Ciasta,
ciasteczka, desery. Podczas niedawnej dyskusji z naszym gościem
zastanawialiśmy się skąd u Anglików, a także u Polaków skłonność do
jedzenia byle czego na obiad, byleby tylko był wielki i słodki deser na
zakończenie posiłku. Ja przyznaję, że nie zauważyłam tego u Anglików,
ale James owszem, szczególnie, że dużo podróżował po świecie i ma skalę
porównawczą. Natomiast widzę w polskiej blogosferze, że to właśnie wpisy
o słodkościach cieszą się wyjątkową popularnością. Nie mam nawet ochoty
teraz drążyć tematu, choć podejrzewam, że może mieć to jakieś podłoże
społeczno - historyczne (być w Polsce to niedobory cukru na rynku ergo
desery jako coś ekskluzywnego, coś czym się można było popisać przed
gośćmi; w Anglii może mieć to źródło w protestanckiej czystości - deser,
w zasadzie w ogóle ucztowanie było postrzegane jako coś co bruka duszę,
jako grzech, chyba, że służy przetrwaniu, a nie przyjemności, wiadomo -
deser takiej funkcji nie pełni. Zaznaczam, że tylko tak sobie gdybam!).
23 listopada 2012
16 listopada 2012
Moje ulubione kanapki
Zrobiłam to zestawienie na kanapce, ponieważ zostały mi resztki po niezwykle udanej przystawce. Przystawka będzie na blogu najpewniej pod koniec miesiąca, a dziś kolejna kanapka, która całkiem niedawno dołączyła do moich ulubionych. Kanapka na moim powszednim chlebie, z rukolą i marynowaną w chrzanie wędzoną makrelą. Me gusta!
Marynowana w chrzanie wędzona makrela
(tak na oko na 4-5 kanapek)
2 filety (połówki) makreli wędzonej (użyłam takiej z grubym pieprzem)
sok z połowy cytryny
5 łyżek oliwy extra virgin
3 łyżki świeżo startego chrzanu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
Makrelę oskórować i podzielić na kęsy. W miseczce wymieszać oliwę, sok z cytryny, chrzan, sporo czarnego pieprzu i sól do smaku (odrobinę, makrela jest słona). Do mieszanki dodać rybę i delikatnie wymieszać. Przykryć i wstawić do lodówki na 12 godzin.
Następnie wyjąć z lodówki na pół godziny przed konsumpcją - oliwa musi dość do temperatury pokojowej.
Kromkę chleb posmarować masłem (opcjonalnie, bo ryba i oliwa to sporo tłuszczu), położyć rukolę, na nią makrelę i przykryć drugą połówką.
Nie wierzę, że właśnie napisałam instrukcję jak złożyć kanapkę. ;)
Smacznego kanapkowcy!
12 listopada 2012
Kulinarny sposób na cienie i opuchliznę pod oczami
Jestem wielką fanką Lisy Eldrigde - jej urody, talentu i jej prac. Z ciekawością oczekuję jej nowych wpisów czy filmów i choć sama jestem dość zachowawcza w kwestii makijażu, to z powodzeniem wykorzystałam jej kilka rad, szczególnie z zakresu pielęgnacji skóry.
To jest jedna z tych rad, wypróbowanych na mnie, którą chcę Wam pokazać, także dlatego, że wiąże się ze składnikiem kulinarnym - zieloną herbatą. Jest to kuracja na cienie pod oczami i podpuchnięte oczy. Wiadomo, że nic nie zastąpi wysypiania się, niepalenia nikotyny, jedzenia dużej ilości świeżych warzyw i owoców (generalnie - zdrowego odżywania się), a także picia odpowiedniej ilości wody. Wiadomo, że cienie i opuchlizna pod oczami wynikają też z problemów zdrowotnych, np. z nerkami.
