5 kwietnia 2013

O fotografii od kuchni słów kilka. Zero profesjonalizmu.


To nie jest wpis o poradach technicznych. Ja nawet nie czuję się na siłach, aby takie dawać - fotografuję dość intuicyjnie, często jakieś zagadnienia techniczne są mi nadal obce. Postanowiłam zrobić ten wpis z kilku powodów. Po pierwsze wiele osób mówi mi, że moje fotografie kulinarne przeszły rewolucję i są ciekawi mojego warsztatu. Ja bym to nazwała raczej powolną ewolucją, wszak w fotografowanie jedzenia bawię się od co najmniej pięciu lat.  Nadal mam często zastrzeżenia, ale widzę, że lata praktyki poprawiły znacznie mój warsztat. I to jest uniwersalna rada - trzeba próbować, robić setki, tysiące zdjęć, stylizacji i podglądać pracę najlepszych w tym fachu. Poniższy tekst jest o moich doświadczeniach i radach dotyczących fotografowania potraw. Subiektywny, nieprofesjonalny i niewyczerpujący tematu - żeby nie było, że nie ostrzegałam!

Inny powód, dla którego postanowiłam zrobić taki wpis to narzekania innych, że oni na poprawę jakości swoich fotografii na blogach nie mają czasu, pieniędzy, możliwości. "Moje zdjęcia nie są ładne, bo fotografuję szybko, abyśmy mogli z rodziną zjeść wspólny obiad/bo dzieci krzyczą, że głodne/bo mąż wyjada". Otóż ja też fotografuję dania ciepłe szybko i zaraz potem zjadam je w towarzystwie lubego, czy gości. I nic mi nie stygnie i nikt nie czeka długo i nie głoduje. To jest kwestia organizacji naszego miejsca pracy i podejścia bliskich nam osób do naszej pasji. Jeśli fotografowanie jedzenia nie jest pasją, to rozumiem, że wtedy nie zależy na jej poprawie, ergo - nie  ma co narzekać na jakość i tłumaczyć się głodną rodziną i brakiem czasu. Jeśli jednak chcecie poprawić warsztat, to pamiętajcie o kilku zasadach organizacyjnych i pogadajcie z rodziną, bliskimi. Kto, jak nie osoby, które Was kochają ma Was wspierać w tym, co sprawia Wam przyjemność? 

Moje "studio" fotograficzne w pokoju gospodarczym (widać umywalkę), pod deskami kosz na pranie, a blenda, statyw i tła mieszkają tam na stałe.


Wiecie co ugotujecie? Chcecie to sfotografować? Ułóżcie sobie plan w głowie. A najlepiej dwa. Plan A może okazać się strzałem w dziesiątkę, a może po nalaniu zupy do talerza okazać się, że wzorek na rondzie nie służy jej wyglądowi - odwraca uwagę od dania, a może po prostu gryzie się kolorystycznie. Dlatego warto mieć plan B. Gdy danie się gotuje, albo zanim zaczniecie je gotować, oczami wyobraźni starajcie się ogarnąć całokształt zdjęcia. Być może robicie zdjęcia minimalistyczne - rzut z góry na talerz z daniem - tu sprawa jest prosta, a może potrzebujecie rekwizytów - serwetek, sztućców, kwiatów, tacy - pomyślcie o tym wcześniej i przygotujcie to wszystko, aby było gotowe pod ręką. Mieszajcie w garach i już myślcie o zdjęciu (jeśli nie wcześniej, ja już często mam wizję podczas zakupów, gdy patrzę na składniki)! 

Dla mnie sprawa podstawowa, a tak wiele domów i restauracji tego nie praktykuje - podgrzewanie talerzy. Używam do tego mikrofalówki. Mam tanią, bez bajerów, bo w zasadzie służy mi tylko do podgrzewania naczyń. A robię to codziennie, do każdego ciepłego dania, nie tylko kiedy fotografuję. Na ciepłym talerzu sosy nie zastygają z brzydkim kożuchem, a i obiad nie stygnie tak szybko i mamy dodatkową minutę, czy dwie na wykonanie zdjęcia - to cała masa czasu, możecie zrobić 30 klatek, odłożyć aparat, zjeść posiłek, a potem na spokojnie wybrać najlepsze zdjęcie. Sprawa jest prosta, gdy fotografujemy coś co nie stygnie, tu nie będę się rozwodzić. 

