![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjphO3LJp4vNU5KFSfxmFOpW6SAfZqwQOP3iLx1_DUENmItXqDejm1_G4k5jq1nzZNldWcsRP5tnR4NZgmZYMohj81dtJL9sJrfzoKC0i2enB4-lOZAPSzw5tm-us2JdzOud_-OQ5UAtg/s400/nad+morzem+31.053.jpg)
Doprawdy nie pomyślałabym kilka lat temu, że przeprowadzka na wieś będzie dla mnie takim szczęściem. Tyle, że to specyficzna wieś, bo w sercu parku narodowego
Yorkshire Dales National Park. O moich okolicach na pewno jeszcze napiszę, ale dziś pragnę pokazać Wam ciekawe miejsce, w które uwielbiamy jeździć, szczególnie jeśli towarzyszy nam wypakowany po brzegi koszyk piknikowy. Co może być lepszego od dobrego jedzenia i wina w doborowym towarzystwie i w pięknych okolicznościach przyrody?
Tym razem na piknik wybraliśmy się do zatoki Robin Hooda. Jest ona położona na wschodnim wybrzeżu, w sąsiednim parku narodowym,
North Yorkshire Moors National Park kilka mil na południe od bardzo popularnej nadmorskiej miejscowości Whitby, o której wspomnę później. Wątpliwe jest jakoby Robin Hood zapuścił się do zatoki, choć pewnie gdyby wiedział, jaka jest piękna, to by nie zwlekał ani chwili. Podobno w jednym ze swych starć Robin odebrał łupy piratom i przekazał je biednym ludziom z wioski, ale nie ma żadnego śladu potwierdzającego tę balladę.
Miasteczko położone nad zatoką, otoczone z wielu stron wrzosowiskami i torfowiskami było w przeszłości idealnym miejscem nielegalnego handlu. Ciemnym typom pomagały także labirynty uliczek, a podobno domy połączone są podziemnymi tunelami. Dziś uliczki te są urokliwe, a ceny nieruchomości (jeśli w ogóle wchodzą na market) sięgają zenitu.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQokmpEFTA7K-eksUrCcuGp3_pwndiYPQV0_jx9Y2BFwgPrtMMYAt-wtX0CfIQt7xWaKp7x-xui1-MphJb9HFC5RIxc0bOEKO4d9tJBKYXNvfQxFXKnGOtR3beiaBzJ8BlgSCRiopmvmI/s400/nad+morzem+31.051.jpg)
W poniedziałek przywitało nas pochmurne niebo, słońce jedynie przebijało się momentami oświetlając monumentalne klify. Wdrapaliśmy się na skarpę porośniętą zielenią i stamtąd rozkoszowaliśmy się widokiem na zatokę. Towarzyszyło nam lekko piernikowe ciasto rabarbarowe, muffiny z fetą i suszonymi pomidorami i placki z cebulą, salami i koprem włoskim. Merlot, choć w małej butelce i nie z górnej półki cenowej nigdy nie smakował tak dobrze.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjQKV8dDrgnpAOaV6w7WLnlPpC7ZSlblaDDXBaCF0HhHnn_8Heu8W6Is43EVs6hwk68WgV_qgygvdOEYGeqrr_jKoHUQZG686C2PdGxm0Gok6TFgjqCqWySIuyTKBYUTekTD6u1EzAxK4/s400/nad+morzem+31.054.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6qaExwKrhpeyi1ABK9f9NmsL9QsCMFS-4nuct8ZUaTdQFyv0wMt79Mib43K4tFnSBghiBFRVRL3UlYyx7t8xtZuGcpoQpDam3pJqOm_cK_0ZxTlsfu-41KWIwK7NCK1W1b66rM7xOo5U/s400/nad+morzem+31.052.jpg)
Dziś wyglądam trochę jak krasnal ogrodowy – twarz muskana morskim powietrzem nie odczuła w ogóle słońca, które raz po raz wychodziło zza chmur i ją spiekało. Tak więc policzki i nos mam wiec jak zdrowa wiejska dziewka. Albo wspomniany krasnal.