Metoda prezentowana przeze mnie na tym blogu rzecz jasna nie jest antidotum na cienie i podpuchnięte oczy wynikające z wszelkich tego typu dolegliwości - cudów nie ma - umówmy się. Ale jest to świetna doraźna metoda na odświeżenie oka, a także bardzo pobudzająca z samego rana. Jeśli tak jak mi ciężko się Wam rano rozbudzić, to myślę, że to Wam pomoże.
Lisa Eldrige zaproponowała tę metodę zamiast bardzo drogiego ekskluzywnego kosmetyku, który występuje w formie kostek do mrożenia.
Co potrzebujecie?
Co potrzebujecie?
- naturalną zieloną herbatę
- pojemnik na kostki lodu
- jałową gazę
Jak to wykonać?
Herbatę zaparzyć, ma być dość mocna. Wystudzić, odcedzić liście i płyn wlać do pojemnika na lód. Zamrozić.
Jak stosować?
Wyjąć kostkę zamrożonej zielonej herbaty, wsadzić w kawałeczek jałowej gazy, zawinąć i skręcić rogi, aby powstało miejsce to trzymania kostki. Dzięki gazie możecie trzymać lodowatą kostkę bez problemu i nie jest ona szaleńczo zimna dla delikatnej skóry pod oczami - pełni więc funkcję ochroną.
Delikatnymi ruchami od wewnętrznego do zewnętrznego kącika oka dociskać skórę pod oczami. Trzeba być bardzo delikatnym, aby nie naciągać skóry za mocno. Ważny jest kierunek - do zewnętrznego kącika oka - to pomaga przesuwać limfę. To taki domowy, szybki sposób na drenaż limfatyczny. Wykonać 3-5 serii na każde oko.
W ten sposób pobudzacie krążenie, rozbudzacie oko, pozbywacie się opuchnięć. Zielona herbata ma działanie rozjaśniające, więc regularne stosowanie powinno nieco zniwelować cienie pod oczami.
Przyznaję, że nie zawsze mam czas rano to stosować, choć staram się. Stosuję jednak zawsze i z powodzeniem przed wyjściami na kolację, imprezę itp.
Dajcie proszę znać, czy znacie i stosujecie tę metodę. :)
11 listopada 2012
A jutro...
Jutro pokażę Wam domową metodę na obudzenie oczu i odświeżenie spojrzenia z wykorzystaniem prostego składnika kulinarnego, który większość z Was ma pewnie w domu. :)
Miłej niedzieli!
9 listopada 2012
Pasta z bakłażana. Bez wyziewu.
Bakłażan to jedno z moich ulubionych warzyw i
ilekroć przychodzi jesień, kiedy bakłażany są w swojej
najlepszej formie, to przynajmniej kilka razy w sezonie robię jakaś
pastę bakłażanową. Eksperymentuję, używam różnych dodatków,
a to robię bez skórki, a to ze skórką. Ale zawsze z czosnkiem.
Każdy przepis, który napotkałam zawierał czosnek. A ja pastę z
bakłażana tak uwielbiam, że zjedzenie porcji z domowym chlebem na
lunch jest dla mnie jak nagroda w środku dnia. Ale jak tu jeść
czosnek, gdy ma się resztę dnia spędzić w niedużym biurze i
narażać współpracowników na wątpliwe aromaty? Uwielbiam czosnek
i gdybym pracowała z domu, to pewnie jadłabym go surowy na
śniadanie, ale obcy wyziew gębowy o aromacie zaczynającego się
trawić czosnku na powierzchni kilku metrów kwadratowych biura to
coś, czego nie lubię. Więc sama nie narażam innych.
Z tego powodu w tym roku robiąc
kolejną pastę pominęłam czosnek, ale użyłam całą masę innych
wyrazistych dodatków, aby nie była mdła. Wyszło bardzo smacznie,
pasta jest w dodatku dość sycąca i wchodzi na stale do repertuaru
past, szczególnie tych do pudełeczka na lunch. Polecam tym, którzy
nie lubią czosnku, albo jak ja - nie zawsze mogą sobie na niego
pozwolić.