Po lewej różne znaleziska z drugiej ręki, po prawej: taca z sieciówki za 19,99 PLN udająca starą, miseczki po deserach, podstawka kamienna z TK Maxx, różne inne miseczki też z drugiej ręki, miseczka z niebieskim wzorem to suwenir z Teneryfy (chyba?).


Mówicie bliskim i gościom o swojej pasji! Moi często przed posiłkiem pytają: "nie fotografujesz?". Pytają, bo wiedzą, że to coś co lubię, moja pasja, coś co sprawia mi radość i nie stanowi to dla nich problemu, nie uważają tego za dziwactwo. Jeśli będziecie dzielić się radością, to każdy dobry człowiek wokół Was będzie się cieszył z Wami, albo przynajmniej nie przeszkadzał w procesie. I poczeka 2-3 minuty z posiłkiem, aż Wy zrobicie zdjęcia.

Uważacie, że fotografia kulinarna na poziomie jest droga? I tak, i nie. Oczywiście profesjonalni fotografowie mają drogi sprzęt, ale spójrzcie na moje zdjęcia - ja fotografuję obiektywem kupionym na promocji za 70 funtów (dla porównania - z jednego z wywiadów z dobrym fotografem kulinarnym wyczytałam o obiektywie, którego używa, koszt takiego to ok. 2 tysięcy funtów). Body aparatu mam stare i odrapane, aparat był zresztą kupiony z drugiej reki - nie mam zamiaru wymieniać na nowy i drogi. Wcześniej fotografowałam aparatem typu małpka i też zdarzały się przyzwoite zdjęcia.

Stare i nowe naczynia emaliowe, po jednym z każdego, nie ma potrzeby kupować całej zastawy; po prawej różne naczynia kupione z drugiej ręki, jedynie deska jest nowa.


Nie chcecie wydawać pieniędzy na blendę (powierzchnię odbijającą światło)? Nie ma problemu - zorganizujcie sobie kawałek styropianowej płyty ze sklepu budowlanego. W zasadzie każda biała powierzchnia odbije światło. Możecie też pokryć ją kuchenną folią aluminiową. Ja najczęściej używam właśnie srebrnej powierzchni blendy. Nie mam do niej stojaka, opieram ją jakimiś partyzanckimi metodami - o różne przedmioty, lub trzymam w ręku, gdy fotografuję z użyciem statywu. Różnica przy doświetleniu zdjęć za pomocą blendy jest kolosalna.

Statyw jest pomocny, ale nie niezbędny, ja ostatnio więcej fotografuję z ręki. Mój statyw też był kupiony w promocji i nie był jednym z tych z bajerami, uważam, że do fotografowania w domu nie potrzeba super stabilnych i wypasionych (=drogich) statywów. Z ręką na sercu mówię, że mogłabym się obejść bez niego, choć daje on alternatywę do zdjęć z ręki i czasem z niego korzystam. 

