Kevin krzątał się w tyle stanowiska rzeźniczego, a do mnie podszedł Alan:
- Czego sobie życzysz moja droga?
- Poproszę łopatkę jagnięcą bez kości, zrolowaną, ok. 1.5kg.
- Już się robi - odpowiedział rzeźnik, kładąc na wagę dorodny kawał mięsa. Sięgnął po nóż i już miał kroić, kiedy spytałam ile waży cały kawałek.
- Dwa kilogramy - odparł.
- To wezmę całość, przecież i tak się skurczy podczas pieczenia. Najwyżej zmuszę lubego, aby jadł jagnięcinę przez pięć dni - puściłam oczko.
- Wspaniale! Dobra jesteś!
Finał tej opowieści jest taki, że po świętach po prostu nie mogliśmy już patrzeć na pieczeń jagnięcą i mogłabym zamrozić jej resztki, aby potem zrobić taki pasztet jagnięcy, albo nadziać nią pierogi, w których utylizuję resztki mięs. Ochota przyszła jednak na esencjonalny rosół, bo za oknem kolejny dzień szalała ulewa i wichura, nawet ruch samochodowy został przekierowany niemal przez nasze podwórko, bo główna droga została zamknięta z powodu zalania. Jak rosół, to kołduny - pomyślałam. Tyle, że ja ich nigdy nie robiłam i większość źródeł podawała przepis na kołduny z mięsa surowego. Trzeba być jednak elastycznym, jeśli chodzi o wykorzystanie resztek, prawda?
Problem miałam też z kształtem, bo jedne źródła podają kołduny jako okrągłe pierożki, w innych wyglądają jak uszka, a jeszcze inne prezentują kołduny o kształcie tradycyjnych półksiężyców. Ja postawiłam na te ostatnie, bo chciałam je mocno napakować nadzieniem. Do rosołu dodałam anyżu, gdyż chciałam jakąś przyprawę lub zioło, które będzie dobrze iść w parze z wyrazistym smakiem jagnięciny.
Aromatyczny rosół z anyżem
6 porcji
750g nogi indyka, pociętej na 3 części (mogą być części kurczaka na rosół)
3 marchewki, obrane
2 pasternaki, obrane
2 ząbki czosnku, nieobrane, lekko zgniecione
1 por, umyty i pocięty na 3 części (łącznie z ciemnymi liśćmi)
1 cebula, umyta, lekko opalona nad palnikiem lub za pomocą palnika kuchennego (do creme brulee), a potem przepołowiona
4-5 łodyg selera naciowego, umytych i przeciętych na pół
1 suszony grzybek
1 liść laurowy
1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu
1 gwiazdka anyżu
1 kulka ziela angielskiego
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
kilka listków selera naciowego lub natki pietruszki - posiekanych
Do 5L garnka włożyć mięso, zalać wodą, mniej więcej do połowy garnka, wstawić na mały ogień i doprowadzić do wrzenia, ale nie do zagotowania! Ma być na granicy gotowania. Trzymać na ogniu przez ok. 20 minut, usuwając za pomocą łyżki cedzakowej brzydką pianę, która tworzy się na powierzchni. Nie mieszać w garnku, tylko delikatnie usuwać pianę z powierzchni.
Po ok. 20 minutach powinno być względnie mało tej piany, lub powinna się już zupełnie nie wydzielać. Do garnka delikatnie włożyć resztę składników - warzywa, przyprawy i ok. 2 łyżeczek soli. Trzymać na małym ogniu, nie doprowadzić do zagotowania - rosół ma jedynie delikatnie bulgotać. Można częściowo przykryć, ale nie zakrywać całego garnka.
Po ok. 75 minutach wyłączyć gaz i pozostawić do ostygnięcia, następnie przecedzić przez gęste sito. Przecedzony rosół doprawić zmielonym pieprzem i solą - wedle Waszego smaku. Rosół można zostawić w lodówce na parę godzin, a następnie za pomocą łyżki zdjąć nadmiar tłuszczu z powierzchni, jeśli wolicie chudsze zupy.
Pierożki z jagnięciną
ok. 60 sztuk
Ciasto
250g mąki pszennej
1 jajko
1 łyżeczka roztopionego klarowanego masła
½ łyżeczki soli
ok. 100 ml wody (mniej lub więcej, w zależności od mąki)
mąka do podsypywania blatu
Ciasto przesiać na blat, posypać solą, w środku zrobić dołek i wbić do niego jajko. Palcami lub nożem rozbełtać jajko i wymieszać je lekko z mąką. Dodawać po 2-3 łyżki wody na raz i zagniatać ciasto. Wyrabiać ciasto przez ok. 10 minut, aż będzie elastyczne i nieklejące. Jeśli się za mocno klei, podsypać mąką, a jeśli jest za suche i nie wchłonęło całej mąki, to należy dodać ciut wody. Wyrobione ciasto pozostawić pod ściereczką na ok. 20-30 minut, aby odpoczęło i nabrało więcej elastyczności.
Farsz
ok. 300g resztek pieczeni jagnięcej (u mnie łopatka pieczona w winie, z rozmarynem, czosnkiem i sardelami)
2 łyżki klarowanego masła
1 cebula, obrana i pokrojoną w kostkę
1 ząbek czosnku, obrany i posiekany
ok. 120 ml rosołu z powyższego przepisu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
Na maśle usmażyć cebulę - na małym ogniu, przez ok. 10 minut, aż będzie miękka. Dodać czosnek i smażyć jeszcze 3 minuty.
Resztki pieczeni pokroić na plastry lub kostkę - jak Wam wygodniej mielić.