Aromatyczna pasta z pieczonych
bakłażanów i orzechów włoskich (bez czosnku)
ok. 250ml
2 nieduże bakłażany, przepołowione
i pokrojone na ok 1cm plastry
1 szalotka, obrana i pokrojona na
półplasterki
garść łuskanych orzechów włoskich
garść świeżej natki pietruszki
sok z całej limonki
1 łyżeczka pasty sezamowej tahini
(użyłam ciemnej, z prażonego sezamu)
na czubku łyżeczki mielonej chilli
¼ łyżeczki kurkumy
½
łyżeczki mielonej kolendry
½
łyżeczki mielonego kuminu
oliwa
extra virgin
sól
świeżo
zmielony czarny pieprz
Piekarnik
nagrzać do 180 stopni C.
Bakłażany
umieścić w miseczce skropić oliwą, lekko posolić i zmielić
nieco pieprzu. Wymieszać, aby oliwa pokryła bakłażany, następnie
wyłożyć na blaszkę do pieczenia lub do naczynia żaroodpornego.
Wstawić do piekarnika i piec przez ok. 25 minut. Wyłączyć
piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić w środku do ostygnięcia.
Na
suchej patelni uprażyć orzechy włoskie, aż będą lekko
zarumienione, po czym przełożyć do robota kuchennego.
Na
rozgrzaną patelnię wlać łyżkę oliwy i na małym ogniu smażyć
szalotkę. Ma być miękka, ale nie niebrązowiona, czyli ok. 7-10
minut, mieszając od czasu do czasu.
Do
robota kuchennego z orzechami dodać wystudzone bakłażany, usmażona
szalotkę, natkę pietruszki, tahini, kurkumę, chilli, kolendrę,
kumin, sok z limonki, nieco soli i pieprzu i odrobinę oliwy.
Miksować, dolewając oliwę cienka strużka. W razie potrzeby
wyłączać robot i zeskrobywać pastę ze ścianek. Ilość oliwy
zależy od tego jak luźna chcecie mieć pastę. Ja lubię ja dość
zbita i z wyczuwalnymi kawałkami skórki i orzechów. Ale możecie
zmielić na gładka masę, wtedy będzie wymagać nieco więcej
oliwy. Spróbować i doprawić do smaku sola i pieprzem jeśli taka
jest potrzeba.
6 listopada 2012
Dziwna ta pizza...
Posiłki w towarzystwie jaśnie pana dostarczały dużo rozrywki. Jego inteligencja i poczucie humoru nie szły w parze z jego gustem kulinarnym, więc komentarze na temat jedzenia trzeba było traktować z humorem, tak jak traktuje się uwagi... powiedzmy - dziecka. Wszak za późno chyba edukować kulinarnie tzw. starego kawalera, który jeśli nie zapominał o posiłkach, to korzystał z matczynej kuchni, albo jadał dania na wynos czy barowe.
Na proszonych obiadach nie bywał, ale udawało mu się czasem załapać na posiłek, gdy akurat przebywał w gości. Linguine z sosem cytrynowo-tymiankowym i świeżymi brązowymi pieczarkami to wg niego "jakieś dziwne spaghetti, bo bez mięsa i czerwonego sosu", klasyczna sałatka grecka "byłaby lepsza z dodatkiem tuńczyka", a łodyżki świeżego młodego szpinaku były tak złowieszcze, że musiał odcinać je każdemu listkowi z osobna, aby potem elegancko zostawić na brzegu talerza, kończąc tym samym posiłek kwadrans po najwolniejszym konsumencie z całej ferajny.
I tak go wspominając myślę sobie, że gdyby zobaczył tę pizzę pewnie powiedziałby, że dziwna. Bez czerwonego sosu, bez szynki, czy grubej warstwy sera. I jak to w ogóle? Pizza z ziemniakami?