Rekwizyty nie są niezbędne. Prosty biały talerz najczęściej stanowi idealne tło dla potrawy. Jeśli jednak podobają się Wam zdjęcia, na których pojawiają się inne dodatki, albo jesteście zwolennikami zdobionych naczyń, to oczywiście zaopatrzcie się w nie. Czy to generuje kolejne koszty? Tak, ale i na to są metody. Po pierwsze - nigdy nie jest tak, że nagle kupujemy 20 różnych talerzy do zdjęć. Takie rzeczy kompletuje się latami, a i po latach (z mojego doświadczenia) podoba się co raz mniej i kupujemy rzadziej i roztropniej, albo wcale, bo okazuje się, że kolekcja jest wystarczająca. W zasadzie posiadając zestaw 5-6 różnych talerzy i kilku innych naczyń (o różnej wielkości, kolorze/wzorze, z różnych materiałów) można spokojnie komponować dobre zdjęcia. Mój sekret? Kupowanie z drugiej ręki - ebay, wyprzedaże bagażnikowe, sklepy dobroczynne, a także przerabianie rzeczy z potencjałem (np. kupiłam ostatnio za grosze używaną tacę o wstrętnym złotym kolorze i będę ją malować na jakiś mat, bo ma ciekawą formę). I teraz tak myślę, że ja w zasadzie mam więcej używanych, niż nowych rzeczy w kuchni. Mieszkacie w Polsce gdzie możliwości są nieco bardziej ograniczone? Nie wierzę, że nie macie nikogo wśród rodziny, czy znajomych, kto przez chwilę nie znalazł się na emigracji na wyspach i nie mógłby Wam pomóc w kompletowaniu rekwizytów za grosze. I tu znowu trzeba mówić otwarcie bliskim o swojej pasji! Ja regularnie na urodziny, święta dostaję gadżety, które przydają mi się do fotografii, przyjaciele i rodzina przywożą także różne ciekawe rzeczy z podróży. To znacznie odciąża nasz budżet i pomaga w rozwinięciu kolekcji rekwizytów do fotografii. Ciekawy talerz potrafi ucieszyć mnie bardziej niż nowa sukienka. Co ważne (!) - większość rekwizytów, które mam do zdjęć prędzej czy później znajduje też praktyczne zastosowanie, ale to działa też i przede wszystkim w drugą stronę - sporo rzeczy, którymi posługuję się na co dzień serwując posiłki nadaje się także do zdjęć. Często jest tak, że na strychu, w pawlaczach, albo gdzieś w tyle kredensu leżą zapomniane naczynia czy sztućce, które ktoś chce wyrzucić - dajcie im drugie życie. Dla kogoś to są śmieci, dla Was to mogą być skarby. Rozejrzyjcie się dookoła, na pewno takie okazje też się nadarzają. Ja często też kupuję produkty spożywcze, tylko dlatego, że są w ciekawych opakowaniach - ostatnio kwaśną śmietaną w szklanej butelce - śmietanę jakoś zutylizowałam, a butelka została mi i jestem pewna, że kiedyś wykorzystam do zdjęcia (to samo mam z ciekawymi słoikami, stąd czasem kupuję dżemy, czy dodatki tylko z powodu opakowania, któremu daję drugie życie).

Talerze - po lewej wszystkie używane, kupione z drugiej ręki (ceny między 99 pensów, a 5 funtów), po prawej w górnym rogu prezenty od przyjaciółki, w dolnym talerz kupiony w sklepie dobroczynnym za 99 pensów.


W poszukiwaniu tła uruchomcie szare komórki. Jeśli nie macie białego obrusu, to kupcie najtańsze białe prześcieradło, albo użyjcie tego, które macie w domu (nie szkodzi, jeśli z gumką, i tak jej nie będzie widać, pamiętajcie, że zdjęcie to tylko wycinek rzeczywistości). Szukacie ciekawych faktur? Materiał na worki na ziemniaki (juta) jest tani i można go farbować/malować. Sprawdźcie czy komuś po remoncie nie zostały jakieś deski, a może ktoś wyrzucił jakieś stare drzwi od komórki/piwnicy, albo kawałek płotu/ogrodzenia i można je rozebrać na deski? Papier ścierny, puszka farby i kilkadziesiąt minut roboty i tło będziecie mieć gotowe - nie potrzeba Wam autentycznego, starego stołu z drewna. Dodatkowo deski mają tę zaletę, że można je malować z dwóch stron - zyskując dodatkową powierzchnię do fotografii no i są łatwe w przechowywaniu, wszak nie potrzeba Wam kilku metrów kwadratowych powierzchni do zdjęć! Ja ostatnio kupiłam dwie blachy do pieczenia z likwidowanej piekarni - za równowartość ok. 25 złotych i koszt kuriera mam nowe tła, które dodatkowo będę mogła pomalować sprayem z jednej strony i z dwóch zrobią się cztery. W sklepach z materiałami często za grosze wyprzedawane są resztki tkanin - sporo z nich będzie udawać piękne obrusy. Możliwości jest masa, trzeba mieć otwarte oczy i umysł. 