Za pomocą maszynki do mielenia z małymi dziurkami zmielić na zmianę po kawałku mięsa i smażonej na maśle cebuli z czosnkiem.
Do zmielonej masy dodać rosół, doprawić do smaku solą i pieprzem. Wymieszać dokładnie rękoma, aż powstanie gładka masa.
Ciasto podzielić na 3-4 części i jedną rozwałkować na grubość ok. 1mm, za pomocą pierścienia kuchennego, kieliszka, szklanki lub wycinaka do ciastek (ja użyłam tego ostatniego, o przekroju 5 cm) wycinać krążki. Na środek każdego ułożyć łyżeczkę farszu, składać na pół i sklejać boki. Układać na desce posypanej obficie mąką. Powtórzyć z pozostałymi częściami ciasta. Skrawki ciasta zlepić w kulę, rozwałkować i użyć ponownie.
Pierogi można ugotować w rosole, ale moje były dość mocno omączone, stąd nie chciałam, aby w rosole znalazła się mąka i ugotowałam pierogi w osolonej wodzie - 5L gar, po 15 sztuk na raz do gotującej się wody i 5 minut gotowania od momentu wypłynięcia na powierzchnię. Wyciągałam cedzakową łyżką.
Serwować pierogi zalane rosołem i posypane posiekaną nacią selera lub natki pietruszki.
Boskie:-))! Ja pierożki z surowego mięsa podaję z klarowną kwaśnicą, czyli rosół z dodatkiem soku z kapusty kiszonej - podpatrzyłam w knajpie łemkowskiej w Beskidach:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńBrzmi świetnie. :)
UsuńTAKI rosół z TAKIMI pierożkami to rozkosz dla podniebienia. PYSZNOŚCI!
OdpowiedzUsuńJestem u Ciebie chyba po raz pierwszy i...zostaję:-). Dołączam do grona podglądaczy:-)
Witaj w moich skromnych progach. :)
Usuńtaka bardzo włoska potrawa, bo w mojej wsi w 1szy dzień świąt podaje się na obiad pierożki w rosole. Na ogół są to tortellini, ale też zdarzają się agnolotti. Nadzienie też mięsne, choć nie z jagnięciny...
OdpowiedzUsuńTwój przepis brzmi bosko, esencjonalny rosół z anyżkiem to świetny pomysł.
Podoba mi się nowa strona graficzna Zmysłów.
Do przepisu na pierogi wkradł się błąd: w akapicie poświęconemu robieniu pierogów powinno być o przesianiu mąki. Ale to tak na marginesie :D
Dziękuję za zwrócenie uwagi. :)
UsuńO, są! :) Bez anyżu dla mnie i będzie cudownie,choć domyślam się, że to anyż jest tu tym, co czyni rosól oryginalnym. Pierożki wyglądają pięknie, delikatne ciasto, przez które przebija nadzienie, dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuńTak, anyżek robi różnicę. :) Ale rozumiem Cię - kiedyś uciekałam z krzykiem na sam widok. :)
UsuńAle się rozmarzyłam teraz... :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowieści o Twoich rzeźnikach! A jak anyż, to by mi tu gdzieś jeszcze fenkuł pasował :). Ale, w komentarzach wspomniano o Włoszech, mi jednak ta potrawa kojarzy się jakoś tak bardziej na wschód, ew. południowy wschód - Bałkany może, albo i dalej (Iran...)? Zresztą zobacz np. http://en.wikipedia.org/wiki/Gondi_dumpling (czego to człowiek się może dowiedzieć kierowany ciekawością i skojarzeniami ;).
OdpowiedzUsuńOsobiście najchętniej bym spałaszowała same pierożki, bez rosołu ;).
Rzeczywiście! Nazwy nie znałam, dziękuję, znowu nauczyłam się czegoś nowego. :)
UsuńWiem, że Ty i rosół don't mix. ;)
Rzadko jadam mięso, ale takie pierożki prawdopodobnie by mnie do niego przekonały :)
OdpowiedzUsuńPierożki z pewnością są pyszne, ale dobrze że nazywają się pierożkami a nie kołdunami, bo z tymi ostatnimi nie mają nic wspólnego. Kołduny są naszym domowym specjałem od kilku pokoleń i muszą być z surowego mięsa - najlepiej pół na pół polędwica wołowa i baranina z dodatkiem rosołu i czosnku. Ale to co je wyróżnia to sok który z nich wypływa po nagryzieniu - suche kołduny lub pęknięte to dyskwalifikacja. A sok bierze się z dodania łoju wołowego okołonerkowego. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTak, byłam ostrożna z nazewnictwem, bo dużo czytałam o kołdunach i te mi po prostu na kołduny nie pasowały. Pozdrawiam również. :)
UsuńCzy ja się kiedyś nauczę tak dobrze sklejać pierogi i żeby miały w środku tyle farszu, a nie odrobinę?
OdpowiedzUsuńPraktyka czyni mistrza. :)
UsuńJeśli chodzi o kołdny, to mój dziadek jest mistrzem ich wspominania (pochodzi spod Wilna). Z tego, co pamiętam, to powinny być malutkie, takie na jeden kęs. Z mieloną surową wołowiną i odrobiną łoju, żeby były soczyste. Ale pewnie "co dom to obyczaj". Takie wspominał on, gotowane w rosole. Może kiedyś spróbuję przywrócić ten smak, może zdążę z nim o nich jeszcze pogadać. :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie masz rację. :) Porozmawiaj z nim o nich koniecznie i zapisz, dla potomności. Perełki trzeba pielęgnować.
UsuńDziękuję Wam za odwiedziny i miłe słowa, pozdrawiam ciepło! :)
Usuń