W drodze powrotnej zajrzeliśmy do naszego ulubionego Whitby. Jest to, obok Scarborough absolutne "must see", na wybrzeżu Yorkshire. Nie ma się co oszukiwać – to dość komercyjne miejsce i obok piaszczystej plaży, starego miasta, portu, przepięknych ruin opactwa św. Hildy i zabytkowego cmentarza, znajdziecie także watę na patyku, salony gier, czy całe dresiarskie rodziny ze złotymi łańcuchami na szyjach. A co najważniejsze z kulinarnego punktu widzenia – najsmaczniejszą rybę z frytkami, jaka dotychczas jedliśmy w Anglii. Wygrywa z nią jedynie fish & chips z Orkadów, którego mieliśmy okazje jeść w Kirkwall.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7f8yG7K1KvwtxqXoyx6zv2MIXC_ajDOkuv7e-4i34m4O80gQNRv44vlLksbnBL9Xef7jhKWP9DtVZuYJoGz5sLeGmuMtxiAztZ7bNqZ87BPGlnuY-HOB3iAfd1bx74LmuLQMkydPWm9o/s400/nad+morzem+31.05.jpg)
I właśnie na te rybę się skusiliśmy w drodze powrotnej, bo samo Whitby zwiedzamy dokładnie za każdym razem, kiedy odwiedza nas ktoś z daleka. Porcja okazała się być tak duża, że nie dałam rady zjeść, ale za to przekonałam się, ze rybitwy nie gardzą frytkami. Nawet z octem. Ryby nie dostały, bo zjadłam całą. Tym razem to był łupacz, ale i dorszem nie pogardzę. To dwa najpopularniejsze gatunki ryb używanych do tradycyjnego fish & chips, zanurzone w cieście i smażone do jego chrupkości. Do tego prawdziwe frytki smażone w hektolitrach oleju, sól i dużo octu. I człowiek wraca do domu po takim wypadzie i ani myśli lodówki otwierać. Ba! Nawet na nią spojrzeć.
My jedliśmy danie dość ordynarnie podane, choć nie do końca, bo nie było zawinięte w gazetę, ale jeśli macie nieco cierpliwości i chce Wam się stać w kolejce po wolny stolik, to zawsze możecie zawitać do
Magpie Cafe . To chyba najpopularniejsza jadłodajnia w mieście. Ceny nie zwalają z nóg, menu ciekawe. Zamawiając małą porcję pamiętajcie o tym, że to Yorkshire i tu się lubi dobrze zjeść, w związku z czym małe nie zawsze okazuje się małe i zawsze dobrze zostawić miejsce na deser.
Na deser zaś, tylko do
Bothams of Whitby. Tradycyjne wypieki z Yorkshire, serwowane z serem z doliny Wensleydale, w której mieszkam. Najprawdopodobniej jest to najstarszy nadal działający lokal tego typu w Wielkiej Brytanii.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuv9aEWFZd6700ollk86lpCVWzugHK-hICijrJkWBaoMkZKEGXaDLCq8QvN_ejf486zbgz_cDdyR5rTmlIsPTnaT6Jc-M08ozFRZZ1Rsp03oNTrlMV7FNPZAEzS3GHJ0OtdmLXffuelRw/s400/nad+morzem+31.056.jpg)
Jak już zapełnicie brzuchy najpopularniejszym angielskim daniem i poprawicie tartą z Yorkshire, to polecam przejść się w górę starego miasta, 199 schodami do dominującego w widoku miasta opactwa. Jego ruiny jak i zabytkowy cmentarz są warte zobaczenia, a widok z góry na panoramę miasta i port niezapomniany. Podobno opactwo położone na tych przepięknych klifach zainspirowało Brama Stokera do napisania “Draculi”. Nie zapomnieli o tym lokalni handlowcy,dlatego też w niektórych sklepach można zaopatrzyć się w gadżety rodem z horroru, czy nabyć odpowiednie wdzianko na festiwal gotów.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjxM6zDnJIcwM_GTVFvMdzJJp3NPapn9Cd4t2guBm60MsDgimdDTGveNfmRfDSbGzQuskpjjGWJb9-QG5RMj4c3HSx5wPXCRky6B6UbBdwaiYq4sXBAIugKEFSsrKCYw4UI02ZIPPY028/s400/nad+morzem+31.055.jpg)
Whitby nierozerwalnie kojarzy się też z kapitanem Cookiem, którego pomnik wznosi się nad miastem; zwiedzić można także jego muzeum. Biedaczek jest regularnie brudzony przez liczne ptactwo…
O Whitby i okolicach można by pisać i pisać. I pewnie pominęłam masę rzeczy - trasy widokowe, zabytkowe kościoły, najpewniej jakieś muzea, czy wycieczki w morze łajbą. To wszystko już widzieliśmy, tym razem postawiliśmy na totalny relaks, brak pośpiechu i małe obżarstwo. Dzień minął bardzo odprężająco, a powrót do domu był nieunikniony, choć wcale nie bolesny. Wszak tylko przeskoczyliśmy z jednego pięknego miejsca do drugiego…