1 grudnia 2012

Gdy mnie nie było. I co będzie.

DIY

Lektura obowiązkowa dobrowolna

Przygotowałam z pomocą lubego nowe tło do zdjęć i szukam nadal inspiracji i swojej drogi w fotografii kulinarnej, szperam w sklepach dobroczynnych, odkryłam odjechany pub, przez który przechodzi się do najwyższego w Anglii wodospadu i w którym wisi wypchany (?) pstrąg złowiony w lokalnej rzece w 1963 roku.  


Duma Zielonego Smoka
Czy owcom jest zimno?
 

Poza tym byłam w Polsce, bawiłam się wyśmienicie, kupiłam ciekawą książkę, zjadłam pyszne frankfurterki od pana Hachuły z Lędzin i najlepsze mamine krokiety i czysty barszcz. Na dodatek czytam dwie książki na raz: "Hugh Fearlessly Eats it All: Dispatches from the Gastronomic Front line" Hugh Fearnley-Whittingstall'a oraz "Perfumerię Kardynała" Mai Stoop. Owijam się w pikowany koc, który ma zamki błyskawiczne i zatrzaski, więc mogę tylko wystawić z niego dłonie trzymające książkę i nic mi nie marznie (no, nic poza dłońmi). O kocu oczywiście pomyślała najlepsza Mami na świecie i zapakowała mi go do walizki, gdy wyjeżdżałam z domu rodzinnego. Nie daję się mrozowi, ale jak patrzę z rana na owce za oknem, to mam wrażenie, że im nie jest za ciepło, nie ryzykuję więc i na wszelki wypadek mało wychodzę. Także dlatego, że w przerwach między tym wszystkim ciągle mieszam w garnkach. I staram się zapisywać lokalne opowieści, aby nie uleciały mi z głowy. A że jest zimno to widać bez wychodzenia z domu - niedotykalska Mimi sama pcha się na kolana, a Franek wraca do domu po pół godzinie. Buka natomiast wydaje się zapadać w sen zimowy. Jak niedźwiedź. Czasem myślę, że nawet jest do nich podobna.


Franek w koszu na drewno
Teraz na piecu bulgocze zimowy chutney z moim ulubionym piwem, a w brytfance wolno piecze się łopatka wieprzowa z majerankiem. Przed chwilą skończyłam mus jabłkowy i już myślę, jak przygotować brukselki. Smalec gęsi do ziemniaków czeka na swoją kolej, a ja czekam, aż luby wróci z pracy, aby dokonać ostatecznych szlifów i siąść przy stole z butelką wina. 
 
Mam szczęście do moich przyjaciół, do moich gości i wyjątkowe szczęście do osób poznanych przez internet. I mam także dzięki nim wina z różnych zakątków świata, liście laurowe z ciepłego kraju, czy makaron z zapomnianej odmiany pszenicy. Albo kolację we wspaniałej atmosferze, gdy raz na pół roku pojawiam się w Polsce, czy spotkanie w krakowskich lokalach, które zawsze przyprawia mnie o dobry humor (i to nie z powodu jedzenia czy picia, bo to osobny rozdział i nie zawsze optymistyczny). Mam  także doping i wsparcie, a jak trzeba to opieprz i postawienie do pionu.

Znaleziska ze sklepu dobroczynnego

W tym roku nie myślę ciepło o świętach, bo będzie mi tęskno do najbliższych. Nie mam zaplanowanych potraw, na razie dojrzewa tylko angielskie ciasto bakaliowe, które karmię sherry. Znając siebie dostanę zryw na dwa dni przed i będę mieszać w czterech garnkach na raz. Wybaczcie nie będzie tu przepisów na dania święteczne, znajdziecie je na innych, fantastycznych polskich blogach. Jeśli się ogarnę z chwilowego chaosu, to powinny się tu pojawić dwie propozycje na prezenty. Może trzy. A teraz idę przygotować przystawkę, która zrobiła furorę na niedawnej kolacji, ale było za ciemno, aby ją sfotografować. Czas zrobić to teraz, bo może zechcecie ją podać na obiad świąteczny, albo z okazji jakiejś imprezy, a może po prostu sobie dogodzić bez szczególnej okazji. Będą moje ulubione składniki: buraki, chrzan i makrela.

Fotografuję śniadania...



... gdyż jest zima i tylko rano i w weekendy mam dobre światło.




A przepis na chutney za niedługo! Pamiętacie, że piszę także do LIBERTASA?

6 komentarzy:

  1. Piękne nowe tło do zdjęć , a Franek w tym koszu wygląda uroczo:-))Jak kiedyś nasza Kiara, niestety nie wiemy co się z nią stało...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie wygląda to nowe tło :) Zakupy w sklepie dobroczynnym bardzo udane, ten bieżnik jest piękny. A Franek w koszu wygląda uroczo :)

    OdpowiedzUsuń

Wściubisz nochal? Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad. Zapraszam i pozdrawiam! :)