Kolory i kompozycja - nie wszyscy muszą mieć wiedzę, czy wyczucie jakie kolory dobrze ze sobą współgrają, albo jak komponować zdjęcia. Informacje o kompozycji oraz kolorach znajdziecie w internecie. Z mojego doświadczenia wynika, że dobrze mieć pod ręką wydrukowane koło barw (model poglądowy w postaci grafiki pokazujący zasady mieszania się i powstawania barw) - nie trzeba wtedy znać go na pamięć, a można zawsze sprawdzić jak będą razem wyglądały kolory na zdjęciu (np. zielona sałatka na talerzu z czerwonym wzorem). Ja korzystam z koła barw od jakiegoś czasu i teraz już część kompozycji kolorystycznych znam na pamięć.

Różne materiały, serwetki, juta, obrusy, bieżniki oraz pierścienie na serwetki - niektóre z kompletów, jedna nie do pary.



Światło to oczywiście sprawa podstawowa w fotografii. Często kuchnie bywają ciemne. Ale kto powiedział, że musicie fotografować w kuchni? Ja mam kuchnię z oknami wychodzącymi na północ i w zasadzie nigdy w niej nie fotografuję na potrzeby publikacji blogowych czy do innych wpisów (było kilka wyjątków, gdy były zdjęcia z etapów przygotowania potrawy). Poza tym blaty mam wysoko i musiałabym stawać pod sufitem, aby sfotografować dania. Ustawiam sobie tło i rekwizyty w pokoju, w którym mam dobre, południowo - zachodnie światło i kremowe zasłonki rozpraszające światło, gdy jest zbyt agresywne. Szczęśliwie jest to pokój, który ma też matową szybę, więc światło jest już dość rozproszone. Rozpraszać światło możecie kawałkiem prześcieradła w oknie, znowu zawieszonego metodami partyzanckimi, tak aby można było je w każdej chwili zdjąć i zwinąć swój warsztat fotograficzny. Nie mam specjalnego studio, fotografuję tam, gdzie światło jest najbardziej adekwatne do zdjęć. Tak się nieszczęśliwie (?) złożyło, że to pokój gospodarczy - fotografuję więc obok umywalki, kosza z praniem i pralki, często w towarzystwie schnących skarpet. Tylko co z tego? Liczy się efekt końcowy. Liczy się dobre światło, bez którego nawet z tysiącem wypasionych rekwizytów nie zrobicie przyzwoitego zdjęcia. Sztuczne światło jest jakimś wyjściem, ale tylko jeśli imituje naturalne światło - to jest do zrobienia, ale nie jest to łatwe i generuje koszty. Ja fotografuję już tylko w świetle naturalnym. Wolę zrobić mniej wpisów na blog, ale z lepszymi zdjęciami, więc często zabieram się za dania na blog tylko w weekend, lub gdy mam wolny czas i światło dzienne.  Kto powiedział, że wpisy na blogu mają stanowić relację z tego, co jemy codziennie? Czasem mniej znaczy więcej. 

Bądźcie elastyczni! Czy patrząc na moje zdjęcia wpadlibyście na to, że robię je na tłach ułożonych na koszu do prania (bo ma dobrą wysokość i nie muszę fotografować z krzesła), lawirując pomiędzy pralką, umywalką, bojlerem, a suszarką z bielizną? Nie! Bo zdjęcie to wycinek rzeczywistości i czasem, aby zrobić dobre trzeba sięgnąć po różne metody, albo znaleźć się w dziwnym miejscu, czy użyć materiałów, które być może nie kojarzą się tak od razu z kulinariami. Jedyne na co się nie zgadzam i na co nie ma miejsca u mnie w kuchni, to stosowanie tricków, które spowodowałyby, że prezentowane dania nie nadałyby się do spożycia. U mnie nie ma pozwolenia na marnowanie żywności, nawet w imię najlepszego na świecie zdjęcia. 

Mam nadzieję, że trochę Was wprowadziłam w temat moich zdjęć kulinarnych, jeśli macie jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem w komentarzach.

