31 maja 2010

Jam session





Nie, niestety nie gram na żadnym instrumencie. Choć może to i dobrze, bo na ścianie brakowałoby miejsca na kolejne gitary, albo ja potykałabym się o kolejny stojak idąc po ciemku do łazienki. Kolejne zwoje kabli najpewniej chętnie powitałaby nasza młodsza kotka Mimi, bo uwielbia się nimi bawić. Natomiast następny wzmacniacz ubawiłby starszą wiecznie nadąsaną Bukę, która z nieukrywaną ekstazą ociera się o różne pokrętła, przestawiając ich pozycję i wyprowadzając lubego z równowagi.

I choć nie gram na niczym, muszę nieskromnie przyznać, że mam talent do improwizowania, tyle, że w kuchni. I tak właśnie zabrałam się za przerobienie rabarbaru, aby mieć przy czym zimą wspominać lato. Choć dość rzadki, to jest tak pyszny, że wszystkie słoiczki poszły już w świat i w następnym tygodniu będę musiała zrobić go więcej, aby zostało coś dla nas.

Kwaśny od rabarbaru, gorzkawy od skórki pomarańczowej i lekko pikantny od imbiru. Świetnie smakuje jako nadzienie do naleśników, a jeszcze lepiej na chałce i z kubkiem kakao. A skoro o chałce mowa, to pokażę Wam przepis za parę dni.


Dżem rabarbarowy z imbirem i skórką pomarańczową

1.3kg rabarbaru
750g cukru (zwykłego lub z pektynami)
2 pomarańcze
kawałek świeżego imbiru wielkości kciuka


Rabarbar umyłam i pokroiłam w ok. 2-2.5cm kawałki, które przełożyłam do dużego garnka o grubym dnie.

Imbir obrałam i pokroiłam na cienkie plasterki, a te na słupki, dodałam do rabarbaru.

Obrałam skórkę z obu pomarańczy i pokroiłam ją na cienkie paski, wycisnęłam sok z obu. Sok i skórkę dodałam do garnka z rabarbarem i imbirem. Całość zasypałam cukrem i trzymałam na małym ogniu przez ok. godzinę, co jakiś czas delikatnie mieszając. W tym czasie większość rabarbaru rozpadnie się, ale zostaną większe kawałki.

Gorący dżem przełożyłam do sześciu 200ml wyparzonych słoiczków, zakręciłam i wstawiłam do góry dnem do żaroodpornego naczynia i do piekarnika nagrzanego do 100 stopni na 15 minut.

Po tym czasie wyłączyłam piekarnik, uchyliłam drzwiczki i zostawiłam do ostygnięcia na całą noc.

28 maja 2010

Gryczana z gulaszem raz!






Aby zdementować pogłoski, jakoby u mnie potrawy są podawane tak elegancko, że trzeba dokonywać rezerwacji, pojawiać się w białej koszuli i zostawiać napiwki, dziś będzie swojski gulasz, moja ukochana kasza i odrapana micha. Łyżek na łańcuchach nie będzie.

Kocham kaszę gryczaną i niestety angielska nie smakuje tak dobrze jak polska, ale staram się ją prażyć przed gotowaniem i zjadamy ze smakiem średnio raz w tygodniu. A jak kasza, to i gulasz dowolny musi być. Albo chociaż sos grzybowy. Ewentualnie przystanę na kefir i jajko sadzone.

Dzisiejszy gulasz przygotowałam bez użycia tłuszczu, ale jeśli sobie życzycie, to możecie obsmażyć mięso przed duszeniem na neutralnym oleju, np. słonecznikowym. Ja często to pomijam, bo metoda z gotowaniem wydaje się być szybsza i mniej kłopotliwa. Przy okazji udaje się zaoszczędzić trochę kalorii. Na przykład po to, aby szybko nadrobić to deserem. Warzywa dodaję te, które akurat mam pod ręką.


