Niewyjściowa, bo na talerzu się trochę rozwala i nie prezentuje zbyt pięknie, ale co tam. Smakuje dobrze (jeśli ktoś lubi pieczone warzywa - ja uwielbiam), a mnie zależało, aby nie dokładać do zapiekanki śmietany, jajek, mąki czy większej ilości sera - miało być w miarę lekko. Połączenie składników na tyle ciekawe, w mojej skromnej opinii, więc zdjęcie pokazuję i dzielę się przepisem. Improwizowanym w ramach tego co się ostało w szafkach i lodówce - gotowałam tylko dla siebie i nie miałam motywacji, aby zrobić zakupy i pichcić trzydaniowy obiad. Jak nie ma lubego, to mogę żyć na pieczonych warzywach i ewentualnie makaronie. Jedzenie w samotności nie sprawia tyle frajdy, więc też nic specjalnego nie gotuję. Też tak macie?
Zapiekanka z dyni, pora i orzechów włoskich
2-4 porcje
ok. 1.2kg dyni piżmowej, obranej, wypestkowanej i pokrojonej na cienkie plasterki (użyłam karbowanego ostrza w szatkownicy)
3 małe pory, pokrojone w plasterki, biała i jasnozielona część (w sumie 275g)
1 duży ząbek czosnku, obrany i posiekany
ok. 25g masła
duża garść orzechów włoskich, posiekanych z grubsza
ok. 300ml bulionu warzywnego
świeżo zmielony czarny pieprz
świeżo zmielona gałka muszkatołowa
4 łyżki startego wyrazistego sera (użyłam podeschniętego cheddara i pecorino)
W żaroodpornym naczyniu na płycie rozgrzałam masło i dodałam pora. Smażyłam przez ok. 5 minut, następnie dodałam czosnek i smażyłam mieszając przez kolejną minutę. Wyciągnęłam z naczynia i przełożyłam do miseczki.
Naczynie żaroodporne wyłożyłam połową dyni, (nie soliłam, bo ser i bulion są dla mnie wystarczająco słone) zmieliłam nieco pieprzu, gałki muszkatołowej i na to wyłożyłam podsmażone pory. Posypałam połową orzechów i przykryłam kolejną warstwą dyni. Na górę znowu pieprz, gałka muszkatołowa, reszta orzechów. Podlałam połową gorącego bulionu, przykryłam kawałkiem folii aluminiowej i włożyłam do pieca nagrzanego do 180 stopni C (termoobieg).
Piekłam przez 20 minut, podlałam resztą bulionu, posypałam serem i dopiekałam odkryte przez ok. 15 minut. Część zjadłam od razu, część odgrzewałam w mikrofalówce.
A kto by sie przejmowal wyjsciowoscia, skoro takie to dobre? Zreszta, tak na moje oko, wcale zle nie wyglada. Rustykalnie troche - ale przeciez to wcale zadna ujma.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo. Dla siebie raz, dwa i gotowe. A pieczone warzywa są najlepsze na świecie.
OdpowiedzUsuńEee tam, nie wyjściowa - a te piękne karbowane plasterki to co? :) Zresztą i tak najważniejsze, że smaczna, bo zestaw składników bardzo zachęcający :)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam... dziś skończyłam z ziemniakami z fasolą... hehehe ... zajadłam chipsami i zapiłam piwem imbirowym ;-P
OdpowiedzUsuńOd razu niewyjściowa (też zauważyłam karbowane plasterki :). W tym naczyniu? BTW, przeglądałam swój czytnik Google, w którym mam blo spożywcze, i ależ tam dyniowo (hm, my wczoraj też jedliśmy ;) - makaron wg M z porem, dynią i boczkiem plus ciut chilli).
OdpowiedzUsuńŚwietna potrawa: na pewno ładnie pachnie, jest ciekawa w smaku, a wygląda rewelacyjnie, a tak prosto ją zrobić!
OdpowiedzUsuńwow :) bardzo mi się podoba ta zapiekanka :) mojego lubego nie ma czesto wiec ...sama rozumiesz ;)
OdpowiedzUsuńwygląda pięknie i smacznie a nie niewględnie;)
OdpowiedzUsuńWyjściowa - niewyjściowa z chęcią przyjmę sporą porcję do brzucha :)
OdpowiedzUsuńJak nowe szkło? Spełnia oczekiwania?:)
Dynia niewyjściowa, dobre ;) W tym pomarańczowym, ślicznym naczyniu wygląda bardzo wyjściowo!
OdpowiedzUsuńHa ha, jem podobnie, kiedy jestem sama. No i często mi się zdarzają obiady typu kasza manna, owsianka i ryż na mleku :)
jak jestem sama... zresztą nie ma o czym pisać bo mogę nie jeść:)
OdpowiedzUsuńDziekuje Wam wszystkim bardzo za komentarze. :) No dobra, moze nie wyglada zle, szczegolnie w naczyniu, ale jak ja wyjelam, to rozsypala sie - doslownie. :) Ale wazne, ze byla smaczna. :)
OdpowiedzUsuńEwelina, szklo poszlo wczoraj na pierwszy spacer i jestem zadowolona, choc musze sie przyzwyczaic. Efekty beda na blogu w okolicach weekendu (w sensie zdjecia ze spaceru), to rzuc okiem prosze. :) A kulinarnie - wstyd sie przyznac, ale mialam zastoj z fotografowaniem od tej zapiekanki, to bylo pierwsze i ostatnie zdjecie kulinarne zrobione nowym obiektywem... Ale juz widze, ze jest roznica. :) Mam nadzieje w ten weekend ugotowac cos nowego i zrobic sesje. :) Tym bardziej, ze przytargalam wczoraj cos do domu (no dobra, recami lubego, bo ciezkie), co moze stanowic ciekawe tlo, wiec musze sie zabrac za ugotowanie czegos na blog. :)
Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie!
Czy to jest jakaś tusza? :D
OdpowiedzUsuńJak wielkie i z pomocą Lubego to na tusze mi wygląda :D
Z chęcią pooglądam!
Fajnie, że jesteś zadowolona. To 'stałka' więc trochę się trzeba nagimnastykować :)
Uściski!
Płyta kamienna, chyba taka duża dachówka. :D Fakt, trochę gimnastyki ta stałka wymaga, ale to chyba nikomu nie zaszkodziło. ;)
OdpowiedzUsuń