51 komentarzy:

  1. Post pierwsza klasa! Swietny!
    Od siebie dodam, że mieszkam w Polsce w mieście wcale nie wielkim i jest sporo miejsc (chociażby lumpeksy) gdzie można kupić rózne gadżety kuchene - za grosze, więc tłumaczenie, że nie ma takich miejsc jest bez sensu ;)
    A ja robię zdjęcia w sypialni ;)

    Dziękuję za rady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno w Polsce są takie miejsca! :) Ja po prosty wypadłam z obiegu, nie wiem za bardzo co się dzieje na polskim rynku, a i fotografią kulinarną zainteresowałam się dopiero w UK. :)

      Każde miejsce z dobrym światłem nadaje się do fotografii kulinarnej. :)

      Usuń
  2. Karolino, dziękuję za ten wpis:-) Bardzo ciekawy i rzeczowy. Jeszcze jestem po świeżo odbytych warsztatach fotograficznych i wszystko mi się rozjaśnia. Naprawdę zamieściłaś bardzo cenne uwagi i wskazówki:-) A rekwizyty masz cudowne. Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, świetnie - a jakie warsztaty? Tj. gdzie i kto prowadził? Marzą mi się, ale to pewnie musiałabym dojechać do jakiegoś dużego miasta, muszę poszukać jednodniowej imprezy.

      Usuń
  3. bardzo ciekawy post! i zgadzam się z Tobą w 100%! można robić satysfakcjonujące zdjęcia nawet zwykłym aparatem, przy niewielkim nakładzie kosztów jeśli chodzi o tzw. skorupy do podawania, z dwojgiem dzieci i mężem czekającym na posiłek :) wystarczy obudzić w sobie zmysł, spróbować aranżowania przestrzeni. A czasami wystarczy talerz i jedzenie na nim, i promień światła ładnie wpadający przez okno. Kiedyś koleżanka mi powiedziała" Jak to możliwe, ze ja mam lustrzankę i nie umiem zrobić w połowie tak ładnego zdjęcia jak ty zwykłą cyfrówka???". Ja myślę, ze to kwestia tego, ze ja wiem jak chcę by dana potrawa wyglądała na zdjęciu i do tego dążę. Nie robię fotki tylko by potrawę uwiecznić, robię ją tak by patrząc na nią nabrać apetytu :)
    pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo właśnie o to narobienie apetytu w fotografii kulinarnej chodzi. :)

      Usuń
  4. Zgadzam się z Tobą!!!! To nie drogi aparat czyni zdjęcia najlepszymi tylko fotograf, które je robi!! Liczy się pomysł, sprzęt też jest ważny , ale nie dajmy się zwariować, drobiazgi czasem kupione za grosze, które nadadzą naszemu zdjęciu wyjątkowości!!

    Świetny post, proste porady a Twoje zdjęcia są świetne a to dodatkowo czyni to co napisałaś bardzo wiarygodnym!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie te najtańsze gadżety najlepiej się prezentują. :)

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy wpis, z chęcią przeczytałam :)
    Dziękuję za kilka rad, inspiracji, uśmiechów i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawie napisany post. A zdjęcia masz piękne, nieważne gdzie zrobione :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe. Przyznam się że nie przeczytałam całego do końca bo spieszę się do pracy, ale wieczorem tu wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mieszkam w UK i powiem Ci, że charity shop to u Mnie codzienność jeśli chodzi o blogowe dodatki :) Za niewielkie pieniądze można na prawdę ciekawe rzeczy zdobyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie może nie codzienność, bo mieszkam, gdzie mieszkam. ;) Ale jak tylko mam jakiś w zasięgu wzroku, to staram się wejść i oprócz książek i muzyki, zawsze patrzę na drobiazgi pod kątem zdjęć na blog. :)