Gulasz wołowy z zielonymi warzywami

3-4 porcje

400g wołowiny na gulasz, pokrojonej na ok. 1cm kostkę
2 cebule, pokrojone na grube plasterki
ząbek czosnku, posiekany z grubsza
garść suszonych grzybów
3 szklanki bulionu warzywnego
1 szklanka ciemnego piwa typu ale lub stout (jeśli nie chcecie używać alkoholu, to dodajcie o jedną szklankę bulionu więcej)
12 szparagów, twarde końce usunięte, każdy szparag pokrojony na pół
filiżanka fasolki szparagowej (użyłam mrożoną, krojoną)
pół filiżanki zielonego groszku (użyłam mrożony)
łyżka skrobi kukurydzianej
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
kasza gryczana do serwowania

W dużym garnku zagotowuję bulion i wrzucam do niego cebulę, czosnek i mięso. Gotuję kilka minut, po czym dolewam ale, dorzucam grzyby, solę i pieprzę, przykrywam i duszę na małym ogniu ok. godzinę. W tym czasie mięso powinno już być miękkie, jeśli nie jest, to gotuję dłużej.

Na 10 minut przed końcem gotowania wrzucam dolne części szparagów, po 5 minutach główki szparagów, fasolkę i groszek. Fasolka jest dość drobno posiekana, więc nie wymaga długiego duszenia. Na minutę przed koncem gotowania rozrabiam skrobię kukurydzianą w 3 łyżkach wody i wlewam do sosu - dzięki temu lekko zgęstnieje.

Doprawiam do smaku, jeśli to konieczne i serwuję z kaszą gryczaną.

27 maja 2010

Ta babeczka nie jest nudna.







Pogłoski o tym, że muffiny są nudne i niemodne są mocno przesadzone. Proste w wykonaniu, wymagające małej ilości składników i dające niemal nieograniczone możliwości. Zresztą co do tego ma moda, jeśli komuś najzwyczajniej w świecie muffiny smakują?

O pochodzenie muffinek spierają się Amerykanie i Brytyjczycy, choć w Anglii "muffins" to często takie śniadaniowe płaskie bułeczki, które grilluje się i na które sadza się jajko w koszulce polewając sosem holenderskim. To jedno z moich ulubionych śniadań - Jajka Benedykta. A wracając do bohaterek dzisiejszego wpisu - niech będzie, że amerykańskie; na pewno od lat robiące furorę na całym świecie. Kto choć raz w zimny dzień zawitał do jakiejś przytulnej knajpki, chuchając w zmarznięte dłonie zamówił ciepły napój i wsuwał słodką muffinkę, ten nigdy nie powie, że muffiny są nudne.

Przepisów na słodkie muffinki przerobiłam masę. Dziś będzie nieco inaczej. I ciągle nie mogę się zdecydować, czy bardziej lubię wytrawne ich wersje, czy słodkie. Chyba zależy to od pory roku.

Jako, że sezon szparagowy osiągnął już swój półmetek, to zapraszam na wytrawne muffinki, które można upiec tez w formie chlebków. Choć przepis znaleziony w najnowszym wydaniu magazynu "Dales Life" przewidywał upieczenie muffinek, to nie mogłam się powstrzymać, aby wypróbować nowy nabytek, czyli malutkie foremki do pieczenia. Abyście mieli obraz tego, jak małe są, sfotografowałam je na mojej bladej dłoni.

Nie trzymałam się ścisle przepisu, podaje wiec po moich modyfikacjach.


Wytrawne muffiny z serem i szparagami


Na 12 muffinek

12 szparagów, twarde końce usunięte, reszta pokrojona na 3 kawałki
400g maki samowzrastającej (można ja zrobić samemu mieszając każde 150g mąki pszennej z pól łyżeczki proszku do pieczenia i pół łyżeczki sody)
200g sera o wyraźnym smaku, pokrojonego w kostkę (użyłam dojrzałego Cheddara, następnym razem spróbuję z Gruyere albo fetą)
125g masła, stopionego
garść szczypiorku, posiekanego z grubsza
150ml mleka
100g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka musztardy Dijon
2 jajka
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Piekarnik rozgrzałam do 200 stopni C, a foremki wyłożyłam papierem do pieczenia. Polowe piekłam w tradycyjnej muffinowej formie, polowe w indywidualnych, prostokątnych foremkach.

