16 lutego 2010

Co dobrego w Yorkshire?



Życie rzuciło mnie do Północnego Yorkshire, które słynie ze swej wyśmienitej wołowiny. Czyste powietrze, soczysta trawa przez cały rok, odpowiednio długie dojrzewanie mięsa po ubiciu - to wszystko sprawia, że lokalna wołowina rozpływa się w ustach. Dlatego też często gości na naszym stole.

Wołowina dobrze sprawdza się w potrawkach z dodatkiem ciemnych piw, takich jak stout, ale czy porter, natomiast jeden z klasycznych przepisów francuskich łączy ją z wytrawnym, czerwonym winem. W przepisie, który dziś podaje użyłam wina, bo akurat miałam resztki z poprzedniego wieczoru, ale możecie użyć ciemnego piwa, a jeśli nie uznajecie alkoholu – bulionu warzywnego. Najczęściej jednak wołowinę duszę z piwem - taka nam najbardziej smakuje, a lokalny browar oferuje ciekawe wyroby.

Potrawka z wołowiny na czerwonym winie

Na 4 porcje:

4 łyżki neutralnego oleju roślinnego (np. słonecznikowego)
1kg wołowiny (kupiłam wołowinę do potrawek, już pokrojona w ok. 3cm kostkę, można użyć po prostu gulaszowej, albo pokroić na większą kostkę kawałek pieczeniowy, czy tańsze rodzaje steków)
3-4 marchewki, obrane i pokrojone w grubsze talarki
2 cebule, obrane i pokrojone w ósemki
2 ząbki czosnku, obrane i pokrojone w plasterki
400g puszka krojonych pomidorów
garść suszonych grzybów, namoczonych przez ok. 20 minut w filiżance cieplej wody (wodę spod moczenia grzybów zachowajcie)
ok. 200ml czerwonego wytrawnego wina
garść świeżych ziół, takich jak tymianek czy rozmaryn (można użyć suszonych, smak będzie nieco inny)
sól i świeżo zmielony czarny pieprz

W sporym garnku, z grubym dnem rozgrzałam olej i na dużym ogniu obsmażałam partiami mięso. Gdybym wrzuciła całe mięso jednocześnie, to nie obsmażyłoby się, tylko zaczęło wydzielać sok - ma się ściąć z zewnątrz i lekko zbrązowieć. Mięso smażyłam więc w czterech porcjach, usuwając obsmażoną na talerz, przed podaniem kolejnej.

Następnie na nieco już przypalonym dnie (to nadaje potrawie ciekawy smak i kolor), obsmażyłam krótko cebulę, czosnek i marchewkę. Włożyłam mięso, dodałam grzyby wraz z wodą, w której się moczyły, wino, puszkę pomidorów, ok. ¾ puszki wody i wrzuciłam zioła związane nitką w pęczek. Potrawa nasyci się ich smakiem i aromatem, a wygotowane można łatwo usunąć przed jedzeniem. Lekko posoliłam i zmieliłam sporo czarnego pieprzu. Przykryłam i dusiłam pod przykryciem, na małym ogniu przez ok. 2 godziny.

To danie można przygotować w żaroodpornej brytfance i piec w piekarniku pod przykryciem, przez ok. 3-4 godziny w temperaturze 120C.

Przed podaniem lubię udekorować potrawkę świeżymi ziołami. Najbardziej smakuje nam ze świeżym domowym pieczywem, które można maczać w sosie. Pasują też gniecione, kremowe ziemniaki, albo polenta.

15 komentarzy:

  1. bardzo smacznie wyglada Twoja wolowina. Z ciekawosci pytam sie, bo nic nie wiem na ten temat, ile czasu mieso powinno "dojrzewac" po ubiciu ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Wołowina standardowo dojrzewa 21 dni,to minimalny okres dojrzewania tego mięsa. U niektórych rzeźników można kupić wołowinę dojrzewającą 28 dni, innych nie widziałam, ale czytałam kiedyś o wybornych stekach, które dojrzewały 45 dni. :) W tym czasie mięso ciemnieje i nabiera intensywniejszego smaku. Podczas dojrzewania powinny być zachowane specjalne warunki - odpowiednia temperatura, wilgotność powietrza i inne, aby mięso nie ulegało procesowi psucia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki.
    To bylam ja, emi34, ale zapomnialam podpisac sie w poprzednim poscie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne zdjęcie! Dawaj ich więcej, są bardzo ładne :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa, to Ty, Emi. :) To Ci jeszcze powiem, ze czytałam opinie Anglików na jakimś forum kulinarnym i naśmiewali się z ludzi, którzy wybierali jasnoczerwoną wołowinę.

    Mafilko, dziekuję. Mam nadzieję, że kiedyś będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Puk, puk! :)

    Całkiem inaczej ogląda się Twe zdjecia na blogu, wiesz Serwusowa? Może to za sprawą tej wielkiej bieli dokoła.

    A ja widze serwetkę, którą sama posiadam, nawet identyczny kolor! Strasznie jąlubię :)

    Uściski slę!

    OdpowiedzUsuń
  7. w końcu się doczekałam Twojego bloga, od razu podlinkuję u siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A co się stało z jagnięcą łopatką? Podzieliła los kaczki-dziwaczki? ;o)

    Muszę w końcu zacząć markiewkę tak w skos kroić. O wiele ładniej się prezentuje od zwykłych krążków.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć, Aniu, serwetki dostałam w prezencie, a były kupione... na Pomorzu. :)

    Aga-aa, po inspiracje makaronowe zajrzę do Ciebie. ;)

    Szalony, ostatnie kęski jagnięciny dojada dziś luby. Sfotografowana czeka na swoja kolej. :) Marchewkę pokroiłam tym razem w zwykłe krążki. Mam wrażenie, że to co wydaje Ci się być marchewką, to cebula. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O Jose! Rzeczywiście! Muszę chyba wrócić do noszenia okularków.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi sie podoba przepis, choc to przeciez czysta klasyka :)
    Czuje sie zainspirowana do tego, by go wykorzystac jak najszybciej !
    usciski!
    Blog na 6 z + :-)
    Misia

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję, Misiu. :)Czasem dobrze jest sięgnąć po sprawdzone klasyki. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No wiec zrobilam dzis. Jeszcze siedzi w piecu, ale pachnie cudownie. Jesli smak bedzie w polowie tak dobry jak zapach, to bede miala kolejny kulinarny sukces.
    Pieknie dziekuje za inspiracje :)
    Misia

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo się cieszę, że dałaś znać Misiu. :) Życzę smacznego i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobrze, że mi przyszło do głowy żeby szukać u Ciebie, tego przepisu mi było trzeba! :)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)