10 maja 2011

Walczę z demonami vol. 3




Pamiętacie?
Vol. 1 - bulion wołowy na pieczonych kościach
Vol. 2 - domowy makaron

Dziś przyszła kolej na demona numer 3!

Bałam się, szukałam wymówki, nie chciałam kupić rękawa cukierniczego z końcówką do wyciskania ciasta... Pewnego dnia listonosz przyniósł paczkę. A w niej rękaw, metalową końcówkę i przepis. Droga Krysia (tak! ta sama, o której pisałam tutaj) w taki sposób ma zamiar walczyć z kuchennym lenistwem. Postaram się już nie lenić i nie szukać wymówek, bo Krysia pójdzie z torbami, hi, hi!

Tadaaaam! Dziś będzie ciasto parzone. Tak naprawdę nie potrzeba do niego końcówki do wyciskania ciasta, ale w korespondencji z Krysią wspomniałam, że mam ochotę na eklery, a te łatwiej ukształtować, gdy ciasto się wyciska. Przyznaję, że eklerów jeszcze nie zrobiłam, ale za to pyszne, wytrawne i sezonowe ptysie.

Nie boję się już parzonego ciasta! Na na na na na na! Jeszcze mnie kiedyś zobaczycie robiącą croquembouche!





Ptysie z nadzieniem z pieczonych szparagów

ok. 30 sztuk (na dwa kęsy)

Nadzienie:

20 dorodnych zielonych szparagów, twarde końcówki usunięte
odrobina oliwy
400g naturalnego serka kremowego typu Philadelphia
kilka listków bazylii
skórka otarta z jednej cytryny
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Szparagi ułożyłam na blaszce, skropiłam oliwą, posoliłam, zmieliłam nieco pieprzu i upiekłam w 180 stopniach C przez ok. 12 minut. Ostudziłam, przełożyłam wraz z oliwą, w której się piekły do robota kuchennego. Dodałam skórkę cytrynową, serek i zmieliłam - nie na idealnie gładką masę, nadal dało się wyczuć kawałeczki szparagów. Doprawiłam solą i pieprzem. Schłodziłam w lodówce.

Ciasto parzone:

150g mąki
100g masła
125ml mleka
125ml wody
pół łyżeczki soli
4 średnie jajka

W dużym garnku na małym ogniu zagotowałam wodę z mlekiem, solą i masłem. Oprószyłam mąką i dokładnie wymieszałam (ciągle gotując). Używałam drewnianego wałka (angielskie nie mają rączek). Gdy masa była gładka odstawiłam z ognia i zostawiłam do ostygnięcia.

Następnie wbiłam jedno jajko i dokładnie wymieszałam, aż się wchłonęło. Kolejno wbijałam tak samo i mieszałam jedno po drugim jajku. Masa była jednolita i lśniąca.

Piekarnik nagrzałam do 200 stopni C.

Ciasto przełożyłam do rękawa cukierniczego z końcówką i wyciskałam małe ptysie na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia.

Piekłam przez ok. 20 minut i wystudziłam na kratce.

Do szprycy włożyłam nadzienie i nadziałam każdego ptysia. Z większości nadzienie nieco wyszło, bo nie miałam za bardzo wyczucia, jak bardzo są napełnione. Przed podaniem udekorowałam małymi listkami mięty (bazylia miała zbyt duże listki).


18 komentarzy:

  1. Ptysie cudne:-) Nie wątpię, że Cię zobaczę z wielkim metalowym stożkiem do croquembuche;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszne !!! Niektore przepisy wydaja sie tak skomplikowane a sa takie latwe :-) krokembusza mozna i bez przyrzadow :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypróbuj pyzy z ciasta parzonego, są świetne. Twoje ptysie oczywiście też ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, Karolino - ja u Ciebie pierwszy raz:).I nie wiem dlaczego dopiero pierwszy...:)
    Cudnie mieć takie osoby jak Krysia:)
    Ja ciasta parzonego się nie boję, bo karpatka czy eklerki były moimi ulubionymi słodkościami w dzieciństwie, więc piekę je i teraz. Ptysie wyszły Ci piękne. Do croquembuche też się przymierzam:). Pozdawiam Cię serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na to croquembouche bardzo czekam :)
    A ptysie fantastyczne. I bardzo na czasie - wiadomo, szparagi. Wygladaja zgrabnie i elegancko, az milo popatrzec.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne i do tego świetne nadzienie, pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Karolino, wspaniale! Gratuluje tak udanej walki z demonami :) A 'croquembouche' tez z checia zobacze, bo ja raczej sie na jego zrobienie nigdy nie odwaze ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Warto było się przemóc?
    No przecież widać, że TAK! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ptyski z wytrawnym kremem szparagowym...?
    Dopisuje do menu kolejnego garden party w mojej posiadlosci ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Mozesz razem z demonem i rękawem wpaść do mnie ;)
    Ptysie wyglądają bardzo dostojnie!