Szparagi wrzuciłam do wrzącej wody i po minucie odcedziłam i zostawiłam pod strumieniem zimnej wody, na minutę, czy dwie, aby zachowały kolor i sprężystość. Odcedziłam i dokładnie osuszyłam.

W jednej misce wymieszałam kostki sera z mąką i szparagami, zachowując na później po jednym szparagowym czubku na muffinę. W drugiej misce wymieszałam masło, szczypiorek, jajka, musztardę, jogurt, mleko, sól i pieprz.

Delikatnie za pomocą łyżki połączyłam obie masy, dodając mokrą do suchej i nie mieszając zbyt dokładnie. Masy na muffiny nie powinno się zbyt intensywnie i długo wyrabiać, stąd też, jak tylko suche składniki połączyły się z mokrymi, przełożyłam ja do foremek. Do każdej muffiny czy chlebka wetknęłam po szparagowym czubku i piekłam przez 25 minut.

Smakują wybornie jeszcze ciepłe z odrobiną masła, ale na zimno też całkiem smaczne. Myślę, że byłyby idealne do przegryzania w towarzystwie jakiejś czystej zupy.

24 maja 2010

300% normy!



Proste przepisy często owocują pysznymi daniami. Tak też było i tym razem, kiedy sięgnęłam po przepis na słynną Torta de Santiago ("torta" po galicyjsku, "tarta" po hiszpańsku). Zakochałam się w tym cieście od samego rzucenia okiem na składniki – migdały i cytryna, to jedne z moich ulubionych smaków.

Tartę zaprezentowała nasza droga Krysia, kuchmistrzyni samozwańcza i przodowniczka pracy. Nie sposób o barwnej kumoszce nie wspomnieć, choćby po to, aby zaprzeczyć panującej opinii, że Krycha to syfiara i lubi czasem pleśń pojeść.

Czego ta Krysia nie robi! Czasem myślę, ze ta kobita w ogóle nie śpi! Tylko studiuje przepisy Braci Zasmażków (dla niewtajemniczonych: wybitni szefowie kuchni - Albert i Michel Roux) i inne dzieła (włączając wszystkie tomy “Kapitału” Marksa), a potem wprowadza lekturę w życie. Na szczęście wygląda na to, że tylko tę pierwszą.

A jak Krycha zakasa rękawy, to nic tylko się wpraszać na trzydaniowy (co najmniej!) posiłek. I wojny się człowiek nie boi, bo Krycha na broni się zna i suchary potrafi upiec. I choć jej niektóre “miszczostwa” mnie przerażają ze względu na nakład pracy (tak jak np. ta Opera), to za ten przepis jestem jej wdzięczna po stokroć, bo wymagania składnikowo – sprzętowo – czasowe ma minimalne, a efekt smakowy jest rewelacyjny.

Jak ktoś nie miał okazji poznać Krysi, to proszę bardzo, oto ona. Dzięki jej uprzejmości prezentuję jej autoportret na tle chałki, którą własnoręcznie zaplotła.




Wracając do tarty – tradycyjnie prezentuje się ją ze wzorem krzyża, co pominęłam, bo robienie szablonu do ciasta, które w oka mgnieniu znika, moim zdaniem jest stratą czasu. Ale możecie się pobawić. Oczywistą oczywistością jest, że Krycha szablon zrobiła i jej tarta św. Jakuba była dopieszczona w 100%. Ech, chciałabym być tak pracowita jak ona. Bez krzyża zrobienie ciasta zajmuje jakieś... 30% normy porównaniu do innych ciast, ale za to ma 100% pysznego smaku.

U mnie bez krzyża, ale nadal smacznie. Dzięki, kumo!