      Usuń
  9. "To jest kwestia organizacji naszego miejsca pracy i podejścia bliskich nam osób do naszej pasji ... Kto, jak nie osoby, które Was kochają ma Was wspierać w tym, co sprawia Wam przyjemność? "
    cała prawda odnośnie chęci i wyników od strony ludzkiej...
    niestety nie wszyscy rozumieją :/
    "ja myślałem że dla mnie tak gotujesz a tu sie okazuje, że na pejszbuka...dzieki..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie wiem, co Ci napisać. Jeśli to jest Twoja pasja, a ktoś wyjeżdża z takimi tekstami, to dla mnie to jest niedojrzałe, samolubne i próbujące wywołać poczucie winy. Fuj. :(

      Usuń
  10. Super wpis. Choć powiem, że dzieci czasem przeszkadzają ;) albo nieświadomie pomagają - wkładając łapkę przed obiektyw dodają "tego czegoś" ;) ja jestem na etapie kompletowania zestawu mini - tła mam 2 - z paneli (choć na jednych warsztatach usłyszałam, że powinny być deski bo panele są be.. ale ja zawsze przekorna byłam :P ) ...

    a do wpisu mam tylko jedno ale - pod zdjęciem z talerzami dwa razy napisałaś prawa storna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to zupełnie jak koty. ;) Mi regularnie przesuwają tła, albo wywracają blendę. Albo siadają w oknie i zasłaniają światło. A są trzy - czasem ciężko ogarnąć. ;)

      Dziękuję za czujne oko - poprawiłam to! :)

      Usuń
  11. Super post. Zgadzam się z każdym zdaniem. Też mam blendę z folii aluminiowej, strzelam często w harmidrze, statywu mi się nie chce rozkładać i przy świetle dziennym (w końcu dni dłuższe i więcej światła!). Fotografuję od roku, z czego pierwsze pół roku zwyczajnym kompaktem. I zastanawiam się po co kursy i studia, jak mam warażenie, że fotografowanie to właśnie kwestia intuicji, wyczucia i planu (choć zadrzają się świetne zdjęcia z przypadku). Doświadczenie też poomaga, ale zwyczajnie trzeba cała sytuację wyczuć, a na koniec wybrać najlepsze kadry. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że tyle osób może uczynić fotografię swoją pasją!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że kursy i studia się przydają, bo jednak jest sporo technicznych spraw, które pomagają. Jasne, że można być samoukiem, ale czasami brakuje mobilizacji. Zapłacony kurs - to jest mobilizacja. :)

      Usuń
  12. Świetny post! Ja dopiero zaczynam swoją przygodnę z fotorgafią kulinarną i zdecydowanie się zgadzam, że fotografie przy świetle dziennym wychodzą zdecydowanie lepiej i również często robię fotografię dań tylko w weekendy (ale jak piszesz, czasem mniej znaczy więcej :P).
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym bardzo chciała fotografować więcej, ale muszę za coś żyć, a praca mimo, że nie wymarzona, pozwala po pracy na realizację moich pasji. :) (choć myślę, że mam dużo szczęścia, bo dla wielu emigrantów moja praca jest szczytem marzeń)

      Usuń
  13. Tylko z jednym się nie zgodzę - statyw jest niezbędny. A już na pewno ogromnie ułatwia fotografowanie. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, choć przyznam, że statywu nie użyłam od dobrego miesiąca. ;)

      Usuń
  14. Przeczytałam wszystko! Bardzo fajnie napisane :) Mi czasem za tło służy walizka na kółkach z którą zawsze podróżuję. Kiedyś nigdy nie zwracałam uwagi na talerze czy łyżeczki na wyprzedażach, a teraz powoli zaczynam kompletować kuchenne sprzęty. Mi do zdjęcia nie potrzeba całej zastawy, wystarczy tylko, że kupię po widelczyku, czy kubeczku i już w głowie mam nowe pomysły. Chociaż swoją przygodę z fotografią kulinarną zaczęłam pół roku temu (wtedy też miałam pierwszy raz aparat w ręku!) teraz nie wyobrażam sobie życia bez migawek :)

