15 stycznia 2012

Gdzie jeść? Tan Hill Inn, Reeth, Swaledale


W czasach gdy w Wielkiej Brytanii zamyka się dwadzieścia pięć pubów dziennie, albo tradycyjne puby są zastępowane przez te sieciowe z tanim komercyjnym piwem i wielkimi plazmami, na których wyświetla się przez cały dzień Sky Sport, pub w którym w kominku gra prawdziwy ogień, z kuchni pachnie domowym angielskim pajem, a nie kebabem, staje się prawdziwą perełką. A jeszcze jeśli jest to najwyżej położony pub w Wielkiej Brytanii, (1732 stóp, czyli 529 metrów npm.) to w ogóle warto tam pojechać. To nie jest może imponująca wysokość w porównaniu do polskich warunków, ale pamiętajcie, że w UK nie ma takich wysokich gór. 


 Pub i zajazd Tan Hill, położony jest w sąsiedniej dolinie Swaledale, niedaleko wioski Reeth i prowadzi do niego wąska, kręta droga. W dzień kiedy u mnie świeci słońce i jest nieco ponad 0 stopni C, w okolicach pubu można zastać prawdziwą zimę. Scenerię niczym w filmie "Fargo" dopełnił przejeżdżający radiowóz. Przed pubem można się poprzytulać do owiec, które zachowują się jak psiska. Owce są tam zwierzętami domowymi, ulubieńcami, tak samo jak psy oraz kot i są one stałym i charakterystycznym elementem tego miejsca.

Pub jest uroczy, właściciele sympatyczni, na barze leniwie przeciągał się kot, pod kominkiem spał pies, nie zważając na nic, co dzieje się dokoła. Po wypiciu pinty lokalnego piwa apetyt nam się zaostrzył, a zapach z kuchni zaczął uwodzić. Właścicielka zachwalała zupę (z marchewki i pomarańczy) - orgazm, jak sama twierdziła, ale my mieliśmy chrapkę na mięso. A konkretnie wołowinę długo duszoną w piwie, podaną w gigantycznym Yorkshire puddingu z kremowymi ziemniakami i gotowanym groszkiem. Tradycyjne angielskie jedzenie, proste i tak dobrze ugotowane, że gotowa jestem na to danie wracać i wracać. 

Wrócę tam na pewno, aby spróbować innych specjałów, a Was zachęcam do odwiedzenia, gdybyście byli w okolicy. To miejsce warte odwiedzenia, nie tylko z powodu dań tam serwowanych. To po prostu pub z charakterem, a tych może z czasem brakować na angielskiej mapie pubów. Jest także świetną bazą wypadową do górskich wycieczek. Gdybyście się zasiedzieli, za dużo wypili, albo złapała Was burza śnieżna, to można wynająć sobie pokój i spokojnie przenocować, a rano mieć zaserwowane pełne angielskie śniadanie. Czego chcieć więcej? 


Tan Hill Inn, Tan Hill
Reeth
Richmond
Swaledale
North Yorkshire Dales
DL11 6ED Tel. (01833) 628 246  
E-mail: tracy@tanhillinn.com, info@tanhillinn.com 

Godziny otwarcia i serwowania posiłków różnią się w zależności od pory roku. Ceny od 5.95 do 10.50 funta za posiłek, desery ok. 3.5 funta, dostępne jest osobne menu dla dzieci.

7 komentarzy:

  1. Widać, że to klimatyczne miejsce. Chętnie odwiedziłabym, aby wypróbować dań o których piszesz i poczuć się po prostu dobrze. Brakuje mi takiego miejsca w Trójmieście Jeśli kiedykolwiek uda mi się odwiedzić Wyspy to na pewno postaram tak ułożyć trasę wycieczki, aby tam trafić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale wspaniałe miejsce! Chcę tam pojechać, choć w kwietniu pewnie śniegu już nie będzie, ale zapewne trafię na prawdziwą wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne klimatyczne miejsce, jakich już mało w UK. Niestety puby komercyjne ze sky sport 24/7 to już codzienność, dookoła mnie jest sporo zamkniętych pubów, budynki stoją i niszczeją a szkoda bo można by z nich zrobić świetne lokale!

    OdpowiedzUsuń
  4. Słusznie, po mrozie i piwie, jeśli się nie jest z frakcji wege, ma się ochotę na mięso ;) U mnie zdecydowanie wraz ze spadającymi temp. wzrasta mięsne spożycie. Choć... ta zupa-orgazm też intryguje ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko mogę Ci darować, ale ten yorkszyrski pudding spowodował u mnie burczenie w żołądku. Apetyczny aż ślinka cieknie. Normalnie się zawezmę i kiedyś zrobię :0)
    Pozdrawiam gorąco, Rafał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrób, zrób Rafale! Tyle samo objętości jaj, na tyle samo objętości mleka, na tyle samo objętości mąki plus sól do smaku. Rozbełtać na ciasto naleśnikowe, piekarnik nagrzać na maksa, wsunąć do niego wylaną olejem blachę do Yorkshire puddingów (od biedy można użyć formy na muffiny, choć wtedy takie małe yorkies nazywa się Dutch babies, czyli miemieckimi oseskami) i kiedy olej zacznie dymić, wylać formy ciastem. Wsadzić na powrót do piekarnika i tylko patrzeć jak się po ściankach wspina ciacho i rumieni.

    A Beef&Ale stew to na pewno Serwusowa pokaże niebawem jak się robi.

    Co do relacji, to zabrakło w niej zdjęć Liz i tej drugiej psiny, co od kominka se bok na łyso nadpaliła. ;o)

    OdpowiedzUsuń
  7. Paulino, tak to jest wlasnie jedno z tych miejsc, gdzie czlowiek czuje sie dobrze. Siada i zapomina o uplywajacym czasie. :)

    Mayu i dobrze, ze chcesz! Bo i tak mielismy zaproponowac. :) Szalony Kucharz tam z nami byl, chyba mu sie podobalo. :) Wierze, ze Tobie sie spodoba wiosna, no i zasmakuje. :D

    Fiolunko i u mnie zamykane puby to nie jest rzadkosc, choc te tradycyjne na wsiach zdaja sie utrzymywc te klimaty. Na szczescie. :) Nie znosze pubow z TV.

    Ptasiu, zapach wolowej potrawki z kuchni byl tak piekny, ze nie moglam zjesc nic innego. :) Zupa intrygowala, ale jak uslyszalam "Giant Yorkie", to przypadlam. ;)

    Rafale, wiem, wiem, Twoje klimaty kulinarne. :) Szalony juz Ci napisal jak to wykonac, proscizna. Tylko trzeba miec forme.

    Szalony Kucharzu, psisko lezace pod kominkiem wyszlo nieostre, a ten spaniel to mial ADHD, wiec zadnego zdjecia mu nie zrobilam. :) Na beef & ale stew, w takiej prostej, tradycyjnej formie namawia mnie luby i pewnie jak mi sie uda sfotografowac, to pokaze.

    Dziekuje Wam za komentarze i pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)