Torta (Tarta) de Santiago


Na 25cm tartownicę

250g sproszkowanych migdałów
4 jajka
180-200g cukru (użyłam drobnego, złocistego)
skorka otarta z jednej cytryny
cukier puder do dekoracji
nieco masła do wysmarowania tartownicy

Piekarnik rozgrzałam do 180 stopni C.

Białka ubiłam, na półsztywno. Żółtka ubiłam osobno z cukrem i skórką cytrynową. Obie masy delikatnie połączyłam, dodając białko do żółtek z cukrem i mieszając szpatułką. Użycie miksera jest kuszące, ale wtedy pozbyłabym się powietrza z masy, która musi pozostać puszysta - wszak w tym cieście nie używa się żadnych spulchniaczy.

Do masy dodałam mączkę migdałową i znowu wymieszałam - delikatnie, za pomocą szpatułki. Następnie przelałam masę do wysmarowanej lekko masłem tartownicy i piekłam ok. 25 minut.

Po upieczeniu ostudziłam 15 minut, po czym posypałam górę cukrem pudrem.

21 maja 2010

Jedyna słuszna pizza w maju.





Oj, znooooowuuu?! - pewnie część z Was tak pomyśli. Tak, znowu. Ale obiecuję, że od przyszłego miesiąca przestanę i zacznę ponownie dopiero w kwietniu, może maju przyszłego roku. Jeść i pokazywać szparagi, rzecz jasna.

Miałam szparagi i kozi serek typu camembert, bo bardzo lubię to połączenie. Tylko nie wiedziałam za bardzo na co mam ochotę, aż olśniło mnie, że przecież jeszcze w tym sezonie szparagowym nie robiłam pizzy. Jedyna słuszna, bo ze szparagami - w sezonie dodaje je do czego się da. Można oczywiście kombinować z różnymi sosami i dodatkami.

Ten przepis jest moją improwizacją, ze składników, które miałam pod ręką. Z podanych proporcji wyszły 4 małe pizze, dobrze smakują też na zimno, więc zabrałam jedną na lunch następnego dnia.


Pizza ze szparagami i kozim serem (na razowym spodzie)


Na spód

450g mąki pszennej z pełnego przemiału
płaska łyżeczka drożdży instant
płaska łyżeczka soli
pół łyżeczki cukru
2-3 łyżki oliwy
ok. 250-300ml letniej wody

Wszystkie składniki umieściłam w maszynie do chleba i ustawiłam program na ciasto na pizzę. Maszyna wyrobiła kulę ciasta i w niej ciasto rosło, podwajając swą objętość. Jeśli nie używacie maszyny, musicie wszystkie składniki połączyć, zagnieść ciasto i kulę ciasta przełożyć do miski, tę przykryć i odstawić w ciepłe miejsce. Pozostawić do wyrośnięcia, aż podwoi objętość.

Na sos


4 łyżki kwaśnej, gęstej śmietany
2 ząbki czosnku
świeżo zmielony pieprz
świeżo utarta gałka muszkatołowa

Na górę

12 szparagów, twarde końce urwane
mały serek kozi typu camembert (użyłam 100g tego sera)
4 łyżki startego parmezanu

Piekarnik wraz z kamieniem do pieczenia pizzy rozgrzałam do maksymalnej temperatury - u mnie 250 stopni C. Grzałam go przez pół godziny, zanim piekłam na nim pizzę. Jeśli nie macie kamienia, to rozgrzejcie blachę.

Ciasto podzieliłam na stolnicy (wreszcie mam taką z prawdziwego zdarzenia! Dziękuję, Mamuś!) na 4 części i rozwałkowałam delikatnie, po czym zostawiłam, aby nieco odpoczęło.

Szparagi blanszowałam w gotującej się wodzie, przez ok. 3 minuty, odcedziłam i zostawiłam na minutę pod strumieniem zimnej wody, aby nie straciły koloru. Odcedziłam ponownie i osuszyłam.

Śmietanę wymieszałam z drobno pokrojonym czosnkiem, pieprzem i gałką muszkatołową.