Jeśli o mnie chodzi, to im jestem starsza tym bardziej smakują mi pizze minimalistyczne. I nawet bez sera. Na tę położyłam resztkę sera Bluemin White, który został nam z niedawnej serowej kolacji i wkomponował się świetnie w tę pizzę. Można jednak pominąć ser, lub dać inny; dobrze sprawdzi się brie.
Jedna uwaga na temat ziemniaków - dużo przepisów podaje ziemniaki surowe. Nie wiem czy to kwestia mocy piekarnika, czy może gatunku ziemniaków, ale nawet cienko pocięte surowe ziemniaki nie upieką mi się w tym czasie, w którym upiecze się ciasto. Dlatego też ja obgotowuję ziemniaki, bardzo krótko, a potem od razu je hartuję, aby przestały się gotować i zachowały kształt. Decyzję pozostawiam Wam, ale trzymajcie się jednego - ziemniaki mają być pocięte cienko jak na chipsy, bo pizza z grubymi kawałkami ziemnorów to wątpliwa przyjemność.
Pizza bianca z ziemniakami, szalotkami i rozmarynem
3 średnie pizze
Ciasto
250g mąki pszennej
250g mąki pszennej chlebowej
1 płaska łyżeczka soli
1 łyżeczka drożdży instant
1 łyżka oliwy
ok. 300ml wody (lub ile mąka zabierze - trzeba wlewać porcjami, różne mąki potrzebują różne ilości wody)
Dodatki
3 średnie ziemniaki, nieobrane, pocięte na cieniuteńkie plasterki
2-3 szalotki, obrane, przepołowione i pokrojone wzdłuż na nie za cienkie plastry
duża gałązka rozmarynu, igły pocięte drobno, część można zostawić do dekoracji
oliwa
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
ser pleśniowy typu brie (opcjonalnie), pokrojony na plastry (miałam resztkę Bluemin White, dosłownie po 3 plasterki na pizzę)
Najpierw należy przygotować ciasto. Obie mąki wymieszać ze sobą, dodać
sól, drożdże i wlać oliwę. Powoli dodawać wodę i albo miksować, albo
ręcznie wyrabiać, przez ok. 10 minut. Ciasto początkowo będzie lepkie,
ale nabierze sprężystości w miarę wyrabiania. Wyrobione ciasto umieścić w
misce wysmarowanej oliwą, przykryć i zostawić w ciepłym miejscu, aż
podwoi swoją objętość. Lub pozostawić w chłodnym miejscu na 12-18 godzin, co ja uczyniłam i wydaje mi się, że takie ciasto jest lepsze.
Zagotować duży rondel wody, posolić i wrzucić ziemniaki, od razu nastawić timer na 3 minuty. Po tym czasie od razu odcedzić ziemniaki i przełożyć do miski z lodowatą wodą. Po chwili, gdy będą już chłodne odcedzić i pozostawić, aby nieco przeschły.
Szalotki włożyć do miseczki i skropić 2 łyżkami oliwy. Wymieszać dokładnie.
Piekarnik (najlepiej z kamieniem, albo przynajmniej z blaszką) rozgrzać
do 250 C, albo do maksymalnej temperatury Waszego piekarnika (220 C może
być).
Wyrośnięte ciasto przełożyć na omączony blat, spłaszczyć rękoma, podzielić na 3 części, uformować kule i każdą lekko spłaszczyć po czym dać im odpocząć przez ok. 15 minut. Po tym czasie każdą porcję ciasta rozwałkować, a potem lekko naciągać rękoma - ma być dość cienkie (dobrze zrobić to na desce lub łopacie, aby łatwo było zsunąć pizzę do piekarnika). Najlepiej dać mu odpocząć raz jeszcze pod ściereczką przez 10 minut.
Każdy spód pizzy skropić delikatnie oliwą, ułożyć warstwę ziemniaków, dodać ser, jeśli używacie, posypać szalotkami, rozmarynem, skropić jeszcze raz oliwą, posolić i zmielić nieco pieprzu.
Zsunąć na gorący kamień lub blaszkę i piec, aż osiągnie lubiany przez
Was stopień wypieczenia. Wyjąć, podzielić na porcje i można podawać z sosem. Ja zrobiłam prosty czosnkowy.
