie tych wyspiarskich lub z Highlands. Ceny za kilogram od 15 funtów w górę. Spróbowaliśmy trzech:

Isle of Mull Blue - z niepasteryzowanego mleka krowiego, na zwierzęcej podpuszczce, kremowy i wyrazisty. Dla mnie, miłośniczki niebieskich serów bardzo pozytywne doznanie.

Gigha Old Smokey - wędzony cheddar, choć Pani zarzekała się, że jest wędzony w dymie, to z informacji, które znalazłam w internecie wynika, że to ser o smaku wędzonym. Ser to dość miękki, intensywny w smaku, najmniej mi smakował z całej trójki.

Gruth Dhu - dla mnie odkrycie tego wyjazdu, jeśli chodzi o sery. Jest to ser bardzo miękki, kremowy, bez podpuszczki, pasteryzowany i z mleka krowiego z domieszką gęstej, tłustej śmietany. Otoczony jest w grubo mielonym owsie (pinhead oatmeal) i jest też wersja z owsem i czarnym pieprzem, w której ja zasmakowałam. Ser produkowany jest tradycyjnie w rejonie Highlands.

Lokalne piwa niestety nie zachwyciły mnie smakiem. Hebridean Brewery mieści się w Stornoway i albo nie ma  możliwości  zobaczenia procesu produkcji, czy porozmawiania z kimś, albo my mieliśmy pecha i w środku tygodnia i w środku dnia wszystko było zamknięte na cztery spusty (nieokazały budynek z biurem mieści się w industrialnej części miasta). Piwa można kupić w kilku sklepach.

Stornoway Fish Smokers, Stornoway, Lewis - koniecznie! Ich wędzone łososie po prostu kładą na łopatki każde inne, które dotąd jadłam. Wybór jest niewielki i oprócz trzech rodzajów łososia znajdziecie też kippers (śledzie), makrelę, przegrzebki i ser - wszystko wędzone i bardzo smaczne. Gravadlax, czyli marynowanego łososia też polecam. Miła obsługa, chętnie odpowiadają na pytania, mają sklep on-line.

U góry: degustacja szkockich serów, na dole z prawej: ciasta w Uig Community Centre, z lewej: wędzarnia ryb w Stornoway.

Red River Destillery (albo w gaelic Abhainn Dearg Distillery), Carnish, Lewis - jedyna destylarnia whisky na Hebrydach Zewnętrznych. Bardzo młoda inicjatywa, bo dopiero pięcioletnia, a jak wiadomo dla whisky to nic. Założona na Uig, pięknej i żyznej części Lewis, czerpie wodę z pobliskiej rzeki, destyluje na razie dwa trunki. Na miejscu oprócz właściciela, który tam bywa, jest jeden pracownik, który przygotowuje i nadzoruje cały proces produkcji, a także butelkuje i nakleja etykiety. To się nazywa ręczna robota! Chętnie opowiada też o procesie destylacji, częstuje whisky. Można coś kupić, jeśli się nie trafi na dzień, w którym trzydziestoosobowa wycieczka autokarowa wykupiła cały zapas. Część whisky leżakuje w beczkach i czeka na czasy, gdy osiągnie lepszy wiek (czyli też i cenę). Próbki whisky można kupić w Stornoway. 

Jedyna destylarnia whisky na Hebrydach Zewnętrznych

Delights, 18 North Beach, Stornoway - butik z ciekawymi produktami spożywczymi z regionu (łosoś, black pudding, sery, sól morska z Hebrydów, czekoladki lokalne, krakersy, chutneye itp.) i nie tylko. Dodatkowo upominki typu mydła ręcznie robione na Hebrydach, ceramika itp. Mają też mała kawiarenkę, ale nie wypróbowaliśmy, bo nie było miejsca, a nam się spieszyło. 

The Good Food Boutique, 59 Cromwell Street, Stornoway - bardzo dobrze zaopatrzone delikatesy, choć właścicielka mogłaby być nieco bardziej ciepła i kontaktowa oraz mogłaby mnie nie przekonywać, że ser wędzony widział dym, gdyż okazało się, że go nie widział. Usunęła też mój komentarz na profilu sklepu na fb. Mimo to muszę powiedzieć, że w Stornoway nigdzie nie ma takiego wyboru serów. Tu kupiliśmy sery szkockie, o których wspomniałam wcześniej (wybór jest dość dobry, są też sery z innych części Europy), krakersy oraz chutney wyrabiane lokalnie. Względnie dobre pieczywo, tj. w porównaniu do reszty Stornoway, gdzie jest chlebowa pustynia. Poza tym hebrydzka whisky, łosoś, black pudding. Masa dobrych produktów ogólnodostępnych w Wielkiej Brytanii. Dobry adres na zakupy spożywcze, ale ceny nieco wyższe niż w przeciętnym supermarkecie. 