Na spodach rozsmarowałam sos śmietanowy, posypałam połową parmezanu, położyłam szparagi, a między nimi ser kozi pokrojony na plastry. Posypałam resztą parmezanu.

Piekłam na kamieniu do zarumienienia się ciasta i sera.

19 maja 2010

Śniadanie godne cesarza. I cesarzowej.




Nie ma co kręcić - śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. A jak człowiek ma w weekend nieco więcej czasu i ochoty na hałasowanie mikserem, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby przygotować najsmaczniejszy omlet świata. Jeśli mam być szczera, to potrafię wstać w tygodniu wcześniej, aby mieć czas na przygotowanie tego pysznego śniadania - tak lubię ten cesarski omlet.

Jego nazwa Kaiserschmarrn to zlepek dwóch wyrazów - cesarz i misz-masz/nieład. Jak głosi jedna z anegdot dotyczących powstania tego omletu (obok tej, ze Sissi obsesyjnie dbała o swą linię i nie jadała deserów z dużą ilością mąki), kucharz przez pomyłkę przygotował zbyt grube placki, które mu się porwały, a Franciszek Józef odesłał je do kuchni z uwagą, że taki nieład nie jest godny cesarza!

No cóż... Może i niegodny, wyglądający niezbyt atrakcyjnie, ale za to jaki pyszny! My w każdym razie, czujemy się jak cesarz i cesarzowa, kiedy rano raczymy się tym omletem i świeżo zaparzoną kawą.

Dziś proponuję wersję z sułtankami namoczonymi w rumie, ale równie dobrze ten omlet smakuje z sezonowymi owocami, czy konfiturą.



Kaiserschmarrn, czyli cesarski omlet


2 porcje

5 jajek
5 płaskich łyżek mąki pszennej
2 łyżeczki cukru
2 spore garści sułtanek
ciemny rum - wystarczająco, aby przykryć rodzynki
4 łyżki masła
1 łyżka cukru pudru
szczypta soli

Sułtanki zalałam rumem i zostawiłam na noc.

Rano oddzieliłam żółtka od białek. Białka ubiłam ze szczyptą soli, tak aby nie były za sztywne.

Żółtka ubiłam z cukrem, aż były blade, następnie dodałam mąkę i zmiksowałam. Do masy dodałam sułtanki wraz z rumem, którego nie wsiąkły, delikatnie wymieszałam.

Do masy z sułtankami dodawałam po trochu białek i delikatnie szpatułką mieszałam, aby masa zbytnio nie opadła.

Na patelni rozgrzałam masło i wlałam masę jajeczną. Smażyłam do zarumienienia (trzeba sprawdzać, podważając lekko spod za pomocą szpatułki), następnie przewróciłam delikatnie na drugą stronę. Omlet może się rozwalić, to nie ma znaczenia, jednak ważne, aby za mocno nie opadł.

Po minucie porwałam omlet szpatułką na małe kawałki i dosmażyłam, aż był zarumieniony. Przełożyłam na talerze i oprószyłam cukrem pudrem.

17 maja 2010

Świnka kocha rabarbar.




Tradycyjnie w Anglii pieczoną wieprzowinę podaje się z duszonymi jabłkami (czy też sosem z jabłek), co cieszy moje podniebienie, bo te dwa smaki wydają się być dla siebie stworzone.

Z tym większą ciekawością sięgnęłam po pomysł podania wieprzowiny z rabarbarem, któremu przecież nie tak daleko do kwaśnych jabłek. Przepis jaki wypróbowałam kilka lat temu pochodził z magazynu "Good Food" i moim zdaniem troszkę komplikował sprawę. Soki z rabarbaru mieszało się z kwaśną śmietaną, mięso nadziewało kaszanką. I choć ten zestaw jest pyszny, to postanowiłam uprościć to danie. I też na dobre mu wyszło.


