Nie ma co kręcić - śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia. A jak człowiek ma w weekend nieco więcej czasu i ochoty na hałasowanie mikserem, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby przygotować najsmaczniejszy omlet świata. Jeśli mam być szczera, to potrafię wstać w tygodniu wcześniej, aby mieć czas na przygotowanie tego pysznego śniadania - tak lubię ten cesarski omlet.
Jego nazwa Kaiserschmarrn to zlepek dwóch wyrazów - cesarz i misz-masz/nieład. Jak głosi jedna z anegdot dotyczących powstania tego omletu (obok tej, ze Sissi obsesyjnie dbała o swą linię i nie jadała deserów z dużą ilością mąki), kucharz przez pomyłkę przygotował zbyt grube placki, które mu się porwały, a Franciszek Józef odesłał je do kuchni z uwagą, że taki nieład nie jest godny cesarza!
No cóż... Może i niegodny, wyglądający niezbyt atrakcyjnie, ale za to jaki pyszny! My w każdym razie, czujemy się jak cesarz i cesarzowa, kiedy rano raczymy się tym omletem i świeżo zaparzoną kawą.
Dziś proponuję wersję z sułtankami namoczonymi w rumie, ale równie dobrze ten omlet smakuje z sezonowymi owocami, czy konfiturą.
Kaiserschmarrn, czyli cesarski omlet
2 porcje
5 jajek
5 płaskich łyżek mąki pszennej
2 łyżeczki cukru
2 spore garści sułtanek
ciemny rum - wystarczająco, aby przykryć rodzynki
4 łyżki masła
1 łyżka cukru pudru
szczypta soli
Sułtanki zalałam rumem i zostawiłam na noc.
Rano oddzieliłam żółtka od białek. Białka ubiłam ze szczyptą soli, tak aby nie były za sztywne.
Żółtka ubiłam z cukrem, aż były blade, następnie dodałam mąkę i zmiksowałam. Do masy dodałam sułtanki wraz z rumem, którego nie wsiąkły, delikatnie wymieszałam.
Do masy z sułtankami dodawałam po trochu białek i delikatnie szpatułką mieszałam, aby masa zbytnio nie opadła.
Na patelni rozgrzałam masło i wlałam masę jajeczną. Smażyłam do zarumienienia (trzeba sprawdzać, podważając lekko spod za pomocą szpatułki), następnie przewróciłam delikatnie na drugą stronę. Omlet może się rozwalić, to nie ma znaczenia, jednak ważne, aby za mocno nie opadł.
Po minucie porwałam omlet szpatułką na małe kawałki i dosmażyłam, aż był zarumieniony. Przełożyłam na talerze i oprószyłam cukrem pudrem.
To ja jeszcze nie poszedłem spać, a już śniadanko serwusują? Muszę się za tę swoją bezsenność zabrać, bo niedługo zamienię się w Christiana Bale'a z "Mechanika"...
OdpowiedzUsuńOmlety, omlety, omlety! Pierwsza rzecz, którą nauczyłem się pichcić. I daaaawno nie robiłem, a już po cesarsku, to hohoho! Nawet nie w ostatni Xmas. Tak to jest, kiedy nie ma na dworze cesarzowej, którą można by uraczyć tym pysznym jajecznym śniadaniem? lunchem? deserem?
Ja moje robię z dodatkiem podduszonych plasterków jabłek w rumie/kalwadosie/koniaku, żeby było jeszcze bardziej wytwornie i bezczelnie snobistycznie. Ciasto obowiązkowo z ubitą pianą dla nadania iście sufletowej puszystości.
No z głodu nie zginę, jak się tam kiedyś do Was wproszę. W przyszłości. Więc nie mówcie, że jajek i rodzynek w rumie nie macie, bo zawsze możecie mieć.
Kawa po wiedeńsku, czy French roast au lait? Bo nie wiem, czy mam bródkę freudowską zapuszczać, czy beret z antenką nałożyć.
Omlet brzmi wspaniale i do tego mój ulubiony dodatek w postaci rodzynek :))
OdpowiedzUsuńRobiłam, robiłam :) Ale ja widziałam wersję z kwasnym jabłkiem (szarą renetą) i powiem CI, że ten kwasek ładnie kontrastował ze słodyczą rodzynek i cukru pudru.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, rzecz jest pyszna i już!
Do mnie przemawiają te rodzynki w rumie.Miałam okazję kiedyś spróbować, ale sama jeszcze nie robiłam.
OdpowiedzUsuńHa, moja babcia robiła taki omlet pod nazwą Szlachcianka, uwielbiałam! Słodka bomba kaloryczna dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńmnie zainteresowały tutaj najbardziej rodzynki w rumie :) zapowiada się pysznie na śniadanko!
OdpowiedzUsuńNooo rodzynki w rumie (albo w whisky) to mogłabym w każdej ilości i prawie do wszystkiego :)
OdpowiedzUsuńNie robiłam tego omletu, ale za każdym razem jak go widzę u kogoś to mi żal d..ę ściska że jestem taki leń ostatnio!
Miłego dnia o Pani!