Charles MacLeod, Stornoway - rzeźnik i też adres na liście każdego smakosza odwiedzającego Hebrydy. Genialny black pudding, który zbiera nagrody w konkursach, świetna jagnięcina. Dodatkowo niezły wybór przetworów owocowych produkowanych lokalnie. (sklep jest między stacją benzynową, a supermarketem Coop przy jednej z głównych ulic w Stornoway)

Rzeźnik w Stornoway
Hebridean Chocolates, 47 Westview Terrace, Stornoway- lokalna inicjatywa, firma zatrudniająca osoby niepełnosprawne, albo mające trudności w nauce, powstała jako odpowiedź na potrzeby lokalnej społeczności. Wszystkie czekoladki są ręcznie robione i jak nie jestem fanka czekolady mlecznej, to muszę przyznać, że ich wyroby są całkiem smaczne. Testowaliśmy gorzką z pomarańczą, mleczną z limonką oraz mleczną z kandyzowanym imbirem. Sklepik jest mały, z zaopatrzeniem bywa różnie (linia produkcyjna jest mała), można zajrzeć przez szybę i zobaczyć jak produkcja wygląda od zaplecza.

Fish & Chips, Church Street, Stornoway - tradycyjny ponad 150 letni chip shop, można zjeść w środku, można na wynos. Frytki zrobione jak należy, ryba smaczna, ale całość raczej przeciętna. Ogromne porcje, nie byłam w stanie dokończyć średniej. 

Hotel Hebrides, Tarbert, Harris - restauracja ma ładne menu, ale wymagała rezerwacji stolika, więc nie zdecydowaliśmy się, bo chcieliśmy tam wpaść na spontanie w drodze powrotnej z innego miejsca. Za to bar serwuje jedzenie cały dzień. Menu mniej ciekawe, ale nie zupełnie nudne, oboje wzięliśmy łupacza z frytkami. Ryba smaczna, panierka lekka i krucha, domowy sos tatarski. Wieje nudą od coleslawa, a frytki były mrożone, a nie ze świeżych ziemniaków. Raczej nie zamówiłabym drugi raz.

Restauracja Digby Chick, 5  Bank Street, Stornoway - obiektywnie bardzo ciekawe menu i świetnie przygotowane jedzenie. Ale nudna, oj jaka nudna i przeciętna atmosfera, bez klimatu i ze średnią obsługą, która podała nam chleb do gorących starterów 3 minuty po tym, jak je skończyliśmy. Od podania starterów nikt się nami nie interesował, jedna kelnerka zajmowała się dużym stolikiem, a reszta zniknęła. Startery smaczne zjedliśmy bez chleba, dania główne były jeszcze lepsze, z deseru zrezygnowaliśmy. Smacznie, schludnie, ale bez wyrazu. Jedliśmy zupę pomidorową z bazyliowym chipsem, kotleta rybnego w stylu marokańskim, łososia z chipsem ze skóry i bisque oraz morszczuka z chorizo i ciecierzycą i sałatką z arbuza i rzodkiewek..

Lunch w Digby Chick

The Temple Cafe, Northton,  Harris - nasze absolutnie ulubione miejsce, które doczeka się osobnej recenzji i fotorelacji, więc zaglądajcie tutaj. 

Zamek Amhuinnsuidhe, na drodze do Hushinish (piękna plaża, a sama droga bardzo ciekawa i warta przejazdu), Harris - mają wystawioną lodówkę i stolik z dobrami, a także metalową kasetkę, do której płaci się za towary, które się wzięło, ewentualnie samemu wydaje się sobie resztę (tzw. honesty box - system popularny w UK, szczególnie na prowincji). W lodówce oprócz pierdół typu napoje w puszce i batoniki były jaja przepiórcze, wędzony łosoś, kiełbaski z dziczyzny i paje - my trafiliśmy na paje z sarniną, żurawiną i tymiankiem - wyśmienite. Podejrzewam, że zawartość lodówki się zmienia w zależności od tego, co zostanie przyniesione z polowania, gdyż posiadłość ta jest znana z tego, że je organizuje.