    OdpowiedzUsuń
  11. niezwykle uroczo wyglądają! zwłaszcza to ostatnie zdjęcie z listkami mięty jest niesamowicie kuszące :) mniam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ładne te ptysie,a nadzienie cudowne i interesujące:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Śliczne! Wytrawne też zrobię, to ciasto jest pyszne. Ja mam obsuw, moje dop. jutro na blogu będą (chyba). A, ja nakładałam łyżeczką ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A wiesz, że ja też kupiłam ostatnio? Co prawda na razie szprycę nie rękaw, żeby walczyć z masami i kremami, ale rękaw też mam w planie. Nieustannie odkładanym planie ;)
    Piękne ciacha :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Okej. Zmobilizuję się. Tak. Zrobię ciasto parzone. No, naprawdę! A tak na serio, to to wcale nie jest takie pewne. Znając mnie...

    Póki co więc pozachwycam się efektami Twojej i Krysi pracy. I poczekam na croquembouche... Może wtedy i ja?...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej, mam te same demony :) Ale jeszcze nie oswojone...

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziekuje slicznie za komentarze i pozdrawiam Was wszystkie cieplo. :)

    Aniu, metalowe ogladalam, sa bardzo drogie plus przesylka z Francji - tez kosztuje. Ale czemu nie mialanbym uzyc plastikowego stozka drogowego? ;) Kiedys na pewno sie z tym zmierze...

    Anthony, fakt - wygladaje skomplikowanie, ale jak juz czlowiek sie zabierze, to okazuje sie, ze wcale takie nie sa. Widzialam, ze ludzie robia stozki z papieru, ale sek w tym, ze ptysie nie maja byc na stozku, stozek ptysiowy ma byc pusty w srodku. Kiedys pokombinuje. ;)

    Kubelku Smakowy, pierwszy raz slysze o pyzach z ciasta parzonego. :)

    Ewelajno, mam nadzieje, ze bedziesz czescie wpadac. :)

    Maggie, mialy byc eleganckie, bo szly na eleganckie przyjecie. ;) A croquembouche kiedys, podkreslam KIEDYS zrobie. ;)

    Jus Great Food, bede kombinowac z innymi nadzieniami. :)

    Beo, Ty sie boisz croquembouche? :)

    Tylko Sprobuj, pewnie, ze warto. Chocby po to aby pokonac swoje slabosci. :)

    Miss_Coco, garden party w posiadlosci - czy te ptysie godne oby takiego przyjecia? Ha, ha! ;)))

    Praline, juz bez demona, ale z rekawem. :))

    Eve, kusilo, aby wszystkie zjesc, a one mialy isc do ludzi. Kuszace, oj kuszace... ;)

    Sliwko, Tosiu, nadzienie improwizowane i skonsultowane z Magda z Tasty Colours i jej mezem. :D

    Auroro, rzeczywiscie, jak sie zabralam, to juz nie byl demon, a demonik. Maly pikus. ;)

    Ptasiu, juz widzialam na Twoim blogu - ladne! :) Czekam na wytrawne wiec. :)

    Turlaczku, ja wlasnie bede musiala zainwestowac kiedys w porzadna szpryce do kremow. Albo koncowki do rekawa, nie wiem, nie znam sie za bardzo na takich dekoracyjnych sprawach... ;)

    Zaytoon, zrob, zrob! :)

    Aniu, oswoisz i Ty. :) Kto, jak nie Ty? ;)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)