    OdpowiedzUsuń
  15. podpisuję sie obiema łapkami :) i odrazu mi lepiej bo ja tez cześto fotografuje na kawałku (dosłownie) podłogi, która mam ułożoną z desek, albo na starym odrapanym stole po babci ;) a białe tło u mnie to lodówka ;) do tej pory robiłam zdjęcia cyfrówką i tez niejeden nie sądził że sie da, a nawet mój aparat w telefonie dawał rady :) a co do pasji... mój ukochany mąż ostatnio odłożył pieniążki i na zbiorczy prezent kupił mi cyfrówkę z drugiej ręki, bo stwierdził, wiem że sporzytkujesz i warto :* baw się dobrze :D ;) a rok wczesniej dostałam statyw...do kamery ... i tez daje rade :P pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki za porady! Z pewnością je wykorzystam. I zgadzam się w zupełności - trzeba dużo pracować nad tym co się robi i będzie coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie jeszcze lata świetlne dzielą od tego, aby robić tak piękne zdjęcia, jak Twoje, ale cały czas się uczę i niemal z każdym dniem widzę jakiś mały postęp... A Tobie bardzo dziękuję za rzeczowy post i z pozytywną zazdrością przyglądam się tym wszystkim ślicznym naczyniom :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Taca za 19,99 i dzięki komu? No dzięki komu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No komu? :D Jasne, że u Ciebie zobaczyłam i wysłałam przyjaciółkę do sklepu w Tychach. :))) Dzięki, że się nią pochwaliłaś. :)

      Usuń
  19. Jak pisałam chętnie wróciłam na stronę skończyć ciekawy artykuł:)

    OdpowiedzUsuń
  20. O! I to lubię! Rozsądne podejście do tematu. Bez nerwów, rwania włosów, na luzie. Szacun Karolina!

    OdpowiedzUsuń
  21. dziękuję za cenne rady i wskazówki...Skorzystam na pewno, bo cały czas się uczę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jako ja z tych, którzy fotografują idioten camera i nie mają strasznych ambicji, może nie powinnam się wypowiadać, ale jednak są efekty Twojego posta. So far:
    1. Dyskusja z M nt. które okna na jaką stronę wychodzą. Obawiam się, że on lepiej zna się na geografii, więc moje ulubione blaty do fotografowania są na południowy wschód ;).
    2. Zawstydzona podgrzałam talerze do obiadu. Bo wiem, że warto, ale w 99% przypadków mi się nie chce.
    3. Idę poszukać styropianu w garażu, bo wiem, że gdzieś leży...
    Co do zrozumienia chęci fotografowania: M zasadniczo rozumie, ale nie zawsze. Tzn. o ile podam mu od razu jego porcję, to raczej rozumie...
    Mój problem ze światłem i porą fotografowania jest też związany z trybem dnia, tj. porą głównego posiłku, tj. nawet zimą i w weekend jest on ok. 18. Na szczęście już mamy czas letni ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Południowe (wschodnio czy zachodnio) to dobre okna. :)

      Talerze podgrzewam zawsze, bo u mnie w szafkach jest wyjątkowo zimno. ;)

      Ja lubemu też raczej podaję jego porcję od razu, a że on je bardzo powoli, to zrobię zdjęcia mojej, przyjdę do stołu i jeszcze zdążę zjeść przed nim. ;)

      Tak - na szczęście wieczory co raz jaśniejsze. :)

      Usuń
  23. Dzieki wielkie! Za ten wspis! jest bardzo isnpirujacy do tego praktyczny! tego potrzebowałam wiedza na temat fotografii w pigułce! lubie po stokroć :)

    OdpowiedzUsuń
  24. UK-ejowskie wyprzedaze garazowe boskie- mozna niezle graciory zdobuc ;)ale to z Polski przywoze jedne z najlepszych gadzetow :)

    OdpowiedzUsuń
  25. świetny tekst. Skorzystam conieco ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Kochani, Wasz odzew na ten wpis przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. :) Nie sądziłam, że jest aż takie zapotrzebowanie na tego typu informacje, rozpatrywałam ten wpis bardziej w formie żartobliwej - zobaczcie, że fotografuję z suszącym się praniem za plecami i wirującą pralką po prawej. ;) Ale cieszę się niezmiernie, że kilku osobom się przyda, że może czegoś nowego się dowiedziały.

    Dziękuję pięknie za odzew i pozdrawiam Was serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)