Sos jogurtowo - czosnkowy
200ml jogurtu naturalnego
2 ząbki czosnku
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
opcjonalnie - sok z cytryny i nieco cukru/syropu z agawy do smaku
Czosnek obrać, posiekać, a potem rozetrzeć na papkę z solą. Wymieszać wszystkie składniki i pozostawić na minimum kwadrans, aby smaki się przegryzły.
3 listopada 2012
Szał(wia) na dynię
Zupa krem z dyni gości u nas każdej jesieni i zimy, ale to w tym roku dopiero zrobiłam taką, która okazała się być naszym zdecydowanym faworytem. Improwizowałam, ale trzymałam się sprawdzonych połączeń: dynia świetnie komponuje się z szałwią, a także z migdałami. Klasyką gatunku są przecież ravioli z dynią i amaretti polane szałwiowym masłem. Postanowiłam zamienić jednak migdały na orzechy laskowe i tak oto zrobiłam moją top dyniową zupę. Kolor może ma mało intensywny, bo dyniowe zupy często mają intensywnie jasnopomarańczowy kolor, ale to wszystko przez mocno skarmelizowane brzegi warzyw - upieczenie ich do tego stopnia nadaje zupie głębszego smaku.
Zupa krem z dyni i batatów z chrupiącą szałwią i orzechami laskowymi
2-4 porcje
300g dyni piżmowej obranej, wypestkowanej i pokrojonej w ok. 2cm kostkę (waga po obraniu i wypestkowaniu)
300g batatów (słodkich ziemniaków), obranych i pokrojonych w ok. 2cm kostkę (waga po obraniu)
2 ząbki czosnku, nieobrane
na czubku łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
na czubku łyżeczki mielonej chilli
5-6 łyżek oliwy
1 duża szalotka, obrana i posiekana
ok. 900ml bulionu warzywnego
garść orzechów laskowych, wyłuskanych
ok. 8-12 listków świeżej szałwi
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
Piekarnik nagrzać do 180 stopni C.
W żaroodpornym naczyniu ułożyć dynię, bataty, czosnek, skropić 2 łyżkami oliwy, posypać gałką muszkatołową, chilli, solą i pieprzem i piec, aż dynia i ziemniaki będą miękkie i zaczną się brązowić na brzegach (ok. 20 minut). Po upieczeniu wyjąć z piekarnika, lekko ostudzić, aby można było bez poparzenia się wycisnąć czosnek z łupin. Ja warzywa upiekłam dzień wcześniej (bo akurat miałam rozgrzany piekarnik po pieczeniu chleba) i przechowywałam szczelnie zamknięte w lodówce.
W rondlu na 2 łyżkach oliwy usmażyć szalotkę, na małym ogniu, przez ok. 10 minut, aż zmięknie. Dodać upieczoną dynię i ziemniaki oraz czosnek wyciśnięty z łupinek. Zamieszać i dolać bulion. Zagotować i po 3-5 minutach zmiksować ręcznym blenderem. Ja lubię niektóre zupy kremy przetrzeć przez drobne sito, bo nabierają wtedy bardzo kremowej konsystencji i mam pewność, że niezmiksowane kawałki warzyw zostają przetarte, a ewentualne skórki czy twarde elementy zostaną na sicie. Tak też zrobiłam z tą. Doprawić solą i pieprzem.
Na suchej patelni podprażyć orzechy laskowe, aż będą nieco zarumienione, następnie przełożyć na deskę do krojenia i z grubsza posiekać.
W tej samej patelni na reszcie oliwy usmażyć całe listki szałwii, aż będą chrupiące. To zajmuje minutę, nie dłużej.
Zupę nalać do talerzy/miseczek posypać posiekanymi orzechami i udekorować kilkoma listami szałwii. Skropić szałwiową oliwą spod smażenia listków. Podawać z dobrym pieczywem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)