Polędwiczka wieprzowa pieczona z rabarbarem

2-3 porcje

400g polędwiczki wieprzowej
100g pancetty w plastrach (to wędzony włoski boczek, można użyć zwykłego, byle był cienko pokrojony)
2-3 badyle rabarbaru
2-3 łyżki miodu
szczypta mielonego imbiru
sól
świeżo zmielony czarny pieprz


Piekarnik nagrzałam do 200 stopni C.

Polędwiczki oprószyłam solą (nie za dużo, bo pancetta jest słona) oraz pieprzem i zawinęłam w pancettę. Ułożyłam w żaroodpornym naczyniu i włożyłam do piekarnika.

Rabarbar umyłam i pocięłam ukośnie na ok. 5cm kawałki. Na patelni rozgrzałam miód i włożyłam do niego rabarbar. Posypałam imbirem i obtoczyłam w miodzie. Odłożyłam na bok.

Po ok. 10 minutach dołożyłam rabarbar do naczynia z polędwiczką i piekłam kolejne 10 minut.

Po upieczeniu odstawiłam polędwiczki na kilka minut, aby soki rozeszły się po mięsie, a następnie pokroiłam na plastry.

Serwowałam z rabarbarem i pieczonymi ziemniakami, polane sosem spod pieczenia mięsa i rabarbaru.

15 maja 2010

Rześko!






Moje dzieciństwo przypadało na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wtedy przedmiotem pożądania były gazowane oranżady, w których królowały składniki typu E... i tu dopiszcie sobie odpowiednią cyfrę. Ale jak to smakowało! Jak się po tym bekało!

Wtedy kompot przygotowany w domu nie budził większych emocji - większość z nas duszkiem wypijała zawartość szklanych butelek z osiedlowego spożywczaka. Na miejscu, aby nie płacić kaucji za butelkę.

Dziś słodkie napoje gazowane mogłyby dla mnie nie istnieć, a ja staram się wracać do domowych receptur i dodawać im coś od siebie, jakiś niespotykany dwadzieścia lat temu twist.

Oto kompot rabarbarowy, który świetnie gasi pragnienie - jest kwaskowaty, ma nutę korzenną, a dzięki mięcie i limonce jest niezwykle orzeźwiający.

Kompot rabarbarowy

Składniki na 1.5 litra

500g rabarbaru
1.5l wody
8 łyżek cukru (użyłam drobnego złocistego)
4 goździki
sok i skórka otarta z jednej cytryny
kilka gałązek świeżej mięty
limonka


Wodę zagotowałam ze skórką cytrynową i goździkami, następnie dodałam cukier i wymieszałam dokładnie, aby się rozpuścił. Dorzuciłam rabarbar pokrojony w 1cm kawałki i gotowałam 15 minut na małym ogniu.

Wyłączyłam, wcisnęłam sok z cytryny, wymieszałam i odstawiłam do ostygnięcia. Włożyłam na noc do lodówki.

Następnego dnia odcedziłam kompot dwukrotnie. Pierwszy raz na gęstym sicie, drugi raz przez gazę. Przelałam do karafki, do której włożyłam ćwiartki limonki i gałązki mięty. Najlepiej smakuje mocno schłodzony, więc można serwować go z kostkami lodu.

11 maja 2010

Gdzie ta wiosna?




Jak na maj, nawet jak na Północne Yorkshire jest dość zimno i mokro. Chciałoby się jeść lżej, ale pogoda ciągle zmusza do sięgania po bardziej treściwe dania. A ochota na szparagi nie spadła ani trochę.

Zamiast tradycyjnego mięsnego obiadu i szparagów jako dodatek, który to obiad uznałam za ostateczną opcję "aby nie umrzeć z głodu i zjeść szparagi w tym samym daniu", ugotowałam wiosenny makaron, który syci i cieszy oko i podniebienie zielonymi warzywami.

Przepis znalazłam w majowym wydaniu "Good Food" i nieco go zmieniłam.