Zakupy w Amhuinnsuidhe Castle

Uig Community Centre, Timsgarry, Lewis - to był ten dzień, w którym padał deszcz. Nie był dokuczliwy, ale było chłodniej i jednak mokro. Na totalnym zadupiu luby musiał zmienić koło. Okrutnie chciało się nam kawy i domowego ciasta. Pojechaliśmy w stronę Timsgarry, aby zobaczyć figurkę pionka szachowego z wikińskiej kolekcji szachów z XII wieku znalezionej na plaży w Uig, a także do muzeum prowadzonego przez lokalne stowarzyszenie historyków. Okazało się, że muzeum znajduje się w tym samym budynku, co sala spotkań lokalnej społeczności i co więcej - na tej sali można zjeść lunch i wypić coś ciepłego zakąszając domowymi ciastami. Wystrój był jak ze świetlicy szkolnej z czasów mojej podstawówki z tą różnicą, że na ścianie wisiała wielka plazma wyświetlająca stare czarno-białe fotografie okolicy i ludzi. Ciasta jakie serwują to po prostu bajka. Domowe, smaczne, zbawienie tego deszczowego dnia.  Wzięliśmy też na wynos. Zupa dała radę, choć niestety była serwowana z watowatym chlebem. 

The Temple Cafe - będzie recenzja!

14 komentarzy:

  1. ale i tak znalazłaś mnóstwo urokliwych miejsc ;)
    i śniadanie z takim widokiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widok śniadaniowy przepiękny. Ciekawe, że piszesz, że dobre adresy są mało promowane, a lista się nie kończy - co robi wrażenie i pewnie należy też pogratulować Ci wcześniejszej dociekliwości ;). Serów bym spróbowała, ryb, no i zazdroszczę, że miałaś okazję spróbować jagnięciny nadmorskiej tzw. pre-sale (nad e powinien być akcent ;) - rozmawialiśmy o tym z M we Fr, że chętnie byśmy skosztowali, ale tam, gdzie byliśmy, nie było okazji. Do whisky zaś chyba jeszcze nie dorosłam ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zrobilam porzadne rozeznanie w internecie, gdyz przewodnik, ktory mielismy byl pisany z naciskiem na miejsca historyczne, archeologiczne i bylo troche o naturze i zyciu ludzi. To w zasadzie nie byl typowy przewodnik, bo takiego nie znalazlam. Dla porownania przewodnik o Kornwalii mial wszystko i byl niezwykle wyczerpujacy i przydatny, no ale to bardziej popularny kierunek wakacji.

      Te miejsca sa, owszem, ale malo wyeksponowane i takie... zgrzebne. Produkty jednak warte ekstra wycieczki, czy szukania. :)

      Jagniecina byla swietna, wiem, ze to brzmi dziwnie w kontekscie, ze sie pasie na slonych lakach, ale byla slodka. :)

      Whisky - do przezycia, ale poczestowano mnie burbonem, ktory tez tam produkuja i o nie - to dopiero byl wstrzas. ;) Posmak opalanej beczki to jednak cos, co powoduje u mnie dreszcze (nie podniecenia).

      Usuń
  3. Może przyjdzie taki czas Karolinko, że to Ty napiszesz przewodnik kulinarnych miejsc wartych odwiedzin w UK;-)? Ja czytam Twoje wskazówki z zapartym tchem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze nadejdzie. ;) Dziekuje, milo mi. :)

      Usuń
  4. Omojbosz, jak tam pieknie! Jedzenie jedzeniem, ale teraz narobilas mi chetki na wycieczke na Hebrydy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię Twoje posty podróżniczo-kulinarne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy wpis.
    Bardzo podobają mi sie fotokolaże.
    Ah, zazdroszczę wycieczki, no i wpisu. Ja wycieczek odbyłam sporo. A tylko jedną opisam, wstyd mi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. czy już ci pisałam, że powinnaś napisać przewodnik kulinarny? Fajnie się czyta, a jeszcze lepiej wyobraża potrawy, które próbowaliście :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i pozdrawiam Was ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)