Lubimy lubimy:)Ale nie calkiem tradycyjny bo dzieci rodzynek nie lubia:)
OdpowiedzUsuńto jak zwykle ja -niezalogowana Fetti:)
Uwielbiam, ale jadłam zawsze jako deser. Na śniadanie - to całkiem dekadencko ;)
OdpowiedzUsuńpięknie wygląda i na na pewno w smaku bardzo pyszne...;)
OdpowiedzUsuńOlaboga! Ja niestety rano zbyt dlugo sie budze i zbyt leniwa jestem, aby halasowac mikserem, choc kto wie? Moze w jakas niedziele?
OdpowiedzUsuńTen omlet kojarzy mi sie z dziecinstwem; na trasie Krakow - Zakopane, terenach, ktore jak wiadomo jeszcze nie tak dawno wchodzily w sklad Austro-Wegierskiego kraju, byl zajazd (nie moge sobie przypomniec nazwy), ktory slynal z wypasionego, wyrosnietego omletu typu grzybek - z dodatkiem rumu, jak Twoj wlasnie. W latach osiemdziesiatych to specjalnie tam sie maluchem albo syrenka pomykalo :)
po takim słodkim śniadaniu każdy dzień zamienia się w uśmiechnięty, na pewno
OdpowiedzUsuńkoniecznie podawane z musem jabłkowym, ale niekoniecznie na śniadanie:) I Kaiserschmarren smakują bardziej jak bardzo puszysty naleśnik, a nie jak omlet
OdpowiedzUsuńKaiserschmarrn kojarzy mi się z moim austyiackim przedszkolem. Pycha! Polecam z lekko poduszonymi morelami na wierzchu.
OdpowiedzUsuńa za Sisi to jak byłam mała szalałam, chodząc na spacery po Schoenbrunie udawałam że jestem młodą cesarzową ;D haha.
Jaaaacie! Jaki wysyp komentarzy! Chyba sie ucieszyliscie, ze to nie sa znoooowuuuuuuu szparagi. ;)
OdpowiedzUsuńKucharzu, wlasnie to jest piekne w tym omlecie, ze mozna sobie serwusowac w porze sniadania (jak kto lubi na slodko), lunchu, czy na deser. :) Jaja mamy zawsze, czesto nadmiar, bo kury na farmie sie rozpasaly. ;) Wiec nie mowie, ze nie mamy i wiem, ze zawsze miec mozemy. U nas raczej z duza iloscia mleka, wiec chyba beretka lepsza, co do brodki, to mozesz zapuscic taka w stylu da Vinci, bo najbardziej to lubimy latte. ;)
Anytsujx, naprawde jest smaczny, choc do pieknosci nie nalezy. ;)
Aniu, ciekawa jestem, jak te jablka dodawalas. Juz na talerzu, jak sobie wyobrazam? :)
Ewo, do mnie tez wlasnie te namoczone rodzynki przemowily. ;) Zanim cokolwiek pilam. ;)
Jasti, Szlachcianka tez ladnie! :) Ach, beztroskie dziecinstwo - kto wtedy wiedzial o kaloriach?
Paulo, na deser tez to jest super. Tyle, ze my lubimy sie tak dekadencko rozpuszczac z rana. ;)
Polko, garsciami moglabym jesc. Tyle, ze musze jakos do pracy dojechac w tygodniu, a autobusow u mnie nie ma. ;) Na szczescie kontroli policyjnych tez jak na lekarstwo.
Fetti, a z czym robisz? Chetnie wyprobuje wszystkie mozliwe slodkie wersje. :D
Izaa, ciesze sie, ze Ci sie podoba. Smakuje lepiej, niz wyglada. :D
Magda, to moze nie na sniadanie, ale na podwieczorek? :) Wiesz, ze ja nigdy nie jechalam syrenka? Zdrowiej tam!
Asiejko, tak wlasnie jest. :)
Anonimie, niekoniecznie na sniadanie, niekoniecznie z musem jablkowym, ale chetnie przyjmuje te opcje pod rozwage. ;)
Nicole, mnie sie z niczym nie kojarzyl, bo nie znalam go dosc dlugo. Ale staralam sie wyobrazic sobie obraze majestatu, gdy ten omlet Franzowi zaserwowano, ha, ha! ;)
Pozdrowienia cieple sle!
Ptasiu! Wcielo mi Ciebie, przepraszam! :) Tak, dekadenckie sniadania uwielbiamy, he, he! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOryginalny to z rodzynkami:)Ale mozna robic wariacje na temat:D Np dorzucic troche przyprawy do piernikow,albo kilka wisni lub borowek.
OdpowiedzUsuńSa i tacy co robia na ostro-z szynka,tymiankiem,oregano-ale to juz naprawde bardzo "wariacja":D
pozdr.Fetti
Serwusowa, mój ulubiony omlet:) Pamiętam, że nauczyłam się go będąc chyba na przełomie podstawówki i liceum, z programu Roberta Makłowicza:) Tamten był bez rodzynek, ale jedzony ze śliwkowymi powidłami:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam i będę z przyjemnością zaglądać do Twojego bloga!
Fetti, a ja mam ledwo napoczęty słoiczek polskich konfitur wiśniowych i się czaję, aby z nim ten omlet zjeść. ;) Szkoda, że taki mały. :(
OdpowiedzUsuńNanah, świetnie, że wpadłaś. :) Makłowicza oglądałam pasjami ze względu na opowieści, ale zawsze irytowało mnie jego niechlujstwo. ;)
Pozdrowienia i uściski!