Tagliatelle z wiosennymi warzywami i sosem cytrynowo - szczypiorkowym


2 porcje

250g tagliatelle
8-10 zielonych szparagów (twarde końce usunięte), przekrojone na pół
filiżanka zielonego groszku (użyłam drobnej odmiany zwanej w UK petit pois)
sok i skórka otarta z jednej cytryny
łyżeczka musztardy Dijon
4 łyżki oliwy
garść świeżego szczypiorku
kilka ustruganych płatków parmezanu
sól
świeżo zmielony czarny pieprz

Ugotowałam makaron al dente, dodając przed końcem gotowania na 5 minut dolne części szparagów, na 3 minuty główki szparagów, a na ostatnią minutę groszek.

Gdy makaron się gotował na patelni wymieszałam sok, skórkę z cytryny, musztardę i oliwę, podgrzałam mieszając, aby składniki się połączyły. Doprawiłam solą i pieprzem.

Odcedziłam makaron z warzywami, zachowując 4-5 łyżek wody spod gotowania makaronu i dodałam je do sosu. 3/4 szczypiorku pocięłam do sosu używając nożyczek. Wymieszałam makaron z sosem, doprawiłam pieprzem, rozdzieliłam na talerze, pocięłam na górę resztę szczypiorku, posypałam płatkami parmezanowymi.

7 maja 2010

Rambarbar, czyli kolejna majowa tradycja.




Jako dziecko uwielbiałam kompot, czy ciasto z "rambarbarem". I choć dziś wyczekuję w maju rabarbaru, a nie “rambarbaru”, to moja sympatia do tego warzywa nie zmieniła się.

Jak co roku, na pierwsze spotkanie z rabarbarem wybrałam ciasto. Tym razem nie skorzystałam z przepisu, który jest w mojej rodzinie od dobrych trzydziestu lat, jeśli nie dłużej, a skusiłam się na przepis Sylwii1607 z Galerii Potraw.

Co mnie skusiło? Na pewno to, że próbowałam wiele jej przepisów i wszystkie okazywały się rarytasami. Dodatkowo zaintrygowała mnie obecność imbiru i cynamonu. Dokonałam kilku małych zmian w przepisie i efekt był niezwykle smaczny.


Ciasto rabarbarowe z cynamonową posypką

Na okrągłą 25cm blaszkę

Posypka

50g brązowego cukru
100g mąki pszennej
60g roztopionego masła
garsć słupków migdałowych (albo płatków migdałowych)
15g cukru cynamonowego (można pominąć cukier i dodać pół łyżeczki mielonego cynamonu. Cukier cynamonowy wykonać samodzielnie - do szczelnego słoika z cukrem włożyć kilka lasek cynamonu i odstawić na parę tygodni)

Składniki posypki wymieszałam i wstawiłam do lodówki.


Masa rabarbarowa

600 g rabarbaru, obranego i pokrojonego na 1cm kawałki
1/4 szklanki brązowego cukru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
1/4 łyzeczki mielonego imbiru

Wszystkie składniki wymieszałam.

Ciasto

140g mąki pszennej
1 jajko
1 żółtko
pół szklanki brązowego cukru
pół łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody
1/4 łyżeczki soli
90g miękkiego masła
80ml crème fraîche (lub gęstej kwaśnej śmietany - użyłam 18%)


W misce wymieszałam suche składniki, a w drugiej mokre. Do suchych dodawałam masę z jajek, masła i śmietany cały czas miksując. Ciasto jest dość lepkie i gęste.

Formę wysmarowałam masłem, wysypałam bułką tartą i wyłożyłam do niej ciasto. Pomagając sobie mokrymi rękoma, lekko spłaszczyłam, aby ciasto równomiernie pokryło blaszkę. Na ciasto wysypałam rabarbar, a na górę posypkę.

Piekłam 75 minut w 170 stopniach C.

5 maja 2010

Kremowo i... nadal szparagowo!



Jeśli ktoś z Was pamięta “Ulicę Sezamkową”, to swierdzenie, że dwie kanapki z masłem orzechowym są lepsze od jednej kanapki z owym masłem nie jest Wam obce. Idąc podobnym tropem: czy istnieje coś pyszniejszego niż risotto? Owszem. Risotto ze szparagami. Obowiązkowo zaliczamy to danie w pierwszym tygodniu szparagowego sezonu. Tym razem połączyłam moje ulubione szparagowe danie ze skórką cytrynową i efekt był zaskakująco pyszny.

Risotto szparagowe ze skórką cytrynową

2 porcje

ok. 30g masła
1 cebula lub szalotka, drobno posiekana
ok. 150 ryżu arborio (lub innego do risotto np. carnaroli)
ok.150ml białego wytrawnego wina (zdarzyło mi się użyć wytrawne rose, też się nadaje, jeśli akurat nie mam białego)
ok. 1 l bulionu warzywnego (ugotowałam go z dodatkiem twardych końcówek szparagowych)
sok i skórka otarta z jednej cytryny (tylko żółta część, biała jest gorzka)
10-12 szparagów, twarde końcówki oderwane, reszta pokrojona na pół
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
3 łyżki drobno startego parmezanu


W płaskim rondlu lub na dużej patelni rozgrzewam połowę masła i na małym ogniu smażę szalotkę, do momentu, aż będzie miękka (nie brązowię jej). Zwiększam ogień i dodaję ryż, ciągle mieszając, aby dokładnie pokrył się tłuszczem.

Po ok. minucie ryż zaczyna robić się przezroczysty, wtedy dolewam wino i sok z cytryny i ciągle mieszam, czekając aż część wchłonie ryż, a cześć odparuje. Następnie zmniejszam ogień, dolewam po chochelce bulionu, pilnując, aby był on ciągle gorący. Dzięki temu ryż ugotuje się równomiernie, a skrobia wydobędzie się z niego nadając daniu kremową konsystencję. Po ok. 5 minutach dodaje dolne części szparagów. Gdy każda chochelka bulionu zostanie wchłonięta, dolewam następna i tak przez ok. 15 - 20 minut, ciągle mieszając. Na ostatnie 5-7 minut dodaje główki szparagów, skórkę z cytryny.

Pod koniec doprawiam do smaku solą i pieprzem, a gdy ryż jest już miękki, ściągam z gazu, dodaję resztę masła, 2 łyżki startego parmezanu i mieszam dokładnie. Odstawiam na 2 minuty.

Rozdzielam do miseczek i serwuję posypane odrobiną parmezanu.

3 maja 2010

W koszulkach, a może w szlafroczkach?





Szparagów ciąg dalszy. Dla mnie bomba. Kto nie lubi, ten trąba. Dzisiaj szparagi gołe i ubrane w szlafroczki z ciasta francuskiego. A żółtko w koszulce. Pomysł zawijania szparagów w ciasto francuskie podejrzałam u Letruski z Galerii Potraw.


Szparagi w cieście francuskim


2 porcje

12 szparagów
12 pasków ciasta francuskiego, o szerokości mniej więcej 1cm
2 surowe żółtka
kopiasta łyżka startego parmezanu (opcjonalnie)
sól


Piekarnik rozgrzałam do 200 stopni C i przygotowałam szparagi, odrywając twarde końcówki. Następnie ugotowałam je we wrzącej wodzie, przez ok. 2 minuty. Wyciągnęłam z wody, a tę zostawiłam ciągle na gazie.

Szparagi zahartowałam pod strumieniem zimnej wody, dobrze osuszyłam i owinęłam w ciasto francuskie. Ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i piekłam do zarumienienia ciasta. Jeśli używam parmezanu to przed zawinięciem szparagów w ciasto posypuje je delikatnie serem.

Szparagi w takiej formie są pyszne - na zimno i na ciepło. Można przed pieczeniem posmarować ciasto białkiem i posypać grubą solą. Można też zjeść je z ugotowanym, płynnym żółtkiem.

W tym celu wbijam żółtko do małej miseczki i wlewam je delikatnie do gotującej się wody po szparagach. Gotuję ok. 30 sekund, odławiam łyżką cedzakową i maczam w nim szparagi.